Pozbawić Polaków ich historii, pamięci o prawdziwych dziejach – to znaczyło dla kard. Wyszyńskiego odrzeć naród z ważnej części tożsamości – mówi PAP dr Ewa K. Czaczkowska, podsumowując konferencję naukową, która 25 maja odbyła się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
25 maja 2018 r. z inicjatywy UKSW i Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie odbyła się konferencja naukowa „Prymas Stefan Wyszyński a Niepodległa. Naród – patriotyzm – państwo w myśli i nauczaniu Prymasa Tysiąclecia”. Jak podkreślali organizatorzy, jej celem było przedstawienie całościowego spojrzenia kard. Stefana Wyszyńskiego na naród, patriotyzm i państwo. Jedną z uczestniczek debaty była dr Ewa K. Czaczkowska, znawczyni biografii Prymasa, która przedstawiła referat „Wizja historii Polski w myśli prymasa Wyszyńskiego”.
PAP: Często na postać prymasa Stefana Wyszyńskiego patrzy się wyłącznie przez pryzmat jego misji w okresie PRL. Tymczasem jego młodość upłynęła jeszcze w okresie zaborów. W jaki sposób doświadczenie braku własnego państwa wpłynęło na jego myślenie o historii?
Dr Ewa K. Czaczkowska: W moim przekonaniu to doświadczenie miało zasadniczy wpływ na myślenie prymasa Wyszyńskiego o historii jako dziejach narodu, lecz także na stosunek do państwa, ojczyzny i patriotyzmu. „Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej” – mówił jako prymas.
Kiedy Polska odzyskała niepodległość, Stefan Wyszyński był siedemnastoletnim młodzieńcem. Urodził się w zaborze rosyjskim, więc w szkole nie mógł się uczyć języka polskiego i polskiej historii. Tę poznawał dzięki ojcu, który czytał mu książkę „Dzieje Polski w 24 obrazach”. Wraz z ojcem i gospodarzami z Zuzeli [miejsce urodzenia Wyszyńskiego – przyp. red.] pod osłoną nocy pielęgnował groby powstańców styczniowych i stawiał na ich mogiłach krzyże. W czasie I wojny światowej jako uczeń szkoły w Łomży należał do tajnej organizacji harcerskiej współpracującej z POW, za co odebrał od żołnierzy niemieckich chłostę.
Te przeżycia, do których wracał po wielu latach, ukształtowały w nim szacunek dla zrywów powstańczych, dla bohaterów walki o niepodległość, ich cierpienia i ofiary. Nauczyły go oceniać wydarzenia nie tylko pod kątem odniesionych zwycięstw, lecz i oceniać je głębiej, od strony duchowej, dostrzegać efekty o charakterze długofalowym. Spowodowały, że myślał o dziejach jako o historii narodu, który trwał niezależnie od istnienia czy braku państwowości i niezależnie od zmieniających się systemów politycznych oraz społecznych. Prymas patrzył na dzieje narodu jako rezerwuar wartości ukształtowanych przez poprzedników, z których mogły czerpać kolejne pokolenia.
Dr Ewa K. Czaczkowska: Już przed wojną ks. Wyszyński przewidywał, że będzie musiało dojść do zderzenia katolicyzmu i bezbożnictwa, jak nazywał ateistyczny komunizm, i to katolicyzm będzie miał decydujące znaczenie w walce z nim.
PAP: Tuż po odzyskaniu niepodległości po raz pierwszy zetknął się z systemem komunistycznym. Czy we wczesnym okresie kapłaństwa w publikacjach i wystąpieniach mówił o zagrożeniu, jakim jest dla Polski komunizm?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Tak, i to bardzo często. Zarówno w publikacjach, gdyż w okresie międzywojennym ks. Stefan Wyszyński był dziennikarzem i publicystą, redaktorem naczelnym „Ateneum Kapłańskiego”, jak i jako kapelan Chrześcijańskich Związków Zawodowych we Włocławku. Przed wojną ks. Wyszyński opublikował ponad 30 artykułów i broszur, w których analizował zagrożenie komunizmu, głównie powodowane jego ateistycznym charakterem.
