W czasie I wojny światowej dziesiątki tysięcy Polaków stacjonowało i walczyło na froncie zachodnim. Sporo walczyło w szeregach armii niemieckiej, niewielka liczba ochotników znalazła się w armii francuskiej, a na kontynent europejski Polacy przybyli również w ramach armii amerykańskiej.
W niedzielę W Paryżu około 60 szefów państw i rządów bierze udział w obchodach setnej rocznicy zakończenia I wojny światowej. Wśród gości są m.in. prezydenci USA i Rosji, Donald Trump i Władimir Putin, a także kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Kanady Justin Trudeau. Przemówienie wygłosi prezydent Francji Emmanuel Macron. Polskę na obchodach reprezentuje minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz.
Choć w działaniach wojennych na froncie zachodnim udział Polaków był relatywnie niewielki, to jednak wchodzili oni w skład obu walczących stron. We Francji powstała też polska armia gen. Józefa Hallera.
Jak mówi PAP prof. Andrzej Chwalba, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, po stronie francuskiej na froncie zachodnim walczyli polscy ochotnicy (np. w Legii Cudzoziemskiej), którzy potem weszli w skład polskiej armii we Francji. Ochotników było jednak niewielu, bo emigracja polska we Francji przed I wojną światową była niewielka. Polska armia we Francji stopniowo zyskiwała jednak coraz większy zakres samodzielności, aż do momentu, gdy na jej czele stanął gen. Józef Haller.
Jak dodał, 1. Dywizja armii Hallera miała wziąć udział w ofensywie, która była zaplanowana i przygotowana przez Aliantów na 14 listopada. Ze względu na zakończenie działań wojennych jednak do niej nie doszło. Dlatego udział tych żołnierzy Armii Hallera w zmaganiach na froncie zachodnim był epizodyczny.
„Trzon armii wojsk polskich Hallera we Francji stanowili polscy Amerykanie. Niektórzy przed wojną działali w USA w polskich, skautowskich, paramilitarnych organizacjach. Mieli jakiś kontakt z bronią, mieli jakieś doświadczenie z musztrą” – wskazał.
Natomiast polscy rekruci pochodzący z zaboru pruskiego wchodzili na froncie zachodnim w skład armii cesarza Wilhelma II. „W tym wypadku problemem jest to, że trudno zweryfikować kategorię Polak. Nie wszyscy mieszkańcy Mazur czy Śląska mieli pełną świadomość narodową. Nie wszyscy, którzy mówili po polsku, się za Polaków uważali. Niektórzy używali innych języków w domu, a czuli się Polakami” – wskazuje profesor.
Jak mówi Chwalba, liczbę Polaków, którzy służyli w armii Wilhelma II można szacować na 300 – 350 tys. Służyli on zarówno na zachodnich, jak i na wschodnich frontach wojny. „Trudno to rozdzielić, bo formacje z zachodu były przemieszczane na wschód, a formacje ze wschodu następnie trafiły na zachód. Na polskim cmentarzu w Verdun we Francji można znaleźć nazwiska, które ze względu na ich brzmienie kojarzą się z mieszkańcami zaboru pruskiego” – wskazał.
Część z Polaków walczących w armii niemieckiej przechodziła na drugą stronę frontu. Chociaż skala dezercji z armii niemieckiej była stosunkowo niewielka, wśród dezerterów znajdowali się Polacy nie tylko z Wielkopolski i Pomorza, ale również z Górnego Śląska. „Znanym nazwiskiem jest Jan Józef Ludyga-Laskowski, który przeszedł na stronę francuską. Później był jednym z przywódców powstania śląskiego” – mówi Chwalba.
Polacy i osoby polskiego pochodzenie przybyli na kontynent europejski także w armii amerykańskiej po tym, jak USA przystąpiły do wojny. Do Europy – jak mówi – najpierw przybyła armia pod dowództwem gen. Johna Pershinga.
„W tej armii służyła bardzo wielu Polaków. Niektórzy uważali, że lepiej zaciągnąć się do armii amerykańskiej, niż do armii Hallera, bo to zagwarantuje, ze wrócą potem do Ameryki. Z drugiej strony byli Polakami, czuli więź z krajem i uważali, że warto bić się w oddziałach amerykańskich z myślą o Polsce” – wskazuje.
Udział Amerykanów w działaniach bojowych – jak mówi Chwalba – był jednak też stosunkowo skromny. „Przyjechali do Francji i musieli zapoznać się z bronią, sprzętem, sposobami walki. Zanim nauczyli się trudnej sztuki wojowania, to wojna dobiegła końca. Niewielu doświadczyło tego, co to znaczy zabijać i kryć się przed atakami przyjaciela” – wskazuje profesor.
O angażowaniu się Polaków mieszkających w USA w wojnę decydowały pobudki patriotyczne. Przyczyniła się do tego m.in. działalność kościoła katolickiego w USA oraz działacza niepodległościowego i kompozytora Ignacego Paderewskiego.
Chwalba uważa, że choć w czasie wojny mogło dojść od sytuacji, w której Polacy w obcych armiach strzelali do siebie w trakcie walki na froncie, to prawdopodobnie o tym nie wiedzieli.
Jak tłumaczy, wojna światowa miała taki charakter, że nie dochodziło do wielu bezpośrednich strać. „Strzelano do siebie z odległości. Ogień karabinowy był skuteczny nawet na 800 metrów. Ogień artyleryjski sięgał co najmniej kilku kilometrów. Wojna miała raczej taki charakter, że anonimowy żołnierz strzelał do anonimowego żołnierza” – wskazał.
Polacy licznie walczyli też w armii austro-węgierskiej w czasie I wojny Światowej. Stanowili około 20 proc. ogółu żołnierzy w armii tego kraju. Oddziały austro-węgierskie wzięły jednak niewielki udział w walkach na froncie zachodnim.
Z Paryża Łukasz Osiński (PAP)
luo/ jo/