Fragmenty filmu nakręconego przez niemiecką ekipę filmową w celach propagandowych, uzupełnione o okoliczności powstania i wspomnienia jednego z członków ekipy znalazły się w obrazie "Niedokończony film", który zostanie zaprezentowany w Domu Spotkań z Historią. Piątkowa projekcja filmu będzie częścią obchodów 70. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim.
W maju 1942 r. do getta warszawskiego przybyła niemiecka ekipa filmowa mająca udokumentować życie codzienne Żydów w zamkniętej zonie. Filmowcom towarzyszyło kilku SS-manów. W ciągu trzech dni pobytu nakręcono ponad godzinę materiału, rolki filmowe zabrano następnie do Berlina. "Zapewne miały posłużyć do nakręcenia kolejnego filmu propagandowego, w rodzaju wcześniejszego "Wiecznego Żyda" w reż. Fritza Hipplera (1940), w którym przedstawiano Żydów jako +pasożyty+, żerujące na +zdrowej tkance narodu niemieckiego+. Film jednak nie powstał. Wobec podjęcia decyzji o likwidacji getta nie widziano powodów, by nadawać sprawie większy rozgłos" - opowiadał PAP Dariusz Krajewski z Filmoteki Domu Spotkań z Historią.
W maju 1942 r. do getta warszawskiego przybyła niemiecka ekipa filmowa mająca udokumentować życie codzienne Żydów w zamkniętej zonie. Filmowcom towarzyszyło kilku SS-manów. W ciągu trzech dni pobytu nakręcono ponad godzinę materiału, rolki filmowe zabrano następnie do Berlina.
Przez lata materiał był znany filmowcom, często jego fragmenty pojawiały się w filmach dokumentalnych czy kronikach. "Nikt jednak krytycznie nie zanalizował okoliczności jego powstania. Dopiero dzięki reżyserce filmu, Yael Hersonski, uparcie analizującej materiały źródłowe, takie jak +Dziennik+ Adama Czerniakowa, Archiwum Ringelbluma czy relacje byłych mieszkańców getta poznaliśmy okoliczności powstania poszczególnych ujęć, reakcje Żydów, poznajemy nawet wspomnienia jednego z członków ekipy filmowej Willy’ego Wista, który w 1960 r. złożył przed sądem obszerne zeznania dotyczące udziału w kręceniu filmu. Dzięki temu możemy zobaczyć obraz odkłamany, nie zaś taki, jakim chcieli go pokazać nazistowscy filmowcy" - opowiadał Krajewski.
Jak zaznaczył, dopiero dzięki "Niedokończonemu filmowi" okazało się, że większość pojawiających się w pierwotnym materiale sekwencji została zmistyfikowana i miała posłużyć ukazaniu obrazu getta, jako podzielonego na dwa niezależne światy - bogatych i biednych Żydów. "Bogaci mieli opływać w luksusy i żyć w idylli, w której sklepy są pełne jedzenia, ludzie mają pracę i mogą swobodnie praktykować życie religijne, bawić się, wypoczywać. Biedniejsi zaś mieli umierać w nędzy, porzuceni przez pobratymców. Słynne ujęcia umierających na ulicach ludzi i rzekoma obojętność przechodniów została przez ekipę filmową zainscenizowana i miała zapewne posłużyć do propagandowego przedstawienia Żydów nieczułych na cierpienie współbraci. W istocie wszyscy cierpieli ten sam los nieświadomi, że za kilka miesięcy zacznie się Zagłada" - mówił Krajewski.
Z kadrów filmu wyłania się obraz wszechobecnej nędzy i powolnej śmierci mieszkańców getta, głód, apatia i strach widoczny na filmowanych twarzach. "Na niektórych z nich widać także rodzącą się nienawiść do Niemców, zacietrzewienie, chęć odpłacenia za krzywdy. Te uczucia wybuchną niemal rok później, gdy Niemcy przystąpią do ostatniego aktu Grossaktion in Warschau i napotkają zaciekły opór Żydów, niegodzących się śmierć w obozach zagłady. Oglądamy więc okiem filmowców ostatnie miesiące przed podjęciem decyzji o likwidacji getta" - relacjonował pracownik Filmoteki Domu Spotkań z Historią.
"W filmie oglądamy iście dantejskie sceny, umieranie na ulicach, przewożenie odkrytych zwłok i chowanie zmarłych z głodu w masowych grobach. Ludzie nie mają już siły, leżą w łóżkach i czekają na śmierć. I rzecz najbardziej wstrząsająca: wszystkie te obrazy oglądają współcześnie byli mieszkańcy getta. Wracają wspomnienia, emocje, ból i łzy. I my – widzowie – razem z nimi wchodzimy w tamten świat, współodczuwamy to emocjonalne napięcie, co pozwala lepiej zrozumieć ich los. Tragedia przeżyta przez tych ludzi i obojętność świata powinny być dla wszystkich ludzi nauką empatii i wrażliwości na ludzkie cierpienie, które staje się także naszym udziałem. Żyjemy nadzieją, że uchroni nas to przed powtórzeniem się takiej tragedii" - podsumował Krajewski. (PAP)
akn/ abe/