Nie ma powodu, żeby w imię politycznej poprawności tuszować to, że część policjantów z getta robiła złe rzeczy – stwierdza redaktor naczelny miesięcznika Piotr Zychowicz. To, że wielu żydowskich policjantów straciło życie w komorach gazowych, nie zmywa ich wcześniejszych win – dodaje Zychowicz.
Tematem najnowszego numeru „Historii Do Rzeczy” jest historia żydowskich formacji policyjnych współpracujących z Niemcami podczas II wojny światowej. W historiografii trwa spór dotyczący motywacji członków tych służb. „Z jednej strony możemy usłyszeć, że Żydowska Służba Porządkowa była bandą zdemoralizowanych kolaborantów, która z zimną krwią wysyłała tysiące swoich rodaków do komór gazowych; że policjanci z getta byli współsprawcami Holokaustu” – pisze Piotr Zychowicz. Inni uczestnicy sporu postrzegają żydowskich policjantów jako ludzi, którzy pragnęli przeżyć, a służba w tej formacji była „strategią przetrwania”. „Historia jak to zwykle bywa, nie była wcale czarno-biała” – podkreśla Piotr Zychowicz.
W artykule „Dobrzy i źli policjanci” przypomina, że powołana w 1940 r. Żydowska Służba Porządkowa w getcie warszawskim miała być w zamiarze przewodniczącego Judenratu Adama Czerniakówa profesjonalną organizacją opartą na przedwojennych wzorach polskiej policji. Na jej czele stał przedwojenny zastępca lubelskiego komendanta lubelskiej policji płk. Józef Szeryński-Szynkman. Kandydatom do służby stawiano wysokie wymagania, między innymi polecenie przez dwóch szanowanych przedstawicieli społeczności żydowskiej. Do jej szeregów trafili więc przedstawiciele inteligencji, adwokaci i studenci. Bardzo szybko główną plagą żydowskiej policji stała się korupcja. Autor cytuje wiele relacji świadków życia w getcie, którzy opisywali rolę żydowskich służb porządkowych w przemycie żywności. „Jeśli żydowscy policjanci byli sprytni, ostrożni i obrotni, to szybko mogli zbić fortunę. Pieniądze te wydawali w licznych powstałych na terenie dzielnicy zamkniętych lokalach. Byli głównymi klientami prostytutek i szulerni” – pisze Piotr Zychowicz.
Z czasem żydowscy policjanci zostali znienawidzeni przez współmieszkańców getta. „Odraza brała, gdy się widziało, jak ludzie, do niedawna przyzwoici, którym się podawało rękę i traktowało jak przyjaciół zamieniali się w kanalie – podleli. Ich największą ambicją stało się nawiązywanie stosunków z gestapowcami, wysługiwanie się im” – wspominał Władysław Szpilman. W 1942 r. żydowscy policjanci uczestniczyli w prowadzeniu wysiedleń, które były wstępem do deportacji do obozów zagłady. Wielu policjantów zrezygnowało ze służby i stało się kolejnymi ofiarami Niemców. Inni zapisali się jako najbrutalniejsi wykonawcy ich poleceń. Wielu próbowało ratować innych. „Grynberg rzucił czapkę i nie chciał przykładać ręki do tego dzieła hańbiącego. Czasem tylko zakładał czapkę, opaskę i biegł na Umschlagplatz ratować kogoś ze znajomych” – wspominała Stefania Szachur.
Jak zauważa Marcin Bartnicki, pomoc w dokonywaniu zbrodni nie uchroniła żydowskich policjantów z krakowskiego getta przed śmiercią. Wielu najbrutalniejszych wykonawców niemieckich poleceń zostało rozstrzelanych w trakcie likwidowania obozu w Płaszowie. „Göth zabijając bliskich współpracowników, chciał ukryć prowadzoną na szeroką skalę grabież i liczne morderstwa Żydów, które były nielegalne nawet w świetle prawa III Rzeszy” – podkreśla autor. Zapomnianym wątkiem tej historii są powojenne rozliczenia członków tych formacji. Jak pisze Marcin Bartnicki „za współpracę z niemieckim okupantem sądzono 44 osoby żydowskiego pochodzenia. Skazano 30 z nich, co trzecia usłyszała wyrok śmierci”.
Na przeciwległym biegunie historii polskich Żydów jest udział wielu przedstawicieli tej społeczności w zrywach narodowych. Ich losy wspomina historyk dr hab. Marek Gałęzowski. „Oto pierwszy Żyd polski, który pokazał swym współwyznawcom – drogę honoru i dał przykład bohaterskiego oddania w służbie dla Ojczyny” – pisano w „Monitorze” o słynnym Berku Joselewiczu walczącym w Insurekcji Kościuszkowskiej. Znacznie mniej znana jest biografia jego syna majora Józefa Berkowicza, który walczył w wojnie z Austrią w 1809 r. Dwadzieścia jeden lat później ogłosił odezwę nawołującą do tworzenia żydowskich oddziałów mających walczyć w rozpoczynającym się Powstaniu Listopadowym. U progu 1863 r., inny z przedstawicieli społeczności żydowskiej, weteran walk 1831 r. Ozeasz Ludwik Lubliner stwierdził: „Jest to zaiste chlubne dla Żydów, że po raz pierwszy zrozumieli, uczuli potrzebę nabycia prawa do tytułu obywatelstwa polskiego, nie wskutek jakiejś uchwały sejmowej, jakiegoś dekretu rządowego, ale przez wystawienie się na prześladowanie, na męczarnie ze strony rządu zaborczego Polski, tego kraju, w którym się rodzą i umierają od wieków”.