Komunizm, jak pisał, odrzucił Boga nie w imię człowieka czy sprawiedliwości społecznej, lecz kolektywu, który stał się nowym bóstwem. Wiedział, że marksizm nie rozwiąże kwestii robotniczej, dlatego przestrzegał przed nim robotników. Obawiał się, że najbardziej podatna na wpływ komunizmu jest inteligencja, u której widział tendencję do jego „chrzczenia”.
Wyszyński propagował katolicką naukę społeczną i jej rozwiązania kwestii robotniczej jako przeciwwagę dla myśli marksistowskiej. Już przed wojną przewidywał, że będzie musiało dojść do zderzenia katolicyzmu i bezbożnictwa, jak nazywał ateistyczny komunizm, i to katolicyzm będzie miał decydujące znaczenie w walce z nim. Ta myśl towarzyszyła prymasowi w okresie powojennym.
Ks. Wyszyński, od młodości zainteresowany systemami społecznymi i politycznymi, miał wiedzę na temat komunizmu, poznał jego istotę, co go dobrze przygotowywało do pełnienia funkcji prymasa po wojnie. I myślę, że był to jeden z istotnych elementów, które sprawiły, iż kard. August Hlond wskazał na bp. Wyszyńskiego jako swego następcę. Prymas Wyszyński po jednej z rozmów w przedstawicielami komunistycznych władz zauważył, że w tym gronie to tylko on sam czytał Marksa.
PAP: W młodości Stefan Wyszyński dbał o groby powstańców styczniowych. Jaki był jego późniejszy stosunek do polskiej tradycji insurekcyjnej i martyrologii? Na ile na jego poglądy wpłynęło bycie w 1944 r. kapelanem Grupy AK „Kampinos”?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Prymas miał wielki szacunek dla wszystkich powstań narodowych i powstańców, dla ofiary krwi złożonej w walkach o wolność i niepodległość, dla zamordowanych w obozach, prześladowanych. Wiedząc, że niemal wszystkie zrywy były skazane na niepowodzenie, uważał też, iż były konieczne do pobudzenia ducha narodu, do tego – jak mówił – aby „odżywiać” kolejne pokolenia. Powstania pobudzały bowiem sumienie narodu.
Znana jest polemika prymasa ze Stanisławem Stommą z „Tygodnika Powszechnego”, której przedmiotem był stosunek do Powstania Styczniowego. Prymas podkreślał, że nie było ono bezowocne, lecz potrzebne. W jego opinii było „niedotykalnym osiągnięciem i zwycięstwem”, bez którego Polacy nie oparliby się rusyfikacji i germanizacji.
Jego zdaniem wszystkie powstania wniosły coś niezwykle ważnego do historii narodu. Prymas wręcz sakralizował ofiarę krwi powstańców. Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego porównywał ofiarę krwi powstańców do ofiary Chrystusa na krzyżu. Obie miały przynieść ogromne owoce. Ofiara powstańców wstrząsnęła sumienia narodu i w pewnym stopniu międzynarodowej opinii publicznej.
Prymas jednocześnie bardzo bał się, aby nie doszło do rozlewu krwi w Polsce powojennej. W 1980 r. mówił, że nie wybaczyłby sobie, gdyby – w wyniku interwencji radzieckiej – padła choć jedna ofiara, poniósł śmierć choć jeden polski chłopiec. Tak było we wszystkich momentach przełomowych. Gdy w 1956 r. powrócił z Komańczy, uspokajał nastroje, aby nie dopuścić do rozlewu krwi jak na Węgrzech.
Dr Ewa K. Czaczkowska: W 1980 r. prymas mówił, że nie wybaczyłby sobie, gdyby – w wyniku interwencji radzieckiej – padła choć jedna ofiara, poniósł śmierć choć jeden polski chłopiec. Tak było we wszystkich momentach przełomowych. Gdy w 1956 r. powrócił z Komańczy, uspokajał nastroje, aby nie dopuścić do rozlewu krwi jak na Węgrzech.
