12.12.2010. Gdańsk (PAP) - Piotr Brzeziński z gdańskiego IPN, współautor książki "Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni", uważa że tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu 40 lat temu wpłynęły bezpośrednio na powstanie Solidarności i taktykę, jaką przyjęli protestujący robotnicy wobec władzy komunistycznej.
PAP: Za kilka dni ukaże się w księgarniach wydana przez Oficynę Verbi Causa książka "Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni" autorstwa Pana i dwójki innych pracowników gdańskiego IPN - Roberta Chrzanowskiego oraz Anny Nadarzyńskiej-Piszczewiat. Co zawiera ta publikacja?
Piotr Brzeziński: Książka jest próbą najnowszego spojrzenia na grudniową tragedię w Gdyni. Zdecydowaliśmy się zamieścić w niej sporo informacji na temat codziennego życia w mieście w latach 60. Wyszliśmy z założenia, że grudniowa rewolta nie wzięła się z powietrza. Opowiadamy więc o brakach w zaopatrzeniu, szwankującej komunikacji miejskiej czy warunkach życia w hotelach robotniczych.
Można powiedzieć, że ukazujemy swojego rodzaju tykającą bombę, jaką było w tamtym czasie Wybrzeże, w tym Gdynia. Zamieściliśmy też sporo szczegółów na temat drastycznej podwyżki cen z grudnia 1970 roku, która była bezpośrednią przyczyną wyjścia ludzi na ulicę. Opowiadamy też oczywiście o przebiegu wydarzeń Grudnia '70 w Gdyni. Odnalazło się m.in. trochę nowych dokumentów dotyczących tamtych zdarzeń.
PAP: Jakie to dokumenty?
PB: Choćby protokół porozumienia, które 15 grudnia 1970 roku zawarli członkowie ponadzakładowego komitetu strajkowego gdyńskich robotników z przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, Janem Mariańskim.
PAP: Wcześniej treść protokołu nie była znana?
PB: Owszem, ale dotąd znaliśmy egzemplarz z dopisanymi ręcznie trzema postulatami. Nam udało się odnaleźć jego pierwotną wersję - jeszcze bez dopisków. Między innymi na podstawie obu wersji tego protokołu można ogólnie powiedzieć, że w przeciwieństwie do Gdańska czy Szczecina, gdyński grudniowy protest miał charakter bardziej ekonomiczny, nie było tutaj chęci obalenia władzy czy stworzenia niezależnych związków zawodowych.
W przeciwieństwie do innych miast, w Gdyni, do 17 grudnia protesty robotników miały też charakter pokojowy. Poza tym to właśnie gdyńscy robotnicy, jako pierwsi stworzyli też (15 grudnia 1970 - PAP) ponadzakładowy komitet strajkowy, który - można powiedzieć - był pierwowzorem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z roku 1980.
W nocy z 15 na 16 grudnia 1970 roku 30 członków tego komitetu zostało aresztowanych, pobitych i umieszczonych w więzieniu w Wejherowie. Udało nam się odtworzyć skład komitetu oraz listę osób, które zostały aresztowane, a także personalia ludzi, którzy - jeszcze przed spotkaniem robotników z Mariańskim, jako pierwsi weszli do gdyńskiego Komitetu Miejskiego PZPR oraz do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Informacje na temat wielu z tych osób zamieściliśmy w naszej książce w aneksie i są to często pierwsze wzmianki o tych ludziach, można powiedzieć cichych bohaterach Grudnia.
PAP: Książka zawiera też ok. 300 fotografii. Co przedstawiają i skąd pochodzą?
PB: Udało nam się zdobyć zdjęcia sporej części robotników, którzy najaktywniej brali udział w grudniowych protestach. Zamieściliśmy je w aneksie, który kończy naszą książkę. Część z tych fotografii pochodzi z akt IPN, a część - od rodzin.
