27.05.2009 Warszawa (PAP) - Wybory z 4 czerwca 1989 r. okazały się wielkimi wyborami, bo ich konsekwencje były fantastyczne; ale wtedy, kiedy to wszystko się działo, byłam przekonana, że to się nie uda - wspomina dziennikarka "Gazety Wyborczej" Ewa Milewicz.
"Pamiętam, że wieczorem na drzwiach komisji obwodowych były wywieszane wyniki. Nasi dziennikarze, i ja również, jeździliśmy swoimi samochodami po Warszawie i innych okręgach, i spisywaliśmy te dane. Próbowaliśmy oszacować wyniki. Cały czas uważałam, że z tego nic nie będzie. Potem utwierdziłam się w tym przekonaniu, bo okazało się, że lista krajowa nie przeszła. Zrobiło się jakoś tak zimno, było widać, że to władzy bardzo się nie podoba, strona solidarnościowa zakazała się cieszyć z wygranej" - wspomina dziennikarka.
Jak podkreśliła, teraz gdy patrzy w przeszłość, "to oczywiście wybory z 4 czerwca 89 r., okazały się wielkimi wyborami". Jej zdaniem, "wspaniale się stało, że Solidarność i rząd Mazowieckiego umieli to wygrać dla Polski: zmienił ustrój, w końcu tamtego roku już była mowa o prywatyzacji, wcześniej jeszcze Sejm uchwalił plan Balcerowicza, czyli wprowadził w Polsce wolny rynek, zmienił konstytucję, wyrzucając kierowniczą rolę partii i przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Potem wszystko potoczyło się w kierunku wolnego kraju".
Za najważniejsze wydarzenie minionego dwudziestolecia Ewa Milewicz uważa wstąpienie Polski do NATO w marcu 1999 r. "Według mnie było to symboliczne zerwanie żelaznej kurtyny. Miałam poczucie, że Układ Warszawski, obóz socjalistyczny to już historia, że jesteśmy w NATO, czyli organizacji, która przez wszystkie lata PRL-u była symbolem czegoś najgorszego na Zachodzie" - powiedziała PAP.
Zdaniem dziennikarki szczególna była uroczystość, która się wtedy odbyła w USA. "Oglądałam transmisję w redakcji. Właściwie nie pamiętam równie wzruszającego wydarzenia w tym okresie. Może dlatego, że tam, na pierwszym planie, była Madeleine Albright, czyli uciekinierka z Czechosłowacji" - wspomina Milewicz.
"Pełniła funkcję sekretarza stanu u Billa Clintona. Jej rodzice z dziećmi, w tym z Madeleine, wyjechali z Czechosłowacji do USA. Obok stał polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek. To była dla mnie trochę dziwna sytuacja, że Albright wręczała dokumenty akcesyjne swojemu krajowi i Polsce. Widać było, że i ona, i Geremek mieli łzy w oczach. To było bardzo ludzkie, politycy zwykle się tak nie wzruszają. Pamiętam, że Geremek nawiązał wtedy do plakatu +W samo południe+ z Garym Cooperem, który był symbolem wyborów 4 czerwca. Powiedział, że wejście do NATO jest dla Polski w samo południe - jest najważniejsze" - relacjonowała Milewicz.
Jak przyznała, wejście Polski do UE nie zrobiło na niej takiego wrażenia, bo "było już dosyć naturalną konsekwencją zmian". (PAP)
ktt/ bk/