Mazury w czasie II wojny światowej były miejscem, gdzie trafiały tysiące jeńców z okupowanej Polski czy Francji, a tutejsze lasy kryły wojenne kwatery czołowych postaci III Rzeszy z Hitlerem na czele - powiedział PAP historyk dr Waldemar Brenda.
PAP: Czy mieszkańcy Prus Wschodnich, czyli dzisiejszego warmińsko-mazurskiego, zdawali sobie sprawę, że III Rzesza przygotowuje się do agresji na Polskę? I jak bardzo zaawansowane były te przygotowania?
Dyrektor Muzeum Ziemi Piskiej dr Waldemar Brenda: O tym, że zbliża się wojna mieszkańcy Prus Wschodnich wiedzieli dużo wcześniej niż we wrześniu 1939, bo ich bracia, synowie i ojcowie zostali powołani do niemieckiego wojska, a na kilka dni przed wybuchem wojny wojska niemieckie, szykujące się do ataku na Polskę, przechodziły ulicami mazurskich miast, m.in. zachowały się zdjęcia z przemarszu przez Pisz. Zwykli mieszkańcy Prus od kilku lat obserwowali rozwój infrastruktury wojskowej w regionie, m.in. powiększenie w drugiej połowie lat trzydziestych poligonu w Orzyszu do powierzchni ponad 20 000 ha. Tam ćwiczył Wehrmacht. Zdawali sobie sprawę, że szykuje się wojna i pokładali pełne zaufanie w Hitlerze. To zaufanie jeszcze wzrosło po klęsce Polski w kampanii wrześniowej oraz kapitulacji Francji w czerwcu 1940.
PAP: Historycy zwracają uwagę na to, że pierwszych dniach wojny w Prusach Wschodnich panował dziwny spokój.
Dr Waldemar Brenda: Prusy Wschodnie były miejscem koncentracji niemieckich jednostek, z tych terenów nastąpiło uderzenie w kierunku Mławy i Grudziądza. W samych Prusach w tych pierwszych dniach września 1939 r. trochę się jednak działo, bo przy południowej granicy z Polską, stacjonowały jednostki niemieckie, które początkowo ograniczały swą działalność tylko do patrolowania.
Brak aktywności Niemców 1 i 2 września w tym rejonie sprawił, że stacjonująca wzdłuż granicy z Prusami Wschodnimi Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” podjęła się działań, które miały wskazać, jakie siły znajdują się w Prusach. Zdecydowano o tzw. rozpoznaniu bojem. Dowódca Podlaskiej Brygady Kawalerii rozpoczął działania zaczepne w kierunku Białej, potem przyłączył się do tego zwiadu 10 Pułk Ułanów Litewskich, a Suwalska Brygada Kawalerii podjęła działania w okolicach Mieruniszek k. Olecka. Te walki trwały do 4 września. Opór niemiecki był silny i to sprawiło, że zwiad bojem zakończył się polskim odwrotem. Odnotowano też aktywność bojową Polaków w okolicach wsi Jeże pod Piszem; i tu także Polacy się wycofali.
Wkrótce potem z południowego odcinka granicy ruszył w kierunku Brześcia niemiecki atak bohatersko powstrzymywany przez obrońców Wizny pod dowództwem kpt. Władysława Raginisa. Dowódcą niemieckiego Korpusu Pancernego, który przebijał się przez rejon Wizny był Hans Guderian, przez kilka dni września 1939 r. przygotowujący się do uderzenia na orzyskim poligonie.
PAP: A wkrótce potem na teren Prus Wschodnich trafiły tysiące jeńców.
Dr Waldemar Brenda: Najpierw do Prus trafiły tysiące polskich jeńców, później po klęsce Francji i innych krajów do obozów przejściowych tzw. dulagów trafiali także Francuzi i Anglicy. Od czerwca 1941 roku, po napaści Niemiec na dotychczasowego sojusznika czyli ZSRR, w obozach Prus Wschodnich znaleźli się także Rosjanie, którzy byli najgorzej ze wszystkich traktowani.
Umierali z głodu, chorób, byli też mordowani. Obozów jenieckich w Prusach było wiele, jeden z bardziej znanych był w Olsztynku, przewinęło się przezeń kilkaset tysięcy jeńców. Trzeba pamiętać, że bardzo często jeńcy trafiali, jako robotnicy do pruskich gospodarstw. Stąd wyjechali mężczyźni powołani pod broń, a ktoś na roli musiał przecież pracować. Traktowanie tych ludzi przez ludność Prus było zróżnicowane i często zależało od tego, czy dana rodzina „wierzyła w Hitlera” i popierała go, czy nie.