W aneksie zamieściliśmy też biogramy i zdjęcia wszystkich osiemnastu osób, które zostały zabite w Gdyni 17 grudnia. Są to zdjęcia przedstawiające tych ludzi za życia: nie chcieliśmy pokazywać drastycznych pośmiertnych zdjęć. Po pierwsze uważamy, że nie mamy do tego prawa bez zgody rodzin, a po drugie - chcieliśmy pokazać zdjęcia młodych, wchodzących w życie ludzi, którzy nagle zostali zamordowani. Udało nam się zdobyć dwanaście fotografii ofiar, bo nie do wszystkich rodzin dotarliśmy. Obok zamieściliśmy też zdjęcia grobów. Odnaleźliśmy także w archiwach IPN nowe - dotąd nie publikowane, zdjęcia przedstawiające pochód z ciałem Janka Wiśniewskiego (właściwie Zbyszka Godlewskiego - PAP) na ul. Czerwonych Kosynierów. Sądzę, że te zdjęcia będą jedną z rzeczy najciekawszych dla czytelników. Myślę, że wielu spośród tych, którzy brali udział w grudniowej rewolcie, ma szanse rozpoznać się na tych fotografiach.
PAP: Co jeszcze znalazło się w książce?
PB: Sporo informacji o nocnych pochówkach ofiar Grudnia. Udało nam się dotrzeć do dokumentów zawierających dokładne opisy: jak - niemal w środku nocy wyciągano z domów rodziny i w asyście funkcjonariuszy SB wieziono na cmentarz. Cenzurowano nawet napisy na nagrobkach, a msze mogli odprawiać tylko wskazani przez SB księża.
Zamieściliśmy też w książce dokumenty, które pokazują Grudzień '70 oczami ówczesnych władz. Jest to m.in. kilkunastostronicowy raport opisujący sytuację w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, wyciągi z dzienników bojowych Komendy Miejskiej MO oraz Marynarki Wojennej.
Opisujemy także atmosferę w mieście po masakrze. Można ją określić, jako niemy bunt. W aktach SB-eckich i partyjnych z tamtych dni czytam wprost, że ludzie są "niezadowoleni lecz milczący". W tychże aktach natrafiliśmy też na ciekawy wątek. W ówczesnej prasie ukazywały się informacje o czynach społecznych organizowanych po "wydarzeniach grudniowych" (określenie masakry rozpowszechnione przez komunistyczną propagandę - PAP), które to czyny miały być wyrazem poparcia dla władz. Tymczasem z notatek tworzonych przez SB wiemy, że spora część tych "czynów" była czystą fikcją. Trafiliśmy na zapisy, z których wynika, że jako "społecznicy" opisywani są robotnicy wykonujący swoją normalną pracę.
Przedstawiliśmy też sytuację w komitecie miejskim PZPR w styczniu 1971 roku. Doszło tam do czystek i prób zrzucenia odpowiedzialności na I sekretarza PZPR w Gdyni, Hugona Malinowskiego. Jak się okazało z dokumentów, do których dotarliśmy, po jego odejściu pojawił się problem z wyborem nowego sekretarza. Nikt nie chciał nim zostać.
Dokładnie opisaliśmy także działania SB 1 maja i 1 listopada 1971 roku, kiedy to funkcjonariusze niszczyli znicze i wiązanki kwiatów pozostawiane przez ludzi w okolicach przystanku SKM Gdynia-Stocznia, gdzie doszło do masakry oraz na grobach ofiar. Omawiamy też szeroko prasę tamtego czasu. Znaleźliśmy też np. zalecenia cenzorskie, które zabraniały zamieszczania pewnych informacji lub ograniczały ich kolportaż tylko do terenu Wybrzeża.
PAP: Sporo tych szczegółów opartych na aktach SB...
PB: Przygotowując książkę rozmawialiśmy z bardzo wieloma świadkami wydarzeń oraz rodzinami ofiar. Faktem jest jednak i jest to swojego rodzaju paradoks, że wiele informacji zawartych w naszej książce - o próbach upamiętniania ofiar czy treści ulicznej poezji, jaka wtedy powstawała, poznajemy dzięki SB, która skrzętnie gromadziła te materiały.