Uważał, że w czasie II wojny światowej Polska straciła już tyle krwi, iż dalsza jej utrata zagraża substancji narodu, szczególnie że odzyskanie suwerenności było niemożliwe bez zmian geopolitycznych na Wschodzie.
PAP: Jaki był więc jego stosunek do podziemia antykomunistycznego po 1944 r.?
Dr Ewa K. Czaczkowska: To jeden z najmniej zbadanych aspektów myśli Stefana Wyszyńskiego. Prymas spotykał się z członkami podziemia, do WiN należał jego przyrodni brat Tadeusz. Jako biskup lubelski bywał w parafiach, w których działała partyzantka antykomunistyczna. Jednocześnie w 1950 r. podpisał porozumienie z władzami komunistycznymi, w którym zdystansował się do podziemia antykomunistycznego. Należy pamiętać, że było ono wówczas już bardzo słabe. Jako biskup lubelski zachęcał do ujawniania się w kolejnych amnestiach, ogłaszanych przez władze.
Widać więc w stosunku do podziemia antykomunistycznego biskupa i młodego prymasa pewien pragmatyzm. Podkreślam jednak, że ten aspekt działalności prymasa jest dość słabo zbadany.
PAP: Często konflikt o pamięć historyczną pomiędzy Kościołem a władzami komunistycznymi redukuje się do obchodów Milenium i tzw. tysiąclecia. W jakich innych aspektach ten spór był najlepiej widoczny?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Spór o przeszłość prymasa Wyszyńskiego z władzami komunistycznymi dotyczył generalnie pamięci historycznej jako istotnej części tożsamości narodu. Wiemy, że historia w okresie PRL została wprzęgnięta w propagandę. Komuniści pragnęli wymazać z pamięci Polaków część wydarzeń i zastąpić je innymi albo nadać im nowy sens, by w oderwaniu od dziejów kształtować nowe, ateistyczne społeczeństwo. Pozbawić Polaków ich historii, pamięci o prawdziwych dziejach – to znaczyło dla Wyszyńskiego odrzeć naród z ważnej części tożsamości. Uważał, że od zachowania tożsamości zależy to, czy naród zachowa wewnętrzną wolność, bez której nie będzie mógł wybić się na niezależność i suwerenność.
Prymas patrzył na przeszłość narodu także poprzez wartości współkształtowane przez religię, z których mogą czerpać kolejne pokolenia. W homilii wygłoszonej w 1968 r. na Jasnej Górze, z okazji pięćdziesięciolecia odzyskania niepodległości, stwierdził, że tylko ludzie wolni wewnętrznie, czyli świadomi swej tożsamości, jeśli będzie ich wielu, wspierani przez Boga mogą odzyskać wolność zewnętrzną. Mogą żyć w suwerennym państwie, jeśli będą czerpać siłę z przeszłości narodu. Tak było w 1918 r., gdy odzyskali niepodległość. I tak może się stać teraz. Tym samym pamięć o przeszłości była dla Wyszyńskiego niezwykle ważna dla teraźniejszości i przyszłości narodu. I o to toczył się zasadniczy spór.
Dlatego tak istotnym elementem tożsamości narodu była dla prymasa historia i przypominanie o chwalebnych wydarzeniach z przeszłości. Również z najtrudniejszych okresów, takich jak schyłek XVIII w., Wyszyński wydobywał wspaniałe karty, jak dorobek Sejmu Czteroletniego. Tymczasem komunistyczna narracja przedstawiała te elementy polskiej historii w jak najgorszym świetle. Był to więc zasadniczy konflikt o przeszłość.
