05.08.2010. Berlin (PAP) - Karta Niemieckich Wypędzonych ze Stron Ojczystych należy do założycielskich dokumentów RFN - ocenił w czwartek przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert podczas obchodów 60. rocznicy ogłoszenia tej sztandarowej deklaracji wysiedlonych.
(Na zdjęciu Erika Steinbach, przew. Związku Wypędzonych (BdV), na uroczystościach w Stuttgarcie. Fot. B. Weissbrod PAP/EPA)
Uroczystość rocznicowa odbyła się w Stuttgarcie, gdzie przed 60 laty proklamowano Kartę. 5 sierpnia 1950 roku zgromadzeni w ruinach zamku wypędzeni ogłosili m.in., że rezygnują z zemsty i odwetu, zapowiedzieli wsparcie powojennej odbudowy Niemiec i Europy, a także zażądali przestrzegania ich praw obywatelskich oraz sprawiedliwego podziału ciężarów wojny.
Karta była "znaczącą przesłanką sukcesu Republiki Federalnej" - mówił Lammert, który wygłosił główne przemówienie podczas czwartkowych uroczystości. Jak dodał, historyczne znaczenie dokumentu opiera się na tym, że odcinał się od radykalnych prób, a w polityce zagranicznej przygotował kurs europejskiej jedności i porozumienia z udziałem sąsiadów we wschodniej i środkowej Europie. Karta "umożliwiła nie tylko integrację milionów uciekinierów, ale też odbudowę gospodarczą kraju" - dodał Lammert.
Obok przewodniczącego parlamentu na uroczystościach w Stuttgarcie obecni byli wicekanclerz i szef dyplomacji Guido Westerwelle oraz minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere.
Westerwelle, który jesienią zeszłego roku zablokował kandydaturę szefowej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach do rady fundacji poświęconej upamiętnieniu wysiedleń, został w Stuttgarcie wybuczany przez kilku uczestników uroczystości. Jak relacjonuje agencja dpa, Steinbach oświadczyła jednak, że jego obecność jest "dobrym sygnałem".
Według szefowej BdV "ogłoszenie Karty Niemieckich Wypędzonych ze Stron Ojczystych miało nieocenione znaczenie dla Niemiec i Europy". "Gdyby 5 sierpnia 1950 roku wypędzeni ze stron ojczystych zdecydowali się na inną drogę, drogę przemocy, Niemcy wyglądałyby dziś inaczej - powiedziała Steinbach w przemówieniu, którego treść opublikowano z wyprzedzeniem. - Wypędzeni zdecydowali się jednak na drogę pokoju i współistnienia".
Według Steinbach "ani jedno zdanie i żadna sylaba pierwszej wspólnej deklaracji wypędzonych ze stron ojczystych nie mówi o nienawiści wobec sąsiednich narodów Niemiec", za to postuluje się wsparcie starań o budowę zjednoczonej Europy. Nazwała dokument "moralnym fundamentem".
Steinbach przypomniała też o niezrealizowanej nadal inicjatywie drugiej izby niemieckiego parlamentu, Bundesratu, sprzed kilku lat, by 5 sierpnia ustanowić narodowym dniem pamięci o ofiarach wypędzeń. Ustanowieniu takiego święta przeciwny jest jednak przewodniczący Bundestagu. Jak powiedział Lammert w czwartek w radiu RBB, nie przyczyniłoby się to do wyczulenia świadomości publicznej na temat wypędzeń.
Według szefowej BdV niebawem Instytut Historii Współczesnej w Monachium opublikuje opracowanie dotyczące uwikłania założycieli organizacji wypędzonych w reżim narodowosocjalistyczny. Jak mówiła, także w BdV - tak jak we wszystkich organizacjach społecznych młodej RFN - byli ludzie powiązani z reżimem nazistowskim. "Wszystko inne byłoby cudem - powiedziała. - BdV chce przejrzystości i otwartości (...) Ale jedno jest pewne: nazistowskie albo ekstremistyczne poglądy nigdy nie znalazły miejsca w polityce naszego związku".
Minister spraw wewnętrznych de Maiziere ocenił, że "Karta była kamieniem milowym porozumienia, bo ukształtowana została przez ludzką wielkość, chrześcijański humanitaryzm i wolę pojednania". "Dzięki jasnym i skierowanym w przyszłość słowom Karta dała wypędzonym orientację na drodze w pokoju i wolności. Tym, których nie dotknęły wypędzenia - w kraju i za granicą - pozwoliła wyzbyć się strachu przed zemstą i odwetem za niesprawiedliwość" - powiedział de Maiziere. Podziękował wypędzonym za to, że "angażowali się na rzecz pokoju i porozumienia między narodami oraz politycznej stabilności w Niemczech i Europie".
60 lat po ogłoszeniu Karty Niemieckich Wypędzonych historycy i komentatorzy są podzieleni w ocenie tego dokumentu. Krytycy wskazują, że w jego krótkim tekście ani słowem nie wspomniano o zbrodniach nazistowskiej i wywołanej przez Niemcy II wojnie światowej. Mówi on jedynie o "bezgranicznych cierpieniach, jakie były udziałem ludzkości, szczególnie w ostatnim dziesięcioleciu". Wielu spośród 30 sygnatariuszy Karty było uwikłanych w reżim nazistowski.
Karta wzywa również "narody świata", by poczuwały się do "współodpowiedzialności za wypędzonych ze stron ojczystych, jako tych, których niedola tego czasu dotknęła najbardziej". Nie wspomniano o pojednaniu i zażądano, by "prawo do stron ojczystych" zostało urzeczywistnione i uznane jako podstawowe prawo ludzkości.
Niemiecki pisarz Ralph Giordano, który do niedawna popierał projekt stworzenia centrum przeciwko wypędzeniom, ocenił, że Karta przemilczała reżim nazistowski. "Jej lektura stwarza wrażenie, jakby wypędzenia miały miejsce w historycznej próżni" - napisał Giordano w jednym z artykułów na łamach pisma "Cicero".
Berliński historyk Wolfgang Wippermann oświadczył w zeszły wtorek, że "Kartę Niemieckich Wypędzonych należałoby przemilczeć, zamiast świętować". "Wyrażona w Karcie rezygnacja z +zemsty i odwetu+ była bezczelna. Sprawcy doprawdy nie mają prawa do zemsty. Powinni prosić o wybaczenie" - ocenił, nazywając funkcjonariuszy BdV "rewanżystami w owczej skórze".
W podobnym duchu wypowiedzieli się w czwartek przedstawiciele opozycyjnych partii Zielonych i Lewicy.
Wielu komentatorów i polityków konserwatywnych podkreśla jednak, że biorąc pod uwagę historyczny kontekst ogłoszenia Karty Niemieckich Wypędzonych - pięć lat po kończącej wojnę konferencji poczdamskiej, miesiąc po uznaniu przez władze komunistycznej NRD granicy na Odrze i Nysie - deklaracja ta była zadziwiająco wyważona.
"Wartość Karty można zmierzyć tylko wówczas, gdy weźmie się pod uwagę czasy, w jakich powstała" - oceniła szefowa BdV Erika Steinbach.
"Normalnością były wówczas rewanżystowskie żądania i jednostronne obarczanie winą zwycięzców II wojny światowej (...) Jeszcze długo przeżywający traumę ludzie nie potrafili przyznać, że wojnę wywołały hitlerowskie Niemcy, a ich wypędzenie poprzedzone było niewyobrażalnymi zbrodniami na Żydach, Słowianach i wielu innych" - napisał w czwartek dziennik "Die Welt".
Anna Widzyk (PAP)
awi/ ap/