Techniczne nieprawidłowości, niedopełnienie obowiązków i działanie osób trzecich. To trzy główne hipotezy, które w dalszym ciągu badają śledczy zajmujący się katastrofą smoleńską. Prokuratura, która prowadzi śledztwo czeka na kluczowe międzynarodowe ekspertyzy. Pierwsze wyniki powinny być w tym roku.
Po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych w 2015 roku oraz reformie prokuratury śledztwo od zlikwidowanej wtedy prokuratury wojskowej przejęła Prokuratura Krajowa. Od marca 2016 roku sprawą zajął się Zespół Śledczy Nr I Prokuratury Krajowej. Zespołem kieruje odsunięty w 2011 r. od śledztwa smoleńskiego prokurator Marek Pasionek.
Zespół PK przejął od WPO ponad 800 tomów akt głównych oraz około 200 tomów materiałów niejawnych. Zostały one uporządkowane. Łącznie zespół zgromadził i przeanalizował blisko 2 tys. tomów akt postępowań odnoszących się do tragedii.
Według informacji PAP, Zespół PK pracuje nad przygotowaniem elektronicznej wersji akt. W tej formie mają zostać udostępnione pokrzywdzonym i ich pełnomocnikom wraz z dokumentacją medyczną, do której nie mieli oni dotąd dostępu. Trwają też prace nad „wirtualną mapą miejsca katastrofy” - informuje PAP rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej prok. Ewa Bialik. Z uwagi na upływ czasu, zmiany w terenie i nieprecyzyjne opisanie miejsca katastrofy w rosyjskich protokołach oględzin, stworzenie takiej mapy napotyka na trudności.
Śledztwo w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zostało wszczęte w dniu katastrofy przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Niedawno Prokuratura Krajowa przedłużyła postępowanie do końca 2018 roku.
Część bliskich ofiar katastrofy wielokrotnie krytykowała postępowanie wojskowych prokuratorów w sprawie badania katastrofy smoleńskiej. W 7. rocznicę katastrofy w wywiadzie dla TVP prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił: "zaniechano najbardziej elementarnych rzeczy i dziś wiemy, że z pełną świadomością przekazano wszystkie prawa do prowadzenia tego śledztwa Rosjanom".
Zaangażowanie krajowych i zagranicznych ekspertów ma pomóc w zbieraniu dowodów i weryfikowaniu trzech głównych hipotez dotyczących przebiegu katastrofy, które zostały przyjęte na początku śledztwa w kwietniu 2010 roku i których badanie nigdy nie zostało formalnie zakończone.
Pierwsza hipoteza zakłada, że to ewentualne wady produkcyjne, konstrukcyjne, technologiczne, zużycie elementów samolotu i inne techniczne nieprawidłowości doprowadziły do katastrofy. Hipoteza ta obejmuje także zaistnienie katastrofy wskutek niespodziewanego wejścia samolotu w strefę niebezpiecznych zjawisk atmosferycznych, takich jak na przykład mgła.
Śledczy badają również czy katastrofa nie jest wynikiem błędów, niedopełnienia obowiązków albo przekroczenia uprawnień. Hipoteza obejmuje niewłaściwe działania służb kontroli ruchu lotniczego i podjęcia przez nich niewłaściwej decyzji w zakresie kierowania lotem, a także błędów popełnionych podczas remontu samolotu. Śledczy badają również czy nie popełniono ewentualnych błędów w pilotażu lub naruszenia przez załogę przepisów lotniczych.
Trzecią hipotezę stanowi celowe działania osób trzecich. Chodzi m.in. o ewentualne zamierzone działanie personelu naziemnego przygotowującego samolot do lotu, kontrolerów lotu na lotnisku w Smoleńsku albo innych osób na terenie Federacji Rosyjskiej, ekip remontujących samolot, członków załogi i pasażerów.
Jeszcze w sierpniu 2011 r. prokuratura wojskowa postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w ówczesnym 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego - Ryszardowi R. i Bartoszowi S. Chodziło o organizację lotu Tu-154 w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Ten wątek wyłączono z głównego śledztwa na krótko przed likwidacją WPO i ostatecznie przekazano do Wydziału Wojskowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Postępowanie w tej sprawie pozostaje w toku.