Dr Waldemar Brenda: Trzeba pamiętać, że Wilczy Szaniec był otoczony kwaterami innych ważnych postaci III Rzeszy: Goering rezydował w Szerokim Borze k. Pisza, potem przeniósł swoją kwaterę do Gołdapi, w Sztynorcie - Ribentropp, Himmler miał kwaterę w Pozezdrzu, a w Mamerkach powstała kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. Na Mazurach powstało swego rodzaju centrum dowodzenia III Rzeszy.
Zachowały się np. opisy, że mieszkańcy Białej Piskiej rzucali fekaliami w polskich jeńców idących przez miasto po klęsce wrześniowej. Interpretacja tego zdarzenia może być taka, że umyślnie zmobilizowano miejscową społeczność do takiej reakcji, ponieważ Biała Piska była na trasie głównego uderzenia Wojska Polskiego w Prusach. Nie można jednak wykluczyć, że brutalne zachowanie cywilów wobec polskich jeńców było aktem spontanicznym. Zachowały się też zapisy, że Niemcy obawiali się zbyt dużego napływu jeńców i robotników przymusowych z Polski uważając, że ci mogą w Mazurach obudzić poczucie polskości.
PAP: W 1940 roku w Gierłoży zaczęto budować kwaterę wojenną dla Hitlera. Dlaczego akurat tu?
Dr Waldemar Brenda: Powodów było kilka. Był to mało zaludniony a jednocześnie dobrze osłonięty lasami i jeziorami teren wysunięty na wschód od Niemiec. Z tego powodu dobrze nadawał się na stanowisko dowodzenia na czas wojny z Sowietami. Dlatego Wilczy Szaniec zaczęto budować w 1940 r., gdy zapadły decyzje o zaatakowaniu ZSRR. Ale trzeba pamiętać, że Wilczy Szaniec był otoczony kwaterami innych ważnych postaci III Rzeszy: Goering rezydował w Szerokim Borze k. Pisza, potem przeniósł swoją kwaterę do Gołdapi, w Sztynorcie - Ribentropp, Himmler miał kwaterę w Pozezdrzu, a w Mamerkach powstała kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. Na Mazurach powstało swego rodzaju centrum dowodzenia III Rzeszy, a gdyby powiodła się operacja na Wschodzie wówczas kto wie, może byłoby to centrum hitlerowskiego imperium? Tu, na Mazurach od 1941 do 1944 roku zapadało wiele kluczowych dla losów wojny decyzji, tu bywali poplecznicy Hitlera, m.in. Mussolini. Sytuacja się zmieniła, gdy Sowieci zaczęli iść na Zachód, wtedy kwatery te zostały opuszczone.
PAP: Wejście czerwonoarmistów do Prus było koszmarem, o którym można przeczytać w wielu wspomnieniach, pokazał je m.in. Wojciech Smarzowski w filmie „Róża”. Dlaczego nie ewakuowano cywilów z Prus?
Dr Waldemar Brenda: Pierwsze ewakuacje nastąpiły już jesienią 1944 roku; wyjechały wtedy kobiety i dzieci, ale była to niewielka liczba, zostali ewakuowani już jesienią 1944 roku. Jednak wszelkie dyskusje na temat masowej ewakuacji ludności cywilnej z Prus były traktowane jako przejaw defetyzmu, który należy karać. W tym względzie gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch był nieubłagany i ludzie bali się o tym mówić. Rozkazy, które mogłyby uratować ludzi z bezpośredniego zagrożenia frontem, nie były wydawane albo były wydawane w ostatnim momencie, a ewakuacja odbywała się w mroźną, śnieżną zimę. Dodatkowo kolumny cywilów były ostrzeliwane, okradane przez czerwonoarmistów, a niemieckie kobiety gwałcone na oczach dzieci. To, co działo się zimą 1945 roku w Prusach to było piekło, które trudno sobie wyobrazić.
PAP: Mimo to niektórzy nawet wtedy wierzyli w Hitlera.
Dr Waldemar Brenda: Nie wszyscy wierzyli, ale byli tacy, którzy nawet wtedy czekali na tajemniczą, cudowną broń, czyli wunderwaffe, wierzyli w odbicie Prus. To był skutek działania niemieckiej propagandy. (PAP)
jwo/ mlu/