27.05.2009 Warszawa (PAP) - Wybory 4 czerwca to pierwszy element domina, który doprowadził do zachwiania się bloku wschodniego, państw zależnych od Związku Radzieckiego, i odbudowy ich niepodległości - ocenił w rozmowie z PAP historyk Andrzej Friszke. 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze w powojennej Polsce wolne wybory do parlamentu. Zwyciężył w nich Komitet Obywatelski "Solidarność", który powołał później pierwszy solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego.
Historyk zgodził się z pojawiającą się opinią o pewnej marginalizacji roli wyborów czerwcowych na rzecz upadku muru berlińskiego. "Przemiany w Polsce odbywały się w sposób stopniowy, a cały proces rozłożył się na trzy ważne wydarzenia. Po pierwsze Okrągły Stół, po drugie - wybory czerwcowe, po trzecie - powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, którego pierwsze lata działalności dopełniły dzieła wyrywania się z systemu komunistycznego. W związku z tym cały proces był rozciągnięty i nie miał takiego momentu widowiskowego, kluczowego, który by był jego symbolem takim, jak w Niemczech upadek muru" - powiedział Friszke.
Jego zdaniem, w przypadku wschodnich Niemiec proces przemian odbył się bardzo szybko, z zachowaniem dużej dynamiki wydarzeń, a jego kulminacją był symboliczny, przyciągający zainteresowanie upadek muru. "Uważam jednak, że zawsze trzeba przypominać, iż upadek muru berlińskiego następuje po trzeciej fazie zmian w Polsce, czyli już po utworzeniu rządu Mazowieckiego, kiedy w zasadzie ten system został już bardzo mocno nadkruszony i to stworzyło okoliczności i możliwości, dzięki którym upadek muru nastąpił" - podkreślił historyk.
Pytany o alternatywne możliwości ówczesnego rozwoju sytuacji zaznaczył, że jest przeciwnikiem tez, iż lepszym rozwiązaniem był sojusz z komunistami lub bierne oczekiwanie na dalszą erozję systemu i jego upadek. "Moim zdaniem są to tezy ahistoryczne, nie biorące pod uwagę ani geopolityki, ani dramatu sytuacji gospodarczej Polski, ani perspektyw budowania demokratycznego państwa po jakimś ewentualnym wielkim wybuchu społecznym. W jakimś sensie to byłyby gorsze scenariusze. W związku z tym sądzę, że to, co się stało, generalnie było optymalne dla Polski" - ocenił Friszke.
W jego opinii, jeżeli chodzi o szanse Polski z tamtego okresu, to niewątpliwie dobrze wykorzystany został fakt szczególnej roli Polski, który wzmocnił pozycję naszego kraju w tym rejonie Europy, dał mu pewien potencjał i znaczenie oraz pokojowe relacje ze wszystkimi sąsiadami, co - zdaniem historyka - jest szalenie ważną, a rzadko właściwie docenianą kwestią.
Według Friszke, kolejnym pozytywem tamtego okresu jest fakt, że przez długi czas bardzo trudnych reform lat 90. w Polsce generalnie nie było większych konfliktów społeczno-politycznych, debata toczyła się w określonych ramach i nikt nie dążył do zburzenia ustalonego ładu politycznego.
"Do minusów tej przemiany ustrojowej niewątpliwie należy zaliczyć fakt, że przewarstwienie społeczne, związane z transformacją społeczną, spowodowało wytworzenie się marginesu biedy, marginesu niezadowolenia, często faktycznie uzasadnionego. Minusem był też brak pomysłu, jak rekonstruować pewne dziedziny wytwórczości, pewne rejony kraju i grupy społeczne. To niewątpliwie były zjawiska ciężkie, ale pytanie, na ile do uniknięcia" - mówił historyk.
Jak zaznaczył, nie można nigdy powiedzieć, że nie dało się zrobić czegoś więcej, jednak tak czy inaczej te wyzwania przed naszym krajem by stały. "Wychodząc na niepodległość Polska musiała stać się krajem porównywalnym, również pod względem potencjału gospodarczego, wytwórczości, handlu, produkcji czy technologii, a była potwornie zapóźniona. I w związku z tym wychodzenie z tej depresji niestety musiało kosztować. Być może mogło kosztować mniej, ale kosztować musiało" - podsumował Friszke. (PAP)
akn/ abe/ jbr/