17 stycznia 1945 r., na krótko przed wkroczeniem Armii Czerwonej, Niemcy wyprowadzili z KL Auschwitz i podobozów około 56 tys. więźniów. Wydarzenie to określane jest mianem Marszów Śmierci.
21 grudnia 1944 r. gauleiter Górnego Śląska Fritz Bracht wydał wytyczne w sprawie ewakuacji cywilów, jeńców, robotników przymusowych i więźniów z tzw. prowincji górnośląskiej. Założono w nich, że w przypadku bezpośredniego zagrożenia przez wroga, ewakuowani powinni zostać przede wszystkim jeńcy i więźniowie. Akcja wyprowadzenia więźniów KL Auschwitz otrzymała kryptonim "Karla".
Kolumny więźniów składać się miały wyłącznie ze zdrowych i silnych ludzi, którzy zniosą trudy wielokilometrowego marszu. W praktyce jednak w kolumnach wiele osób było chorych. Obawiali się, że jeżeli zostaną w obozie, zostaną zgładzeni. Wraz z dorosłymi ewakuowano więźniów małoletnich i dzieci.
Najwcześniej, 17 stycznia, wymaszerowała kolumna więźniów z podobozów Neu Dachs w Jaworznie i Sosnowitz, najpóźniej - 21 stycznia - z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy wiodły z Oświęcimia przez Pszczynę do Wodzisławia oraz z Oświęcimia przez Tychy, Mikołów do Gliwic. Najdłuższą trasę miało do pokonania 3200 więźniów z podobozu w Jaworznie, którzy przeszli do KL Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Liczyła około 250 km.
Ocenia się, że podczas ewakuacji zginęło co najmniej 9 tys. więźniów, prawdopodobnie jednak liczba ofiar śmiertelnych była jeszcze wyższa i wynosiła około 15 tys.
Więźniowie w pieszych kolumnach konwojowani byli przez uzbrojonych esesmanów.
Ocenia się, że podczas ewakuacji zginęło co najmniej 9 tys. więźniów, prawdopodobnie jednak liczba ofiar śmiertelnych była jeszcze wyższa i wynosiła około 15 tys.
Świadectwem zbrodni dokonywanych na ewakuowanych więźniach są liczne mogiły. Na Śląsku pozostało po nich blisko 60, a w Czechach i na Morawach około 50. Spoczywają w nich kobiety i mężczyźni oraz dzieci. W 1965 r. w Pszczynie na Śląsku w trakcie komasacji trzech położonych obok siebie mogił wydobyto szczątki dziewczynki. W pobliżu jej twarzy znajdował się blaszany kubek, który zaciskała w dłoniach. W tej samej pozycji złożono ją do nowego grobu. Świadkowie, którzy widzieli kolumny, po wojnie opowiadali o dantejskich scenach.
W 1978 r. mieszkanka Jastrzębia Zdroju Maria Śleziona złożyła świadectwo, które znajduje się w archiwach Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wspominała, jak przed jej domem szła kolumna więźniów. Jedna z kobiet, w zaawansowanej ciąży, nie była w stanie iść dalej. Wsparła się o mur transformatora i trzymała za brzuch. "Nadszedł esesman, przepchnął rodzącą na prawą stronę drogi na pobocze. (...) Więźniarka leżała na śniegu na plecach. Esesman strzelił jej w twarz z pistoletu i drugi raz w brzuch. Gdy ulica opustoszała, wyszłyśmy zobaczyć zamordowaną więźniarkę. Była to młoda kobieta w wieku około 25 lat" - relacjonował świadek.
W miejscowościach na trasie Marszy Śmierci ludność Górnego Śląska ratowała więźniów. Zbiegłych z kolumny marszowej ukrywano nawet po kilka tygodni, aż do wyzwolenia. Powstańcy śląscy Edward Marcol, Franciszek Parzych i Ludwik Pisarski z Jastrzębia Zdroju ukrywali w swych domach ponad 20 uciekinierów.
Żydówka Helena Berman w styczniu 1946 r. w liście do Parzycha i jego żony Marii napisała: "Mogłabym pisać w nieskończoność o tych chwilach pełnych poświęcenia i trwogi o nas i los moich wybawców, ale muszę streścić się do krótkiego: cześć i błogosławieństwo Boże naszym wybawcom, wielkim polskim sercom, gorącym polskim patriotom". W 1964 r. małżeństwo Parzychów zostało odznaczone medalem "Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata".
Więźniów, którzy przetrwali marsz do Wodzisławia lub Gliwic, wywożono - pomimo przenikliwego chłodu – otwartymi wagonami kolejowymi między innymi przez Czechy i Morawy do obozów Mauthausen i Buchenwaldu. Wielu spośród tych, którzy przeżyli Marsze Śmierci, zginęło w obozach w głębi Rzeszy.
W kompleksie KL Auschwitz Niemcy pozostawili około 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów, którzy 27 stycznia 1945 r. doczekali wyzwolenia. Oswobodzili ich sowieccy żołnierze z 100. Lwowskiej Dywizji Piechoty.
Marek Szafrański (PAP)