Na nauczanie o Holokauście kładzie się w USA duży nacisk, szczególnie od 20-30 lat, jednak edukacja ta rozmija się z polską perspektywą. Ocenę jej jakości utrudnia specyfika szkolnictwa, nadzorowanego przez stany i władze lokalne, a nie rząd federalny.
W USA nie ma jednolitych programów nauczania - decydują o nich lokalne zarządy oświaty. Władze federalne i stanowe ograniczają się na ogół do niezobowiązujących wytycznych. Taki też charakter mają często w praktyce ogólnokrajowe standardy programowe.
Ostatecznie zatem najwięcej zależy od nauczycieli. Tymczasem w większości publicznych szkół w USA nie trzeba posiadać dyplomu uniwersyteckiego z historii, aby przedmiotu tego uczyć. Wystarczy ukończenie kursów z nauk społecznych. Sytuacja ta rzutuje na edukację na temat zagłady Żydów w czasie II wojny światowej.
W USA nie ma jednolitych programów nauczania - decydują o nich lokalne zarządy oświaty. Władze federalne i stanowe ograniczają się na ogół do niezobowiązujących wytycznych. Taki też charakter mają często w praktyce ogólnokrajowe standardy programowe.
W pięciu stanach: Nowy Jork, New Jersey, Floryda, Illinois i Kalifornia obowiązują ustawy nakazujące nauczanie w szkołach o Holokauście. W 10 innych istnieją regulacje zalecające edukację na ten temat. W niemal wszystkich stanach nauczanie przedmiotu "studiów społecznych", w którego programie najczęściej przekazuje się wiedzę o Holokauście, odbywa się zgodnie ze standardami opracowanymi przez stanowe departamenty oświaty.
Międzynarodowa grupa ds. Współpracy w zakresie Edukacji, Upamiętniania i Badań nad Holokaustem (ITF), organizacja powołana w celu propagowania wiedzy o zagładzie Żydów, ocenia w swym raporcie, że "ponieważ standardy odgrywają coraz większą rolę w edukacji w USA, można założyć, że większość szkół porusza temat Holokaustu".
Wiedzę o nim przekazuje się nie tylko na lekcjach historii, ale i innych przedmiotów humanistycznych, jak angielski, filozofia, religia, język niemiecki, psychologia, socjologia, nauki polityczne. Tylko niektóre szkoły oferują osobne kursy o Holokauście. Temat ten porusza się nie tylko w ujęciu historycznym, lecz także jako punkt wyjścia do rozważań o kulturze, wartościach (jak tolerancja) i postawach. Używa się też różnych definicji Holokaustu, omawiając go np. jako skrajny przypadek masowego ludobójstwa na tle innych podobnych przykładów z historii.
Jak podkreśla raport ITF, wynika to z wielokulturowości amerykańskiego społeczeństwa - nauczanie dostosowuje się do zróżnicowanych odbiorców, np. Afroamerykanie przypominają, że pierwsze obozy koncentracyjne Niemcy założyli w swoich koloniach w Afryce.
Niezależnie od szkół publicznych edukacja o Holokauście znajduje się w programach licznych szkół prywatnych, w tym religijnych. Nauczycieli uczących o eksterminacji Żydów kształcą specjalni edukatorzy (educators - zwani też "trenerami") zrzeszeni w stowarzyszeniu organizacji promujących wiedzę o Holokauście (AHO - Association of Holocaust Organizations). Specjalną rolę edukacyjną odgrywają też muzea pamięci o Zagładzie, z federalnym Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie na czele.
Wieloaspektowe ujęcie tematu i ograniczony czas na nauczanie - raport ITF ocenia, że w szkołach poświęca mu się średnio 20-40 godzin lekcyjnych - sprawia, że uczniowie nie poznają zwykle gruntownie historycznego kontekstu Zagłady. W większości szkolnych podręczników historii znaleźć można tylko od 3 do 5 stron chronologicznej narracji o narodzinach hitleryzmu, II wojnie światowej i masowym mordowaniu Żydów.
W rezultacie - zwraca uwagę Witold Dzielski z ambasady RP w Waszyngtonie, zajmujący się w placówce stosunkami polsko-żydowskimi - edukacja na temat Holokaustu rozmija się z polską perspektywą widzenia problemu.
