Prezydent USA Barack Obama wezwał do "pełnego i szczerego" uznania faktów o masakrze Ormian w Imperium Osmańskim w 1915 roku. W oświadczeniu wydanym z okazji obchodów 100. rocznicy tych wydarzeń nie nazwał ich jednak ludobójstwem, o co apelują Ormianie.
"W tym uroczystym dniu jesteśmy razem z Armeńczykami, pamiętając o tych, którzy zginęli. Obiecujemy, że ci, którzy cierpieli, nie zostaną zapomniani, a my wyciągniemy wnioski z tej bolesnej spuścizny, by nie powtórzyła się w przyszłych pokoleniach" - powiedział Obama w oświadczeniu opublikowanym w czwartek wieczorem (czasu miejscowego). W piątek w Erywaniu odbędą się uroczyste obchody 100. rocznicy rozpoczęcia masowych mordów w Imperium Osmańskim w 1915 roku, w których życie straciło ok. 1-1,5 mln Ormian.
Prezydent USA podkreślił, że 100. rocznica "tej straszliwej rzezi" jest okazją do refleksji o pracy koniecznej do rozliczenia się z przeszłością.
"Już wcześniej konsekwentnie mówiłem, co wydarzyło się w 1915 roku, mój pogląd w tej sprawie się nie zmienił. Pełne, szczere i sprawiedliwe uznanie faktów jest w interesie nas wszystkich" - powiedział Obama. Jak dodał, "ludy i narody stają się silniejsze", gdy potrafią dokonać rozrachunku z bolesną przeszłością.
Obama pochwalił historyków z Turcji i Armenii, którzy "starają się rzucić światło na ten mroczny rozdział historii", a także papieża Franciszka za niedawne "wyrażanie poglądów" w tej sprawie. Podczas mszy świętej w Watykanie 12 kwietnia z udziałem prezydenta Armenii Serża Sarkisjana papież nazwał mord Ormian ludobójstwem. Rząd Turcji zareagował oburzeniem, oskarżając Ojca Świętego o sianie nienawiści religijnej.
Obama nie użył w swym oświadczeniu słowa "ludobójstwo", podobnie jak inni przedstawiciele Białego Domu, którzy w ostatnich dniach wypowiadali się o rocznicy. "Stany Zjednoczone otwarcie przyznają, że w masakrze, jaka miała miejsce 100 lat temu, zginęło 1,5 mln Ormian. Jutrzejsza rocznica to smutny dzień i smutne uczczenie pamięci (ofiar)" - powiedział rzecznik John Earnest podczas czwartkowego briefingu w Białym Domu. Gdy we wtorek szef personelu Białego Domu Denis McDonough oraz zastępca doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Ben Rhodes spotkali się z delegacją ormiańskiej diaspory w USA, również mówili o "tragicznych wydarzeniach z 1915 roku", ale nie o "ludobójstwie".
Tymczasem jeszcze jako senator Barack Obama obiecywał podczas kampanii wyborczej w 2008 roku uznanie rzezi Ormian za ludobójstwo. "Ameryka zasługuje na przywódcę, który mówi szczerze o ludobójstwie Ormian" - mówił. Mimo utrzymujących się od lat nacisków silnego ormiańskiego lobby w USA, Obama nie dotrzymał obietnicy, by - jak się powszechnie uważa - nie drażnić Turcji, ważnego partnera USA i sojusznika w NATO, który nie zgadza się ani na użycie tego określenia, ani z ocenami historyków na temat skali mordów dokonanych na Ormianach.
Większość historyków uznaje, że masowy mord na Ormianach kwalifikuje się jako ludobójstwo. Po egzekucji 250 przywódców elit ormiańskich, aresztowanych 24 kwietnia 1915 roku, turecki rząd zarządził masową deportację Ormian, zamieszkałych głównie we wschodniej Turcji. Mężczyźni byli mordowani w egzekucjach, zaś kobiety, dzieci i starców przesiedlano na pustynne tereny dzisiejszej Syrii. Ginęli w marszach śmierci, pozbawieni wody i żywności. Szacuje się, że w kampanii, trwającej do końca pierwszej wojny światowej, życie straciło ok. 1-1,5 mln Ormian, a reszta ormiańskiej mniejszości (ok. 3 mln) rozproszyła się po świecie. Do dziś więcej Ormian mieszka w diasporze (najwięcej w USA) niż w samej Armenii.
Według oficjalnej wersji tureckiej w latach 1915-1919 dochodziło do masowych mordów na Ormianach, ale w większości nie były one zamierzone i były „ubocznym skutkiem” deportacji. Ormianie w Turcji – podkreśla Ankara – uchodzili za „piątą kolumnę”, sojuszników Rosji, która jako państwo ententy prowadziła wojnę z Imperium Osmańskim.
W rocznicowych obchodach w Erywaniu amerykańskiej delegacji będzie przewodniczyć w piątek minister finansów Jack Lew.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ akl/