PAP: Jakie jeszcze nieznane bądź mało znane dotąd fakty udało się wam ustalić pracując nad książką?
PB: Trafiliśmy np. na informację o tym, że w roku 1980 na wniosek Anny Walentynowicz Wytwórnia Filmów Oświatowych w Łodzi rozpoczęła realizację filmu o Grudniu '70. Film ten miał trwać półtora godziny. Zdjęcia były już dosyć zaawansowane, ale na skutek interwencji Wydziału Kultury Komitetu Centralnego PZPR realizacja została wstrzymana, a w czasie stanu wojennego cały materiał, który nakręcono, zaginął. Na tę informacje natrafiliśmy zupełnie przypadkiem - znajdując w Archiwum Akt Nowych dokument nakazujący wstrzymanie realizacji filmu. O tej sprawie piszemy w książce, podobnie zresztą, jak o zabiegach o budowę pomników upamiętniających Grudzień '70.
Nie udało nam się natomiast niestety zamieścić w publikacji świadka, który 17 grudnia rano, na przystanku SKM Gdynia-Stocznia widział dwóch mężczyzn nawołujących ludzi wysiadających z wagonów do "marszu na Stocznię". Człowiek ten rozpoznał w mężczyznach funkcjonariuszy SB. Ta informacja daje do myślenia, bo może świadczyć o świadomej prowokacji ze strony SB. Tezy o ewentualnej prowokacji stawiało już wielu historyków i nie tylko, ale nigdy nie natrafiono na tak konkretny dowód w postaci świadka, który rozpoznał funkcjonariuszy.
PAP: Panie Piotrze ile pan ma lat?
PB: W kwietniu skończę 28.
PAP: Więc Grudzień '70 jest dla Pana historią...
PB: Muszę powiedzieć, że mój wiek jest z jednej strony mankamentem, bo o wielu rzeczach, które inni po prostu wiedzą, ja muszę czytać, ale z drugiej strony mój wiek sprawia, że - mam przynajmniej taką nadzieję, jestem obiektywny w swoich ocenach, bo nie mam tak emocjonalnego nastawienia.
W pełni zgadzam się z tezą, że Grudzień '70 zrodził Sierpień '80, ponieważ bez grudniowych doświadczeń dziesięć lat później Solidarność postępowałaby zupełnie inaczej. Na przykładzie Gdyni, gdzie w 1970 roku ponadzakładowy komitet strajkowy chciał "ogarnąć" wszystkie zakłady i zorganizować strajk okupacyjny, można powiedzieć, że powstała taktyka, która z powodzeniem została zastosowana dziesięć lat później.
PAP: A czym osobiście dla Pana są wydarzenia Grudnia '70?
Poza tym, że była to wielka tragedia, jedna z największych w powojennej historii Polski, to - biorąc pod uwagę charakter gdyńskich postulatów robotniczych można pokusić się o taką tezę, że Grudzień '70 był bardziej rozpaczliwą walką o godne życie niż kolejną narodową insurekcją, jak to w niektórych publikacjach można wyczytać. 17 grudnia ludzie szli do pracy, oni nie chcieli robić żadnej rewolucji, jak to było przedstawiane w ówczesnej propagandzie. Ci ludzie, nagle oderwani od swoich miejsc pracy, poszli zamanifestować swoje niezadowolenie.
Rozmawiała Anna Kisicka
Książka "Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni" została wydana przez gdyńską Oficynę Verbi Causa w nakładzie tysiąca egzemplarzy. Na publikacje składa się sześć rozdziałów, z których każdy zakończony jest zestawem zdjęć. Książkę kończy aneks zawierający przedruki dokumentów oraz biorgamy uczestników i ofiar grudniowej masakry. (PAP)
aks/ mjs/ ls/