O kraju, który był swoistą ojczyzną wielu Żydów opowiada szkocki historyk prof. Robert Frost, autor niedawno opublikowanej „Oksfordzkiej historii unii polsko-litewskiej”. W rozmowie z Piotrem Włoczykiem mówi o wyjątkowości kształtującego się przez ponad dwa stulecia organizmu politycznego. „To był absolutny ewenement w dziejach. Unia stworzyła nie państwo, ale Rzeczpospolitą składającą się z dwóch państw i dwóch narodów. (…) Była to ta jedyna w swoim rodzaju unia obywateli oparta na braterskości” – podkreśla prof. Frost. To właśnie „niesamowita wizja stosunków między oboma narodami” zafascynowała szkockiego historyka, gdy rozpoczynał badanie historii Rzeczypospolitej.
Redakcja miesięcznika przypomina również postacie i wydarzenia związane z wciąż obchodzoną setną rocznicą odrodzenia polskiej państwowości i zakończenia I wojny światowej. Piotr Semka pisze o legendzie włoskiego pokolenia urodzonego w 1899 r., dzięki któremu Królestwo Włoch przełamało kryzys na froncie walk z Austro-Węgrami i zwyciężyło w I wojnie światowej. Hasło pokolenia „Chłopców z ‘99” „Lepiej dzień żyć jak lew, niż 100 lat jak owca” wciąż jest znane i popularne wśród większości Włochów. Semka zauważa, że wiele cech mitu tego pokolenia przypomina legendę Legionów Polskich. Członkowie „Ragazzi di 99”, tak jak Legioniści, byli wychowywani w kulcie patriotyzmu i idei poświęcenia dla ojczyzny. „Włoskie księgarnie wciąż pełne są albumów o legendarnej generacji. Przypominają trochę nasze książki o pokoleniach Legionów. Z kolei podziw i szacunek dla młodzieńczej odwagi i ofiarności przypomina kult Orląt Lwowskich” – podsumowuje Piotr Semka.
Jednym z najważniejszych międzywojennych twórców legendy Legionów był zapomniany dziś pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski. W PRL jego twórczość była przemilczana, lekceważona lub nazywana przez czołowych pisarzy reżimu, takich jak Jarosław Iwaszkiewicz, „mieszczańską”. Mimo osobistych związków ze środowiskiem Legionów był również niezwykle krytycznym obserwatorem elit II RP. „Najważniejsza powieść Kadena (Generał Barcz – przyp. red.) wywołała niebywały skandal. Dla wielu osób nie do pojęcia było, jak wybitny piłsudczyk może tak krytycznie oceniać środowisko skupione wokół Komendanta. Umykało im, że poprzez takie, dalekie od idealizacji, ujęcie postaci wodza autor ukazuje jego wielkość w toczących się zmaganiach o władzę” – podkreśla Krzysztof Masłoń.
Prof. Sławomir Cenckiewicz przypomina zasługi Romana Dmowskiego dla polskich interesów w trakcie I wojny światowej. Jego zdaniem niewystarczająca doceniana jest jego strategia polityczna, dzięki której „Polska uzyskała podmiotowość i dzięki związaniu się ze zwycięskimi mocarstwami powracała na mapę świata”. W jego opinii, kluczem do sukcesu działań Dmowskiego i paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego było odrzucenie dominującego w polskiej myśli politycznej założenia, że należy „walczyć ze wszystkimi wrogami naraz” i uznał, że największym zagrożeniem dla polskiej tożsamości są Niemcy, a nie słabsza cywilizacyjnie Rosja.
W najnowszym numerze miesięcznika między innymi również wywiad poświęcony tzw. „ostatniej czystce Stalina”. Jej pierwszym celem były środowiska żydowskie z ZSRS. Później czystka dotknęłaby szczyty elity rządzącej ZSRS. Realizację tych planów przerwała śmierć „Wodza Postępowej Części Ludzkości”. Amerykański historyk i sowietolog prof. Jonathan Brent w rozmowie z Piotrem Zychowiczem podkreśla, że Stalin rozpoczynając tę czystkę nie kierował się antysemityzmem. „Stalin nienawidził wszystkich ludzi. Nienawidził wszystkich narodów. (…) Polaków pewnie nienawidził nawet bardziej niż Żydów. (…) Na tym właśnie polega fenomen bolszewizmu. Stalin był wrogo nastawiony do ludzi. Sowiecki państwo było wrogo nastawiony do ludzi. Każdy człowiek – niezależnie od rasy, narodowości i wyznania – mógł paść jego ofiarą. Każdy człowiek mógł zostać przez nie pożarty” – podkreśla prof. Brent. Swoistym potwierdzeniem tej opinii jest opublikowana przez miesięcznik historia wywodzącej się z Kresów rodziny redaktora „Historii Do Rzeczy” Pawła Witaszka. „Po latach dotarłem do rodzinnych relacji o zagładzie polskości na Kresach. Lektura odnalezionych dokumentów jest wstrząsająca” – podkreśla autor.
Michał Szukała (PAP)