Z kolei w marcu 2015 r. WPO wydała postanowienie o postawieniu zarzutów dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska Pawłowi P. i Wiktorowi R. Jednemu zarzucono sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, a drugiemu - nieumyślne sprowadzenie katastrofy. W 2016 r. Rosja odmówiła doręczenia tym dwóm kontrolerom wezwań dotyczących przedstawienia im przez polską prokuraturę zarzutów; polskie wnioski w tej sprawie zostały zwrócone jako "niepodlegające wykonaniu".
Po zmianie prowadzących sprawę śledczy z PK w kwietniu ub.r. poinformowali, że wobec Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenko wydano postanowienia zmiany zarzutów na umyślne sprowadzenia katastrofy. Wówczas prokuratorzy ujawnili, że zarzut pomocnictwa w tym przestępstwie chcą przedstawić kolejnemu z rosyjskich obywateli - Nikołajowi Krasnokuckiemu, ówczesnemu zastępcy dowódcy bazy w Twerze obecnemu 10 kwietnia na wieży w Smoleńsku. "Działanie kontrolerów było jedną z przyczyn katastrofy" - ocenił wtedy kierownik zespołu prok. Marek Kuczyński. Nie podał szczegółów zarzutów, powołując się na fakt, że nie zostały one przedstawione podejrzanym.
Według informacji PAP, zaostrzenie zarzutów wobec kontrolerów i postawienie ich także płk. Krasnokuckiemu nastąpiło, po tym jak ABW udało się odczytać dodatkowe zdania z nagrań z wieży kontroli lotów w Smoleńsku i nagrań rozmów kontrolerów z pilotami.
Śledczy ustalili, że na kilka minut przed katastrofą w wieży kontrolnej w Smoleńsku doszło do awarii radiolokacyjnego systemu lądowania - wynika z informacji PAP. Na monitorach, przed którymi siedzieli kontrolerzy, zanikał punkt oznaczający pozycję samolotu. Kontrolerzy nie znali więc położenia tupolewa, a mimo to nie przerwali podchodzenia do lądowania. W zasadzie wszystkie informacje o położeniu samolotu, które przekazywali załodze od momentu, gdy tupolew znalazł się w odległości 8 km od progu pasa startowego, były nieprawdziwe. Mimo to wydawali pilotom komendy zezwalające na zniżanie i warunkowe próbne podejście do lądowania.
Jak wynika z informacji PAP, prokuratorzy przyjęli, że Rosjanie – zezwalając na zniżanie się samolotu i warunkowe próbne podejście do lądowania – przewidywali, iż może dojść do katastrofy i się na nią godzili. Oznacza to umyślne, w zamiarze ewentualnym, sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym, której następstwem jest śmierć wielu osób.
W 2015 r. prokuratorzy wojskowi przedstawili wnioski z całościowej opinii zespołu 24 biegłych na temat katastrofy. Prace nad nią trwały od 2011 r. Ujawnili wtedy m.in., że "jako pierwszą bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia". Dodali, że było to "działanie nieadekwatne do panującej na lotnisku sytuacji meteorologicznej".
Ponadto jako przyczynę katastrofy biegli wskazali m.in. nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu "osób bez ważnych uprawnień, lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu". Kolejnymi z przyczyn było - według biegłych - niewydanie przez kierownika lotów zakazu lądowania na smoleńskim lotnisku ze względu na warunki pogodowe i nieskierowanie samolotu na lotnisko zapasowe oraz "niewydanie przez kierownika strefy lądowania komendy odejścia na drugi krąg w sytuacji, gdy samolot przekraczał minimalną wysokość zniżania 100 m".
Po przejęciu śledztwa przez PK rzeczniczka tej prokuratury prok. Ewa Bialik poinformowała w lutym 2018 r., że Zespół śledczych badający przyczyny katastrofy kompletuje zespół biegłych, w tym specjalistów z zagranicy, który ma wydać kolejną wszechstronna opinię dotycząca przebiegu i przyczyn tragedii. Jak zapowiedziano, będzie ona uwzględniać pełen materiał dowodowy, w tym wyniki trwających sekcji ciał ofiar i badań próbek wraku. Biegli mają przystąpić do pracy niezwłocznie po zebraniu wszystkich wyników badań. "Opinia będzie uwzględniać pełen materiał dowodowy, w tym wyniki trwających sekcji ciał ofiar i badań próbek wraku, które są od miesięcy prowadzone przez renomowane zagraniczne instytuty" - zaznaczała prok. Bialik.
