Rewolucja na Węgrzech jeszcze się nie skończyła; musimy walczyć na płaszczyźnie duchowej i intelektualnej. To dotyczy każdego człowieka, który kocha swoją ojczyznę - mówiła uczestniczka powstania węgierskiego Maria Wittner podczas wtorkowej debaty w ramach Festiwalu NNW w Gdyni.
O przemianach politycznych w swoim kraju podczas debaty "Wydrapywanie pamięci z niepamięci", w ramach trwającego w Gdyni X Festiwalu Filmowego Niepokorni Niezłomni Wyklęci, opowiedziała uczestniczka powstania węgierskiego z 1956 r. Maria Wittner.
"Wielkie nadzieje ożywiły się po transformacji ustrojowej w 1989 roku. W 1992 r. w naszym związku powstańców oznajmiłam, że władza została nam tylko pożyczona, a wkrótce zostanie nam odebrana. W 1994 roku to się sprawdziło, bo władze obejmowały osoby, które brały udział w tłumieniu powstania" - mówiła Wittner.
W jej opinii "ludzie obudzili się" dopiero w 1998 r., kiedy do władzy doszedł Fidesz, jednak w 2003 r. "komuniści znowu wrócili do władzy". Jak wspominała Wittner, kiedy zbliżała się 50. rocznica powstania węgierskiego, zastanawiała się, jak zostanie ona upamiętniona w jej kraju. Podkreśliła, że ona również została stłumiona przez ówczesne władze.
"Okazało się, że komuniści się nie zmienili i niczego się nie nauczyli. Krwawo stłumili obchody rocznicy 1956 roku" - mówiła Wittner. Jak przypomniała, ówczesny minister spraw wewnętrznych "pytał w parlamencie: po co wyszliście na ulice?". "Ale przecież rewolucje dzieją się na ulicach, nie w kuchniach. Gdzie mamy świętować rewolucję, jeżeli nie w miejscach, w których wówczas rozgrywały się te sceny?" - pytała Wittner.
Wittner oceniła, że "Unia Europejska zamknęła oczy na wydarzenia 23 października 2006 roku", z kolei teraz wspólnota krytykuje działania Węgier. W opinii uczestniczki powstania węgierskiego, "rewolucja jeszcze się nie skończyła". "Ale teraz musimy walczyć na płaszczyźnie duchowej i intelektualnej. I ta walka dotyczy każdego człowieka, który kocha swoją ojczyznę" - dodała.
O procesie dekomunizacji mówił także Peter Blazek z czeskiego Instytutu Studiów nad Totalitaryzmami, który zaprzeczył "żywemu, przynajmniej w Polsce, mitowi, że dekomunizacja w Republice Czeskiej była skuteczna". Jak przyznał, w tym kraju przyjęto ustawy, których nie udało się przyjąć w Polsce, m.in. o lustracji byłych agentów czy restytucji mienia. "Udało się przyjąć szerszą ustawę dekomunizacyjno-lustracyjną, która nie dotyczyła tylko agentury służb bezpieczeństwa, ale także członków milicji, milicji ludowej, a także wysokich funkcjonariuszy partyjnych Czechosłowacji. W efekcie ustawa lustracyjna skończyła się procesami przed Trybunałem Konstytucyjnym" - tłumaczył Blazek.
"Jestem zwolennikiem tej ustawy, ale trzeba pamiętać, że podlegają jej osoby, które zostały zarejestrowane jako współpracownicy, ale nie podjęły czynnej, faktycznej współpracy z StB. Po jakimś czasie zostały wyrejestrowane jako nieprzydatne dla bezpieki czechosłowackiej" - tłumaczył.
W kontekście "wydrapywania z niepamięci" zapomnianych postaci, przywołano postać Ryszarda Siwca, który - w proteście przeciwko udziałowi wojsk polskich w inwazji na Czechosłowację - 8 września 1968 r. dokonał samospalenia na ówczesnym Stadionie Dziesięciolecia. "Podziwiam mojego tatę i ciągle, mimo upływu tylu lat, zastanawiam się, skąd on miał w sobie tyle siły i jak mógł zdobyć się na taki czyn" - mówił syn Siwca, Wit Siwiec.
Przypomniał słowa, "zawarte w przesłaniu" swojego ojca, mówiące o tym, że system komunistyczny - mimo że mocno zakorzeniony - musi upaść. Prognoza ta sprowadziła się, mimo - jak mówił Wit Siwiec - "plotek, rozpuszczanych w tamtym czasie przez Służbę Bezpieczeństwa, o niepoczytalności umysłowej, o chorobie psychicznej" Ryszarda Siwca. "Nie wiem, czy komuś śniło się, że to jest w ogóle możliwe. A jednak dzisiaj jesteśmy świadkami, że to jest możliwe" - dodał.
Z kolei reżyser Maciej Drygas, którego film pt. "Usłyszcie mój krzyk" opowiada o wydarzeniach z 8 września 1968 r., zwrócił uwagę, że jedyną osobą, która była bezpośrednim świadkiem tej tragedii, a która zainteresowała się historią bohatera jego obrazu, był strażak, który ugasił palącego się Siwca.
"Opowiadał, że kiedy poznał kobietę swojego życia, jako najważniejszy moment opisał chwilę, kiedy gasił na stadionie płonącego człowieka" - podkreślił Drygas i dodał, że tak małe zainteresowanie wśród świadków tego wydarzenia, a także całego społeczeństwa, stanowi "pewnego rodzaju fenomen", którego nie jest w stanie zrozumieć.
Festiwal Filmowy NNW, odbywający się pod honorowym patronatem prezydenta RP Andrzeja Dudy, potrwa do wtorku.
Polska Agencja Prasowa objęła to wydarzenie patronatem.(PAP)
z Gdyni Nadia Senkowska
autorka: Nadia Senkowska
nak/ agz