"Nauczanie o Holokauście odbywa się w USA w sposób bardzo uogólniony. Kładzie się nacisk na to, by wykorzystać go do nauki o postawach, np. bierności lub aktywności w obliczu zła. Edukatorzy-trenerzy mają zwykle szeroką wiedzę, ale nawet najlepszym z nich otwierają się oczy dopiero, jak przyjeżdżają do Polski. Dopiero wtedy zaczynają rozumieć, dlaczego błędem jest mówić o +polskich obozach śmierci+" - mówi Dzielski.
W większości publicznych szkół w USA nie trzeba posiadać dyplomu uniwersyteckiego z historii, aby przedmiotu tego uczyć. Wystarczy ukończenie kursów z nauk społecznych. Sytuacja ta rzutuje na edukację na temat zagłady Żydów w czasie II wojny światowej.
"W szkole ani na uniwersytecie nie spotkałem się w podręcznikach ze sformułowaniem +Polish death camps+. Z ignorancją - owszem. Wielu moich rówieśników nie wiedziało, że Polacy byli także ofiarami Holokaustu, wielu było przekonanych, że Polacy byli wobec zagłady całkowicie bierni i co za tym idzie, za nią współodpowiedzialni" - wspomina absolwent szkół średnich w USA i Uniwersytetu Columbia, Piotr Zalewski, politolog i niezależny dziennikarz.
Na uniwersytetach Holokaust bywa tematem omawianym na wielu kursach w zakresie nauk społecznych i humanistycznych, w zależności od profilu uczelni. W miastach licznie zamieszkanych przez żydowską diasporę, jak Nowy Jork, organizacje żydowskie oferują darmowe kursy na ten temat. Przykładem są kursy organizowane na Uniwersytecie Nowojorskim przez Jewish Center for Spiritual Life.
"Na seminarium w czasie tych zajęć była m.in. mowa o gettoizacji Żydów w przedwojennej Polsce. Mówiono o polskim antysemityzmie i dyskryminacji Żydów. Kiedy zapytałem uczestników seminarium, czy wiedzą, że w czasie II wojny światowej Polacy też ginęli w obozach, trzy czwarte nie miało o tym pojęcia. Wiedzą o tym tylko ci, którzy byli w Polsce" - mówi student Uniwersytetu Nowojorskiego Maurice Dyba.
Ignorancja ta - zgadza się Witold Dzielski - nie jest tylko wynikiem wad systemu oświatowego. Wiedzę o Holokauście Amerykanie czerpią również z mediów, z filmów, książek i innych produktów kultury popularnej, a także od swoich rodzin. W przekazach tych powiela się negatywne stereotypy o Polsce i zachowaniu Polaków wobec eksterminacji Żydów.
"Problem leży często po stronie drugiego pokolenia, dzieci ocalonych z Holokaustu. Mają oni najbardziej negatywne nastawienie i w tym samym duchu kształtują swoje dzieci" - mówi Dzielski.
Rząd RP od kilkunastu lat stara się wpływać na środowisko trenerów-edukatorów przygotowujących nauczycieli do nauczania o Zagładzie, aby wyeliminować zdarzające się w nim często uproszczenia i przekłamania.
"Udało się nam doprowadzić do sytuacji, że zaczęto nas traktować poważnie. Na wysokim i średnim poziomie - administracji rządowej, elit intelektualnych, liderów opinii - obserwujemy zdecydowaną poprawę stanu wiedzy, co daje nadzieję na przyszłość, że wpłynie to na jej poziom w szerszych kręgach społecznych" - mówi Dzielski.
Ważną rolę - podkreśla - odgrywają tu wyjazdy amerykańskich nauczycieli i wykładowców do Polski.
"Chodzi tu o wizyty studyjne. Spełniają one swoje zadanie, jeśli nie polegają tylko na odwiedzaniu miejsc zagłady, lecz także na licznych spotkaniach i rozmowach z Polakami. Coraz więcej Żydów amerykańskich jeździ do Polski i są coraz bardziej życzliwie do nas nastawieni" - mówi.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ kar/ ala/