Warto wspomnieć o warszawskiej katedrze św. Jana Chrzciciela, odbudowanej w latach pięćdziesiątych i konsekrowanej przez prymasa w 1960 r. Na witrażach katedry znalazła się cała historia Polski - od Mieszka I, Bolesława Chrobrego, aż po wiek XX. Są na nich królowie, przywódcy wojskowi i powstań, wielcy twórcy i święci – ci, którzy stanowili o chlubnych dziejach narodu. Są tam także postaci wymazywane przez komunistów z historii Polski, jak np. Józef Piłsudski czy gen. Władysław Sikorski. W ten sposób okna katedry stawały się niejako podręcznikiem polskich dziejów, pełniły podobną rolę do owej historii w 24 obrazkach, z której w okresie zaborów Stefan Wyszyński jako dziecko uczył się w domu.
PAP: Czy można porównać myślenie o polskiej historii prymasa Wyszyńskiego i kard. Karola Wojtyły, również w okresie jego pontyfikatu? Czy ich punkty widzenia w tej sferze się różniły?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Jan Paweł II bardziej wyraźnie nawiązywał do tradycji Polski jagiellońskiej – Polski wielonarodowej i wielokulturowej. Prymas Wyszyński zaś częściej mówił o Polsce „piastowskiej”. Być może wynikało to z różnic biograficznych, z doświadczenia prymasa życia pod zaborem rosyjskim, oraz tego, że Karol Wojtyła, urodzony już w II RP, wywodził się z terenów o żywej tradycji austro-węgierskiej. Na pewno poczucie braku państwowości w okresie młodzieńczym silnie wpłynęło na myślenie Wyszyńskiego o polskiej historii jako historii narodu, który wyróżniają język, kultura, wiara, tradycja, a jej początkiem był chrzest w 966 r. jako akt założycielski narodu.
PAP: Jaki obraz stanu badań nad myślą i biografią Stefana Wyszyńskiego wyłania się z wystąpień podczas konferencji zorganizowanej przez UKSW i IPN?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Na podstawie tej, a także wielu innych konferencji naukowych oraz publikacji można stwierdzić, iż o prymasie Wyszyńskim wiemy już bardzo dużo. Ponad trzy dekady, jakie upłynęły od jego śmierci, to dość długi okres, szczególnie że historycy mają wgląd do archiwów z okresu PRL i że otwierają się archiwa kościelne.
Jednocześnie mamy ogrom materiałów, m.in. zapisów homilii, wystąpień prymasa, które, mam wrażenie, są niezgłębionym jeszcze do końca źródłem wiedzy o myśli kard. Wyszyńskiego. Są też jeszcze niedostatecznie zbadane takie obszary działalności prymasa, jak wspomniana kwestia stosunku do podziemia antykomunistycznego, a także relacji ze zgromadzeniami zakonnymi. Nie mamy jeszcze dostępu do archiwów Stolicy Apostolskiej, które zapewne więcej by powiedziały o relacjach prymasa z Sekretariatem Stanu.
Dr Ewa K. Czaczkowska: Mamy ogrom materiałów, m.in. zapisów homilii, wystąpień, które są niezgłębionym do końca źródłem wiedzy o myśli kard. Wyszyńskiego. Są też jeszcze niedostatecznie zbadane takie obszary działalności prymasa, jak np. kwestia stosunku do podziemia antykomunistycznego, a także relacji ze zgromadzeniami zakonnymi.
Z powodu braku dokumentów największą tajemnicą owiana jest sprawa pomocy kard. Wyszyńskiego katolikom na Wschodzie, czyli w ZSRS oraz w innych krajach bloku wschodniego. Wynikała ona ze specjalnych uprawnień nadanych prymasowi przez Piusa XII w1957 r. O tej opiece wiemy jednak niewiele, posiadamy okruchy informacji, gdyż musiała być ona potajemna, ukrywana. Wiemy, że prymas Wyszyński wyświęcał księży, udzielił sakry biskupiej Janowi Cieńskiemu, sufraganowi archidiecezji lwowskiej. Istnieją dowody, że sowieckie służby wiedziały o niektórych przypadkach święceń księży w ZSRS, dlatego można sądzić, iż informacje na ten temat znajdują się w archiwach postsowieckich w Rosji.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ skp/