O przedwojennym harcerstwie, znaczeniu patriotycznego wychowania i drugiej wojnie światowej opowiadał harcerzom Szczepu 23 Warszawskich Drużyn Harcerskich i Zuchowych "Pomarańczarnia" 99-letni ppłk. Zbigniew Makowiecki, drużynowy "Pomarańczarni" w latach 30.
Ośmiu harcerzy z "Pomarańczarni" spotkało się z ppłk. Makowieckim w sobotę podczas krótkiej wizyty w Londynie. Nastolatkowie odwiedzili go w jego domu na Ealingu, dzielnicy na zachodzie miasta z jedną z najwyższych populacji Polaków. Właśnie tam osiedliła się znaczna część tzw. emigracji niepodległościowej w trakcie lub po drugiej wojnie światowej. Makowiecki podkreślał, że dzięki temu ma w okolicy szereg polskich sklepów.
W trakcie kilkugodzinnego spotkania, Makowiecki - który był drużynowym "Pomarańczarni" w latach 30. ubiegłego wieku, a następnie wraz z 3. Pułkiem Strzelców Konnych walczył w kampanii wrześniowej - wspominał swoje doświadczenia związane z harcerstwem, a także drugą wojną światową i życiem na przymusowej emigracji.
Jak wspominał w rozmowie z PAP, w jego czasach "harcerstwo było niesłychanie popularne". "Zaryzykuję, że jeżeli w gimnazjum było 250 chłopców to mieliśmy 225 harcerzy. Szkoła miała swój sztandar i drużyna miała swój sztandar, ale dla mnie zawsze ważniejsza była drużyna. Bardziej czuliśmy się harcerzami niż uczniami" - mówił.
Ppłk. Zbigniew Makowiecki wspominał w rozmowie z PAP, że w jego czasach "harcerstwo było niesłychanie popularne". "Zaryzykuję, że jeżeli w gimnazjum było 250 chłopców to mieliśmy 225 harcerzy. Szkoła miała swój sztandar i drużyna miała swój sztandar, ale dla mnie zawsze ważniejsza była drużyna. Bardziej czuliśmy się harcerzami niż uczniami" - mówił.
Makowiecki podkreślił, że pomimo politycznie podzielonej II Rzeczpospolitej, w harcerstwie "nie było żadnych konfliktów". "Można było dać większy nacisk na stronę piłsudczyków lub endeków, ale tego na szczęście nie było. Tak samo się przyjaźniliśmy, kochaliśmy. To była bardzo dobra cecha harcerstwa, że wyrównywało te różnice" - zaznaczył.
Weteran wspominał, że w czasie pracy z młodymi harcerzami kluczowe było podkreślenie polskiego patriotyzmu, do tego stopnia, że czasami podkolorowywali historię. "Mówiliśmy o polskiej historii, często dosyć... fałszywie, wykazując się pewną stronniczością na naszą korzyść" - śmiał się. "Ja nie jestem historykiem, ale wiem, że po kongresie wiedeńskim stworzono Królestwo Kongresowe. Nas uczono, że to było polskie królestwo. To nie było przecież polskie, to byli nasi zaborcy, ale my troszkę ten bębenek podbijaliśmy, podkreślaliśmy Polskę" - przywoływał ze śmiechem.
Makowiecki śmiał się, że w okolicy jest znany jako "polski kawalerzysta, który szedł na niemieckie czołgi" i polski sobowtór męża królowej, księcia Edynburga Filipa. "Szereg osób w Londynie i poza nim mówiło mi, że jestem +księciem Edynburga+. (...) On zbrzydł na starość, przecież on prawie w moim wieku, kilka lat młodszy" - żartował.
Harcerze wręczyli weteranowi pamiątkowe upominki, a także razem obejrzeli historyczne nagranie z obozu w 1935 roku, w którym Makowiecki prawdopodobnie wziął udział. Podczas kilkuminutowego klipu, druh przyglądał się ze wzruszeniem i radością nagraniu, a nawet podśpiewywał fragmenty harcerskich piosenek.
"Dotarliśmy do druha Makowieckiego w taki sposób, że historyk naszego szczepu pan Sławek Chmielewski wyszukał nazwisko w internecie, (...) napisał w 2008 roku list i druh Makowiecki odpisał. Teraz przy okazji wycieczki do Anglii postanowiliśmy go odwiedzić" - tłumaczył w rozmowie z PAP Franek Paciorek z "Pomarańczarni", uczeń warszawskiego gimnazjum im. Stefana Batorego.
"To bardzo cenne doświadczenie, żeby porozmawiać z taką osobą i dowiedzieć się rzeczy, których nie wyczytamy na Wikipedii lub w internecie" - podkreślił, dodając, że jako harcerz tego samego szczepu może "brać z niego przykład".
Znaczenie pedagogiczne tej wizyty podkreślała również Klaudia Osika, wychowawczyni grupy harcerzy. "Pan Makowiecki był uczniem naszej szkoły i harcerzem - to dla nich niesamowite doświadczenie. Nie tylko dzieci, ale każdy z nas bardziej pamięta osobiste spotkania, opowieści, niż tekst czytany" - podkreśliła.
"Zapadły mi w pamięć słowa mojego ucznia, harcerza Lecha, który powiedział, że to dla nich ogromna lekcja nie tylko z doświadczeń indywidualnego człowieka, ale też historii naszej szkoły i polskiego państwa walczącego, co potwierdza, że takie spotkania mają ogromną wartość" - powiedziała Osika.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
jakr/ jo/ mok/