W polsko-izraelskim sporze o uwikłanie niektórych Polaków w zbrodnie nazistowskie brakuje głosu Niemiec - pisze "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung". Dodano, że "słowo Bundestagu, pani kanclerz, prezydenta" mogłyby pomóc załagodzić spór i rozwiać obawy Polski o próby zafałszowania historii.
"Ponieważ tak w Izraelu, jak i W Polsce u podstaw gniewu i strachu leży niemiecka trauma, Berlin może tu odegrać pomocną rolę" - uważa autor artykułu Konrad Schuller w odniesieniu do sporu o przegłosowaną w Polsce ustawę o IPN. Zgodnie z nią m.in. grozi grzywna lub więzienie za przypisywanie polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę.
Rola Niemiec polega na ciągłym odnawianiu zapewnienia o niemieckiej winie, czego przykład dał kanclerz Willy Brandt w 1970 roku - przekonuje Schuller.
W Izraelu "tli się zarzut, że Polacy chcą zatuszować fakt, że niektórzy z ich obywateli (...) kolaborowali z Niemcami". Choć wielu Żydów zdaje sobie sprawę, że ich przodkowie nie przeżyliby, gdyby nie byli ukrywani przez Polaków, oraz że Polaków jest najwięcej wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, Izrael odczytuje polską ustawę o IPN jako "próbę odrzucenia odpowiedzialności". Jednak gniew na Polskę jest wyrazem bólu, którego źródło leży w Niemczech - stwierdza autor.
Również dla Warszawy to Berlin jest w centrum uwagi - pisze dziennik. "Za polską ustawą stoi mianowicie obawa, że z biegiem czasu zbrodnie nazistów po cichu zostaną reinterpretowane jako polskie - niemieckie fabryki zagłady stały przecież na polskiej ziemi i mogłyby w ten przewrotny sposób zostać przekształcone w +polskie obozy śmierci+".
Zdaniem autora wielu Polaków przekonanych jest, że taki właśnie jest cel niemieckiej polityki historycznej. Wobec "doświadczeń niemieckiego bestialstwa" trudno wielu Polakom zaufać szczerości niemieckiego uznania swojej winy. "Na prawicy panuje przekonanie, że Berlin chce +z oprawców uczynić ofiary+" - dodaje gazeta.
Nowy znak ze strony Niemiec może pomóc załagodzić spór między ofiarami, a "dobrze dobrane słowo" może też rozwiać obawy Polski, że w wyniku wolno postępującego procesu zafałszowania historii może kiedyś zostać uznana za winną. "Słowo Bundestagu, pani kanclerz, prezydenta mogłyby tu pomóc - tak jak niegdyś wielki gest Willy'ego Brandta" - konkluduje autor.
Artykuł został opublikowany w niedzielę. W sobotę wieczorem minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że Polska może być pewna, iż Niemcy biorą na siebie pełną odpowiedzialność za Holokaust i będą potępiać takie zafałszowania historii jak sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne". (PAP)
ami/ ap/ amac/