2011-02-17 (PAP) - Nie będzie rewolucji w zwrocie majątków ziemskich odbieranych właścicielom po komunistycznym dekrecie z 1944 r. o tzw. reformie rolnej. Sąd Najwyższy orzekł w czwartek, że majątki przechodziły na własność państwa z mocy dekretu, w dniu jego wejścia w życie.
Tak troje sędziów SN odpowiedziało na pytanie prawne jednego z sądów, czy majątki przechodziły na własność państwa z chwilą wejścia w życie dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o "reformie rolnej" (jak wynika z dotychczasowego orzecznictwa), czy też każdorazowo wymagało to oddzielnych decyzji wywłaszczeniowych (jak twierdził Roman Mycielski, walczący przed sądami o dawny rodzinny majątek we Wrześni w Wielkopolsce).
Jak mówił wcześniej adwokat Mycielskiego mec. Ireneusz Zieliński, uznanie, że majątki nie przechodziły na państwo z mocy prawa byłoby rewolucją - łatwiejszy byłby zwrot choćby ich części. W czwartek adwokat powiedział dziennikarzom, że jest zaskoczony uchwałą SN i jej uzasadnieniem. Nie chciał przesądzać, czy zaskarży sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu; najpierw musi wyczerpać drogę prawną w Polsce.
Pytanie zadał Sąd Okręgowy w Poznaniu, rozpatrując apelację ws. pozwu potomka hrabiny Heleny Mycielskiej. W 1942 r. hitlerowski sąd wpisał do ksiąg wieczystych jako właściciela majątku Rzeszę Niemiecką. W 1946 r. polski sąd wpisał jako właściciela Skarb Państwa, na podstawie zaświadczenia urzędu ziemskiego, że nieruchomość podpada pod dekret PKWN. Pozew o tzw. uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym został w 2009 r. oddalony przez Sąd Rejonowy we Wrześni. Uznał on, że przejęcie nieruchomości nastąpiło z mocy prawa, w chwili wejścia dekretu w życie, bo nie uzależniał on tego od wydania decyzji administracyjnej.
Adwokat wniósł apelację, twierdząc, że skoro wobec tych gruntów nie wydano decyzji administracyjnej o ich podleganiu pod dekret, to nigdy nie przeszły one na państwo. Sąd w Poznaniu nabrał wątpliwości co do wykładni dekretu. Uzasadniając pytanie, SO przywołał orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1996 r., iż w dekrecie nie ma sformułowań uzależniających przejście prawa własności od aktów stosowania prawa. Skutek ten był niezależny od tego, czy w dniu wejścia w życie dekretu określone tereny były już wyzwolone, czy też pozostawały pod okupacją niemiecką - uznał TK.
Powód kwestionował dotychczasowe wykładnie sądów oparte na orzeczeniu TK, uznając, że słowa dekretu o "bezzwłocznym" przejęciu majątków nie oznaczają, iż następowało to z mocy prawa. Zwrot "bezzwłocznie" był tylko dyrektywą do urzędów ziemskich, by bez zwłoki podjęły postępowania administracyjne w celu wywłaszczenia. Zdaniem powoda, dekret nie mógł objąć nieoswobodzonych wtedy jeszcze terenów np. Wielkopolski, które objęto nim dopiero w listopadzie 1945 r. Mec. Zieliński podkreślał, że skoro w dniu opublikowania dekretu nie ustalono jeszcze granic Polski, to nie można przyjąć, by najpierw miałby on wywołać skutek prawny, a dopiero później mianoby ustalać, na jakim obszarze.
W SN mec. Zieliński wnosił, by SN uznał, że przejęcie własności wymagało decyzji administracyjnej. Przedstawiciel Prokuratorii Generalnej wniósł, by SN odmówił odpowiedzi, bo dekrety nacjonalizacyjne działały z mocy prawa.
Sędzia SN Krzysztof Pietrzykowski w ustnym uzasadnieniu uchwały powiedział, że dekrety nacjonalizacyjne po 1944 r. działały z mocy prawa. "Wtedy nie było jeszcze jasne, czy w ogóle będzie Polska, czy też Polska Republika Radziecka; z tego punktu widzenia dekrety miały znaczenie" - mówił sędzia. Argument, że nie było wiadomo, na jakim obszarze ma działać dekret z września 1944 r., nie wyłącza daty jego wejścia w życie jako punktu odniesienia - dodał. Podkreślił, że SN stwierdzał to jeszcze na długo przed orzeczeniem TK.
Mec. Zieliński powiedział, że w SN nie usłyszał argumentów odnoszących się "do tego, co było podnoszone". Dodał, że poczeka na uzasadnienie pisemne. Powództwo Mycielskiego zostanie po uchwale SN oddalone, co otworzy drogę do ewentualnego zaskarżenia sprawy w Strasburgu.
W styczniu br. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że w sprawach o zwrot majątków dopuszczalna jest droga postępowań administracyjnych - wcześniej wykluczył ją TK, według którego postępowania mają się toczyć przed sądami powszechnymi. Polskie Towarzystwo Ziemiańskie uznaje tryb sądowy za bardziej kosztowny i przerzucający na dawnych właścicieli obowiązek dowodzenia swych racji, podczas gdy organ administracji musi brać pod uwagę "wszelkie okoliczności".
Historycy uznają dziś, że celem "reformy rolnej" nie była poprawa stanu rolnictwa, lecz dalsze rozdrobnienie struktury rolnej przez parcelację majątków ziemskich dla pozyskania małorolnego chłopstwa - przed planowaną w następnym etapie działań komunistów kolektywizacją rolnictwa.
Trwa wiele procesów o zwrot majątków i dworów, wytaczanych państwu przez dawnych właścicieli, którzy wciąż nie mogą się doczekać ustawy reprywatyzacyjnej. Ostatnio resort skarbu przygotował projekt przewidujący tzw. świadczenia pieniężne dla dawnych właścicieli (którzy byli obywatelami Polski w chwili utraty mienia) lub ich spadkobierców. Występowaliby oni do wojewodów, którzy wydawaliby decyzje o prawie do zadośćuczynienia i wartości danego majątku. Wysokość świadczeń zależałaby od podzielenia przeznaczonej na ten cel kwoty ok. 20 mld zł przez ogólną wartość przejętego mienia, wynikającą z decyzji wojewodów.
Według państwa, dokonane przekształcenia własnościowe uniemożliwiają restytucję mienia w naturze, a stan finansów nie pozwala na wypłatę pełnych odszkodowań. Właściciele krytykują projekt za to, że nie jest reprywatyzacją, lecz "uznaniowym zasiłkiem". Za jego główną wadę uznają niemożność zwrotu w naturze - podczas gdy przejęte przez państwo zespoły dworsko-parkowe często popadają w ruinę. Polska jest jedynym państwem postkomunistycznym, które nie uregulowało całościowo stosunków własnościowych.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ abr/ jra/