Liderzy: SLD - Leszek Miller oraz RP - Janusz Palikot wezwali w niedzielę, w 90. rocznicę zabójstwa Gabriela Narutowicza, do powstrzymania mowy nienawiści. "Słowo potrafi tworzyć i koić, ale potrafi zabijać" - mówił Miller. Palikot przedstawił "7 zasad przeciwko mowie nienawiści".
W południe przed gmachem stołecznej Zachęty, gdzie 16 grudnia 1922 roku, z rąk malarza, skrajnego nacjonalisty Eligiusza Niewiadomskiego, zginął Narutowicz, odbył się wiec, zorganizowany przez związanego z lewicą burmistrza Ursynowa Piotra Guziała. Głos zabrali m.in. Miller, Palikot i szef Partii Demokratycznej Andrzej Celiński. Hasłem zgromadzenia było: "Zatrzymać faszyzm, naprawić państwo".
W wiecu udział wzięło kilkadziesiąt osób, wśród nich m.in. prezydencki minister Tomasz Nałęcz, a także działacze Zielonych 2004.
Miller podkreślił, że obecnie słyszymy nawrót do ideologii, której ofiarą stał się pierwszy prezydent II RP. "Dziś dlatego jesteśmy tu, żeby o tym pamiętać, że nienawiść jest zawsze wymierzona przeciwko człowiekowi, że słowo potrafi tworzyć i koić, ale potrafi zabijać. Mowa nienawiści, nawoływanie do zbrodni może kończyć się tak, jak skończyło się tu, w Zachęcie" - mówił szef Sojuszu.
Przywołał w swym wystąpieniu fragment wiersza Juliana Tuwima "Pogrzeb prezydenta Narutowicza": "Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie".
"Dziś pamiętajmy strofy Tuwima, innych wielkich Polaków, którzy nie chcieli spełnić sugestii endeckich publicystów mówiących +ciszej nad tą trumną+. Dziś także słyszymy nawrót do tamtych ideologii. Działacze ONR, endecji piszą, że Eligiusz Niewiadomski powinien być patronem polskich szkół i bohaterem polskiego młodego pokolenia. Dla nas jest mordercą" - powiedział Miller.
Podkreślił, że śmierć Narutowicza jest przestrogą. "Wszystko zależy od tego, jak zrozumiemy tę przestrogę, to przesłanie, które historia nam zostawiła historia, która lubi niestety się powtarzać" - zaznaczył lider SLD. Podkreślił, że Polska musi być tolerancyjna, wielobarwna i demokratyczna, a odpowiedzią na problemy Polaków "nie jest brunatny kolor nowych polskich neofaszystów". "Odpowiedzią jest biel i czerwień, a także błękit i złote gwiazdy zjednoczonej Europy" - oświadczył.
Palikot przedstawił z kolei "septalog, czyli 7 zasad przeciwko mowie nienawiści". "Po pierwsze - nie życz nikomu śmierci, nie mów o wypatroszeniu, jak ja powiedziałem, nie szukaj gałęzi, na której powiesisz przeciwnika, jak Adam Hofman. Nie mów: Jest pani na mojej krótkiej liście do wykończenia, jak Lech Kaczyński. Nie mów: Dorżniemy watahę, jak Radosław Sikorski. W żadnej formie: satyrycznej, literackiej, metaforycznej, kabaretowej, na serio, w wywiadzie, półżartem, nie życz nikomu śmierci" - apelował lider Ruchu.
Prof. Nałęcz, pytany czy obecne podziały i retoryka w polityce jest - według niego - na tyle silna, że można ją zestawiać z tym, co się działo 90 lat temu, odparł, że dla niego najsmutniejszy jest "powracający mechanizm polityczny". "Skoro przegrało się w parlamencie, to będzie się dyktowało swe warunki z pozycji ulicy, gwałtem ulicznym. Ja dziś widzę tę samą metodę w polityce; mniejszość, która w wyniku swych błędów przegrywa i jest w mniejszości w parlamencie, wychodzi na ulice i mówi: tu jest Polska, a nie w parlamencie" - powiedział prezydencki minister.
Zwracał się także o to, by nie podpuszczać ludzi przeciwko sobie. "Nie mów: że oni stoją tam, gdzie kiedyś stało ZOMO, jak Jarosław Kaczyński. Nie mów, że tę partię wybrała najgorsza część polskiego społeczeństwa, podobnie Jarosław Kaczyński. Nie mów o moherowych beretach, jak Donald Tusk. Nie mów: tu jest Polska, nie mów o łże-elitach, jak Ludwik Dorn" - wyliczał Palikot.
Apelował też o to, by "nie udawać, że kogoś nie ma", nie wykluczać nikogo i nie stygmatyzować, nie wyśmiewać czyichś emocji oraz "nie pomniejszać". "Nie mów: Polaczek, Rusek, Żydek, nie mów, że ktoś jest za młody, czy za stary" - mówił.
Celiński z kolei podkreślał, że obecnie żyjemy w Polsce, która nie miała nigdy wcześniej takich szans, by "dobrze się rządzić". "Żeby to wykorzystać musimy być razem w sprawach, w których być możemy razem, unikać konfliktów, których da się uniknąć. Wzywam wszystkich ludzi, dla których wartość solidarności coś znaczy, (...) by łączyli się przeciwko głupocie, braku tolerancji, faszyzmowi. (...) Łączcie się, a nie dzielcie" - apelował.
W wiecu wziął także udział prezydencki minister Tomasz Nałęcz, którego dziennikarze pytali dlaczego - pomimo zaproszeń organizatorów - nie zdecydował się wejść na scenę razem z Millerem i Palikotem. "To bardzo budujące spotkanie i bardzo się cieszę, że tu przyszedłem, bo spotkałem bardzo wielu ludzi, których znam, których nie znam. Jedna rzecz mi doskwiera, że żarłoczni partyjni liderzy nie oparli się pokusie, by zawłaszczyć to piękne zgromadzenie" - powiedział Nałęcz.
Dodał, że przyszedł na uroczystość upamiętniającą Narutowicza, a znalazł się "na stricte partyjnym wiecu", a "to było niepotrzebne". Według Nałęcza, pod Zachętą powinni przemówić w niedzielę wybitni polscy intelektualiści. "To nie jest miejsce, które powinno być zawłaszczane przez partie polityczne" - podkreślił.
Nałęcz, pytany czy obecne podziały i retoryka w polityce jest - według niego - na tyle silna, że można ją zestawiać z tym, co się działo 90 lat temu, odparł, że dla niego najsmutniejszy jest "powracający mechanizm polityczny". Podkreślił, że Narutowicz zginął w wyniku "błędu popełnionego podczas wyborów przez endecję; zgłosiła złego kandydata, nie potrafiła go przeforsować, przegrała w majestacie prawa, (...) zdecydowała wyjść na ulice". "Skoro przegrało się w parlamencie, to będzie się dyktowało swe warunki z pozycji ulicy, gwałtem ulicznym. Ja dziś widzę tę samą metodę w polityce; mniejszość, która w wyniku swych błędów przegrywa i jest w mniejszości w parlamencie, wychodzi na ulice i mówi: tu jest Polska, a nie w parlamencie" - powiedział prezydencki minister.
Uczestnicy wiecu przed gmachem Zachęty zapalili znicze przy portrecie Gabriela Narutowicza. Następnie podpisywali się na tablicy ze słowami niemieckiego pastora, działacza antynazistowskiego Martina Niemoellera: "Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem. Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą. Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było". (PAP)
sdd/ woj/