We Władywostoku na rosyjskim Dalekim Wschodzie dzieje tamtejszej wspólnoty katolickiej, ściśle związanej z Polakami, od ponad 20 lat dokumentuje archiwum parafii Najświętszej Maryi Panny. W dramatycznych dziejach tej wspólnoty wciąż są jeszcze białe plamy.
Archiwum powstało na początku lat 90., wraz z odrodzeniem się parafii prowadzonej od tego czasu przez przybyłych z USA duchownych, kanoników regularnych Pana Jezusa. Wówczas "nie było żadnych dokumentów, ani jednego papierka, ani jednej fotografii" - opowiada Tatiana Szaposznikowa, dziś kierująca archiwum. Zaczęło się od opowieści tych żyjących jeszcze parafian, którzy w latach 20. i 30. byli dziećmi. Wspomnienia te zebrano; zapoczątkowały one dokumentowanie historii.
Obecnie w gablocie ustawionej w nawie neogotyckiej świątyni obejrzeć można reprodukcje czarno-białych zdjęć. Na jednym z nich widać grupę uczniów prywatnej szkoły polskiej we Władywostoku, zdjęcie zrobiono w 1915 roku. Kolejne, z 1926 roku, przedstawia uczniów i nauczycieli polskiej szkoły podstawowej nr 34. Zdjęcie z 1921 roku upamiętnia Pierwszą Komunię; grupę dziewczynek i chłopców sfotografowano we wnętrzu tego samego kościoła.
Przy niektórych postaciach są cyfry - to osoby, które udało się zidentyfikować. Ktoś rozpoznał siebie samego jako dziecko, ktoś - swoją babcię, ktoś - siostrę babci. Tych rozpoznanych osób jest na każdym zdjęciu mniejszość, czasem cyfra widnieje tylko przy jednej postaci. "Jak znaleźć tych ludzi, to wszystko są nasi..." - mówi pani Tatiana. Wyjaśnia, dlaczego fotografie nie były podpisane - gdyby były, ludzie ci byliby represjonowani. "Gdyby u naszych ludzi znaleziono fotografię z napisanymi nazwiskami, to wiadomo byłoby, kto to jest - wróg ludu, cała rodzina byłaby aresztowana, rozstrzelana" - tłumaczy.
Polacy, którzy napływali do Władywostoku od końca XIX wieku, a na początku XX tworzyli sporą społeczność, zaczęli opuszczać miasto na początku lat 20., po ustanowieniu tam władzy bolszewickiej. Zdjęcia i dokumenty zgromadzone w archiwum parafialnym są dzisiaj śladami tej wspólnoty. Skupiała się ona przede wszystkim wokół kościoła rzymskokatolickiego. Polacy, którzy trafiali na ten kraniec Imperium Rosyjskiego, "po pewnym czasie uważali tę ziemię za swoją drugą ojczyznę, ale podstawowym czynnikiem, który ich tutaj jednoczył, była wiara" - mówi pani Tatiana.
Dzisiaj można uznać, że ponad stuletnia historia wspólnoty katolickiej we Władywostoku została odtworzona. Od początku lat 90. dokumentów szukano w archiwach w Moskwie, Petersburgu, na Białorusi, a także w Polsce. Tak się złożyło, że gdy w czasach ZSRR kościół zamknięto, w jego gmachu rozlokowało się archiwum państwowe. Księgi metrykalne parafii przejęło państwo. W latach 90., zanim kościół zwrócono wiernym i archiwum opuściło gmach, księgi skopiowano ręcznie. "Ludzie, którzy tu pracowali, zdawali sobie sprawę, że jeśli teraz ich nie przepiszą, to nigdy ich nie zobaczą" - mówi pani Tatiana.
Mimo to istnieją jeszcze "białe plamy"; zapisy ksiąg z lat 1900-1922 są kompletne, ale brakuje późniejszych, a te wciąż są własnością archiwum. Marzeniem pani Tatiany jest to, by oryginały ksiąg powróciły do parafii. "Te księgi mają znaczenie międzynarodowe. Dostaję listy, które przysyłają potomkowie Polaków ze wszystkich zakątków świata - z Kanady, Australii, Polski, Ameryki. Wszyscy proszą o zapisy metrykalne swoich dziadków, pradziadków, wujków, ciotek..." - opowiada.
W teczkach w parafialnym archiwum leżą kopie odręcznych listów administratora parafii, a od 1923 roku biskupa diecezji władywostockiej Karola Śliwowskiego. Korespondencję znaleziono w archiwach w Polsce; niektóre listy - we Francji. Po biskupie Śliwowskim pozostało zaledwie kilka przedmiotów osobistych, które przechowała, mimo represji i głodu, zaprzyjaźniona z nim rodzina Stańków. Duchowny zmarł w 1933 roku, ostatnie lata życia spędził w przymusowej izolacji, wysłany z Władywostoku do podmiejskiej miejscowości Siedanka i pozbawiony środków do życia. Jego grobu nie udało się odnaleźć.
Teraz, po fiasku poszukiwań grobu, parafia zamierza upamiętnić biskupa tablicą epitafijną w kościelnej kaplicy. Byłoby wspaniale - mówi pani Tatiana - gdyby możliwe było odnalezienie Orderu Odrodzenia Polski III klasy, którym bp Śliwowski został odznaczony w 1928 roku. Order ten nigdy nie został mu wręczony, bo już rok wcześniej zesłany biskup nie miał kontaktów ze światem zewnętrznym.
Innym świadectwem swoich dziejów, które parafia chciałaby odnaleźć, jest projekt architektoniczny kościoła. Wiadomo, że architektem był Władimir Planson, ale nie ma świadczącego o tym dokumentu, nazwisko architekta wymienia notatka prasowa z początku wieku.
Wśród swoich planów pani Tatiana wymienia rozmowy na temat książki o cmentarzu Pokrowskim - zniszczonej w latach 30. nekropolii, gdzie pochowani byli także katolicy, w tym Polacy, niekiedy zasłużeni w dziejach Władywostoku.
Zapewnia, że te wszystkie plany nie idą na marne: "jeśli dziś się nie udało, to jutro czy pojutrze ten projekt będzie zrealizowany".
Z Władywostoku Anna Wróbel (PAP)
awl/ ndz/ lm/