Prokuratura Krajowa jeszcze latem 2016 r. zdecydowała bowiem, że w ramach śledztwa konieczne jest przeprowadzenie ekshumacji większości ofiar katastrofy. Dotychczas Prokuratura Krajowa przeprowadziła 77 ekshumacji ofiar, zaś wcześniej Prokuratura Wojskowa przeprowadziła 9 ekshumacji. Jesienią 2016 r. PK podjęła zaś umorzone wcześniej postępowanie ws. niedopełnienia obowiązków przez prokuratorów wojskowych w związku z brakiem ich udziału w sekcjach zwłok w Rosji po katastrofie.
W kwietniu ub.r. prokuratorzy poinformowali, że laboratoria z Włoch oraz dwa z Wlk. Brytanii (w Anglii i w Irlandii Północnej) zbadają próbki z ciał ekshumowanych oraz z wraku Tu-154 na obecność pozostałości materiałów wybuchowych. Prokuratorzy argumentowali wtedy, że umiędzynarodowienie tych badań jest spowodowane wątpliwościami co do opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Jak informowała jesienią zeszłego roku prokuratura, analizy mają potrwać co najmniej kilka miesięcy.
Przykładowo w październiku ub.r. PK podpisała umowę z Instytutem Nauk Sądowych Irlandii Północnej ws. wykonania badań próbek dostarczonych przez polską prokuraturę "pod kątem ujawnienia w nich ewentualnych pozostałości materiałów wybuchowych". PK informowała wówczas, że prace Instytutu "wykonywane w ramach tej umowy będą miały charakter rutynowego i czysto naukowego wsparcia śledztwa". "FSNI nie będzie się natomiast wypowiadać w kwestii ewentualnych przyczyn katastrofy, nie wyda opinii i nie będzie dokonywać interpretacji wyników analiz w tym kontekście" - podkreślano.
Sprawa śladów materiałów wybuchowych stała się głośna, gdy w 2012 r. "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa tłumaczyła wówczas, że wyświetlenie się napisu TNT na detektorze używanym przez ekspertów podczas pobierania próbek z wraku nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem obecności trotylu. W czerwcu 2013 r. WPO ogłosiła, że ze sprawozdania biegłych Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji wynika, iż w próbkach nie stwierdzono "obecności pozostałości materiałów wybuchowych lub produktów ich degradacji". W związku z tą opinią prokuratorzy zwracali się do biegłych z licznymi pytaniami uzupełniającymi.
W Rosji pozostaje wrak samolotu Tu-154 oraz oryginały czarnych skrzynek. Szczątki rozbitego samolotu w tygodniach po katastrofie ułożono w miejscu przylegającym do lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. W styczniu 2012 r. nad wrakiem stanęła wiata z drewna i stalowych blach. Początkowo wrak pozostawał w dyspozycji Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), który przygotowywał własny raport dotyczący okoliczności i przyczyn katastrofy smoleńskiej. Ustalenia MAK zostały zaprezentowane w styczniu 2011 r. Wówczas też dowody rzeczowe będące w gestii Komitetu, m.in. wrak samolotu, zostały przekazane rosyjskiej prokuraturze.
W grudniu 2017 r. wiceszef MSZ RP Bartosz Cichocki powiedział, że "działania strony rosyjskiej, polegające na braku reakcji na część wniosków o pomoc prawną, na ukrywaniu ważnych świadków, uczestników wydarzeń 10 kwietnia 2010 r. i przetrzymywaniu naszej własności - wraku Tu-154M - nie sprzyjają ujawnieniu pełnej prawdy". Wiceminister dodał, że te działania "zmuszają nas do zastanowienia się nad intencjami strony rosyjskiej w stosunku do nas, nad rolą rosyjskich uczestników ówczesnych wydarzeń".(PAP)
autor: Mateusz Mikowski, Marcin Jabłoński
edytor: Piotr Kotomski
mm/ mja/ pko/