O historii, działalności konwersatorium "Doświadczenie i Przyszłość" oraz roli intelektualistów w życiu politycznym dyskutowano w piątek w warszawskiej Fundacji Centrum Prasowe. Spotkanie odbyło się w ramach obchodów jubileuszu 35-lecia DiP.
Konwersatorium "Doświadczenie i Przyszłość" zostało zawiązane w 1978 r. jako organizacja - działająca bez statutu i struktur - skupiająca intelektualistów, współpracujących z opozycją demokratyczną w Polsce Ludowej.
"DiP był grupą prywatnych osób, które podjęły zadania, które powinny być spełniane przez instytucje publiczne. Podjęli się próby analizy sytuacji społecznej i gospodarczej w końcu lat 70., korzystając z doświadczenia i wiedzy swoich uczestników, którymi byli najlepsi specjaliści w kraju - socjologowie, ekonomiści, prawnicy, urbaniści" - tłumaczył w rozmowie z PAP dr Jan Skórzyński, historyk i publicysta. "Raport DiP pisany był z myślą, że być może trafi on do przekonania władz i zmieni perspektywę ludzi rządzących. Tak się nie stało" - dodał.
Inicjatorem powstania DiP był Stefan Bratkowski, dziennikarz, publicysta i pisarz. Działalność klubu obejmowała opracowywanie raportów na temat rzeczywistości społecznej i politycznej w Polsce, odgrywając ważną rolę w formowaniu opinii publicznej w okresie przed powstaniem Solidarności.
Podczas piątkowego spotkania w warszawskiej siedzibie Fundacji Centrum Prasowe dla Krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dyskutowano o historii organizacji oraz o roli intelektualistów w kształtowaniu życia społeczno-politycznego.
"DiP był grupą prywatnych osób, które podjęły zadania, które powinny być spełniane przez instytucje publiczne. Podjęli się próby analizy sytuacji społecznej i gospodarczej w końcu lat 70., korzystając z doświadczenia i wiedzy swoich uczestników, którymi byli najlepsi specjaliści w kraju - socjologowie, ekonomiści, prawnicy, urbaniści" - tłumaczył w rozmowie z PAP dr Jan Skórzyński, historyk i publicysta.
Odczytano także list od prezydenta Bronisława Komorowskiego. "Raporty DiP były niezależnym głosem elity polskiej inteligencji; dowodem samodzielnego, krytycznego myślenia, który został ocalony mimo propagandowych i cenzorskich zabiegów władz. Były świadectwem obywatelskiej odpowiedzialności za los ojczyzny. Już pierwszy raport wszechstronnie analizował sytuację kraju, odsłaniał skalę błędów, zaniechań i narastających społecznych konfliktów. Piętnował systemowe patologie i zakłamanie komunistycznego reżimu" - napisał prezydent.
"Wielu wybitnych DiP-owców, kładło fundamenty pod konstrukcję niepodległej, demokratycznej Rzeczpospolitej (...) To kontynuacja najlepszych tradycji polskiego pozytywizmu, gdzie zaangażowanie i uwaga połączone były z trzeźwym, mądrym spojrzeniem" - podkreślił w liście Komorowski.
O zawiązaniu DiP opowiadał Stefan Bratkowski, jeden z założycieli organizacji. "Na pierwszym spotkaniu poprosiliśmy zebranych, by zgłosili się ci, którzy mają na tyle dużo czasu, by poświęcić go działalności organizacyjnej. Zgłosiło się 10 osób, potem to grono rozszerzyło się do 21 osób. Nasze środowisko, zawsze uważane za środowisko indywidualistów, odsuniętych od siebie nawzajem, naraz utworzyło grupę ludzi, zdolną do współpracy i wykazujących bardzo wysoki poziom intelektualny" - tłumaczył Bratkowski.
"To było takie +skrzyknięcie się+. Wszystko odbyło się w kilkanaście dni" - dodał Andrzej Wielowieyski, polityk i działacz opozycji w czasach PRL. Przypomniał także słowa profesora Jerzego Jedlickiego, który powiedział, że "DiP uratował honor inteligencji polskiej", a także opinię Jana Józefa Lipskiego, który ocenił, że "DiP zdążył w ostatniej chwili".
"Sądzę, że miał rację. To były już ostatnie chwile - PRL na naszych oczach zamierał. Nasze raporty przygotowywaliśmy w momencie wielkich wydarzeń - papież przyjeżdża do Polski, otrzymał od nas egzemplarze raportu, dyskutowałem z nim bezpośrednio na ich temat" - ocenił Wielowieyski.
Przypomniano także uwagę Mieczysława Rakowskiego, polityka komunistycznego, w latach 1988-89 premiera PRL. "Mimo, że życie dowiodło już nam, że nawet najlepsza wola nie jest w stanie zmienić warunków, w jakich egzystujemy, wciąż istnieją ludzie, spragnieni czynu, wierzący w to, że można coś poprawić. Myślę, że popełniają okrutną pomyłkę. Tego systemu, w takiej postaci, w jakiej istnieje nie da się zmienić. Musi upaść" - zapisał w swoim dzienniku w 1978 r., po powrocie ze spotkania konwersatorium.
"Byliśmy realistami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że opór warstw rządzących będzie gwałtowny. Czy ten realizm był zachowawczy? W dużym stopniu - tak. Uważaliśmy, że zasadnicze zmiany są konieczne, jednocześnie całkowicie niemożliwe. Wiara w to, że to się musi zmienić, była ogromna" - skomentował Bratkowski.
Podkreślono także wagę, jaką raporty DiP odegrały w kształtowaniu przygotowania teoretyczno-politycznego w środowiskach studenckich. Zaznaczono, że raporty dały opozycji język pozwalający mówić o rzeczywistości politycznej i koniecznych zmianach i przykłady na niefunkcjonalność państwa.
"Dzisiaj tego typu prace powinny wykonywać instytucje publiczne lub prywatne. Takich instytucji w Polsce wciąż jest zbyt mało. Prywatny kapitał nie jest skłonny finansować tego typu organizacji, jak robi to na Zachodzie Europy czy w Stanach Zjednoczonych. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że DiP jest Polsce wciąż potrzebny, choć nie ma powodu, by był podejmowany na zasadzie prywatnej - tym ludziom nikt nie płacił za ich pracę" - podkreślił Skórzyński. (PAP)
pj/ par/