Zdjęcia, dokumenty i historie rodziny Bohdanowiczów, która do 1939 roku mieszkała w majątkach Stajki, Maćkowce i Zaciemienie, gromadzi od lat ksiądz Anatol Parachniewicz, proboszcz parafii w Olkowiczach pod Wilejką.
„W tej historii jest wszystko – wrzesień 1939 r., aresztowania, zesłania, egzekucje, rozłąka i śmierć, armia Andersa, armia Berlinga, a jeszcze wcześniej Dowborczycy” – mówi PAP ks. Anatol, który opiekuje się parafią w Olkowiczach, niewielkiej wsi w obwodzie mińskim.
Zanim jednak w mieszkańców tych ziem uderzyły kolejne kataklizmy XX wieku, prowadzili w miarę spokojne życie, typowe dla szlachty kresowej. W zbiorach ks. Anatola są kopie unikalnych rodzinnych dokumentów, zdjęcia Bohdanowiczów i innych rodzin szlacheckich, fotografie przedstawiające scenki z życia ich majątków i okolicznych wsi.
„Widać, że Bohdanowicze byli dobrymi gospodarzami. Zachował się np. dokument, w którym spisywano szczegółowo, ile zboża użyczyli okolicznym chłopom” – mówi duchowny.
W ankiecie osobowej Karola Bohdanowicza, właściciela majątku w Stajkach, wpisano znajomość następujących języków obcych: niemiecki, francuski, rosyjski i białoruski. „To zabawne, bo oni mówili oczywiście po polsku, ale znali białoruski i na co dzień także używali tego języka. Trudno mówić, że był to język obcy” – dodaje.
Na wielu zdjęciach w albumie ks. Anatola widać mężczyzn w polskich mundurach. Karol Bohdanowicz służył w armii carskiej, a także w utworzonym w jej ramach pod koniec I wojny światowej I Korpusie Polskim gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego.
Ciekawostką jest notka z przedwojennej gazety, zatytułowana „Adiutancki skok” i opowiadająca o niezwykłym wyczynie Michała Bohdanowicza (kuzyna Karola), porucznika w czwartym pułku ułanów: „Na czoło wysunął się koń, który po drodze zgubił jeźdźca. Miał już 50 m awansu i nikt go nie atakował. Nagle z trybun zerwał się jakiś wojskowy, przesadził barierę, chwilę biegł przy koniu i +adiutanckim skokiem+ dostał się na grzbiet konia”. Michał Bohdanowicz zdobył pierwszą nagrodę.
„Bezpłatna wycieczka na Kazachstan w datach” – tak zatytułowany jest jeden z dokumentów, napisany na maszynie tuż po wojnie przez Helenę Jordan, z domu Borowską, która wraz z mężem dzierżawiła znajdujący się niedaleko majątek w Zabłociu. Opisuje w nim historię zesłania rodziny do Kazachstanu po tym, jak 17 września Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny II RP, na dzisiejszej Białorusi.
Jeszcze we wrześniu 1939 r. aresztowany został mąż Heleny Józef Jordan i jej teść Kazimierz Borowski. Wiosną 1940 r. rozpoczęła się zsyłka pozostałej części rodziny, kobiet i dzieci. „14.04-25.04.40 podróż w wagonach towarowych (dali trzy razy obiad, tj. zupę)” – wspominała po latach Helena.
Zrządzeniem losu Helena na kilka lat stała się opiekunką siedmioletniego Andrzeja Bohdanowicza, syna siostry Józefa Jordana, Marii. Gdy wschodnie ziemie II RP zajmowali Sowieci, Maria z mężem Karolem Bohdanowiczem byli akurat na południu Polski. „Maria była tam w sanatorium, bo chorowała na płuca, Karol pojechał ją odwiedzić. Maria zmarła w 1941 r., bo nie miała wieści o synu” – mówi ks. Anatol.
Gdy do domu Jordanów w Zabłociu przyszli enkawudziści, Andrzej znalazł się tam przypadkowo, akurat składał tam wizytę. W ogóle przebywał pod opieką kuzynki ojca, Marii Bohdanowicz, której udało się samochodem uciec do Wilna, wywożąc zresztą swoje rasowe psy, o które bardzo się martwiła.
26 kwietnia rodzina Jordanów-Borowskich zostaje na ciężarówkach przywieziona do Tokarówki w Kazachstanie. Tam spadają na nią kolejne ciosy. W maju – jak wynika z notatek Heleny – umiera jej roczna córka, Marysia. Miesiąc później odchodzi jej 80-letnia matka Bronisława.
Z mężem, którego we wrześniu 1939 r. zabrali Sowieci, kontakt udaje się nawiązać dopiero w 1941 r. Małżonkowie nawiązują korespondencję, ale już nigdy się nie zobaczą – Józef Jordan umrze w Republice Komi.
Notatka Heleny Jordan i większość rodzinnych historii ks. Anatol ma właśnie od Andrzeja Bohdanowicza, który dzisiaj mieszka w Warszawie. „Skontaktował się ze mną telefonicznie gdzieś w 2007 r., gdy próbował w Polsce załatwić formalności związane z odszkodowaniem za utracony majątek. To właśnie wtedy zainteresowałem się losami rodziny Bohdanowiczów” – mówi proboszcz z Olkowicz.
Na zsyłce Andrzej ukończył kilka klas rosyjsko-polskiej szkoły w Mamlutce. W 1946 r. wraz z Heleną wyjechał do Polski.
Dzięki kontaktom z Andrzejem Bohdanowiczem, ale także dzięki poszukiwaniom na Białorusi ks. Anatol odkrywa losy dawnych mieszkańców tych ziem. Bada również historię Korpusu Ochrony Pogranicza. Pobliskie majątki szlacheckie po pokoju ryskim znalazły się praktycznie na granicy II RP i sowieckiej Białorusi. „Jedna ze strażnic KOP znajdowała się bezpośrednio na terenie majątku Bohdanowiczów w Zaciemieniu, którego część wydzierżawiono na jej potrzeby” – opowiada ks. Anatol.
Z Olkowicz Justyna Prus (PAP)
just/ akl/ mal/