Fundacja "Pamięć" wystąpiła w czwartek do wojewody warmińsko-mazurskiego o zgodę na zbadanie i ekshumację szczątków ze zbiorowej mogiły odkrytej pod Łuktą. Mogą tam leżeć niemieccy cywile, zmarli lub zabici w trakcie ewakuacji z Prus Wschodnich w 1945 roku.
O skierowaniu do wojewody wniosku o zezwolenie na prowadzenie prac sondażowych i ekshumacyjnych w Komorowie pod Łuktą poinformowała PAP Izabela Gruszka z Fundacji "Pamięć", opiekującej się miejscami pochówku niemieckich ofiar wojen na terenie Polski.
Jak zaznaczyła, wcześniej uzyskano zgodę właściciela gruntu, na którym znajduje się zbiorowa mogiła, gdzie spoczywają szczątki nieznanych ludzi, prawdopodobnie cywilnych mieszkańców dawnych Prus Wschodnich, zmarłych lub zabitych zimą 1945 roku.
Na zakopane ludzkie szczątki natrafiono przypadkowo pod koniec ub. roku podczas budowy farmy hodowli ryb. Prace przerwano, gdy koparka odsłoniła kości. A właściciel gruntu zawiadomił o znalezisku prokuraturę.
Gdyby udało się potwierdzić, że w zbiorowej mogile rzeczywiście spoczywa ludność pochodzenia niemieckiego, to szczątki zostaną przeniesione prawdopodobnie na cmentarz w Starym Czarnowie w woj. zachodniopomorskim. Spoczywają tam już szczątki 2,5 tys. osób, ekshumowane ze zbiorowej mogiły z czasów II wojny, którą odkryto przed sześcioma laty w Malborku.
Mogiła zajmuje znaczny obszar i może zawierać kości nawet stu osób. Na zlecenie śledczych z ziemi wydobyto i zbadano trzy czaszki - dziecka, kobiety i mężczyzny. Prokurator Rejonowy w Ostródzie Zdzisław Łukasiak powiedział PAP, że w ocenie lekarza sądowego zmarli oni co najmniej 50 lat temu, a na kościach nie znaleziono śladów urazów mechanicznych, które wskazywałyby na przyczynę śmierci. Dlatego śledztwo umorzono.
Jak dodał, z rozmów z mieszkańcami wynikało, że w grobie mogą leżeć ofiary dżumy (wybuchła w tej okolicy w latach 1709-1710 - PAP) albo ludność cywilna, która uciekała na zachód przed nadciągającym frontem. Prokuratura powiadomiła o tym Fundację "Pamięć".
Na zlecenie Fundacji wizję lokalną przeprowadził już pod Łuktą pracownik specjalistycznej firmy archeologicznej Dariusz Marciniak. W jego ocenie, lokalizacja grobu i sposób pochówku wyklucza wersję dotyczącą zarazy. "W takich przypadkach ludzi chowano z szacunkiem należnym zmarłym, a nie rzucano do wspólnego dołu, gdzieś w polu" - wyjaśnił.
Marciniak dodał, że szczątki leżą na głębokości ok. metra. Tak płytki pochówek sugeruje, że odbywał się on zimą, gdy kopanie utrudniała zmarznięta ziemia. Jak przypomniał, to właśnie pomiędzy styczniem, a wiosną 1945 roku odbywała się ewakuacja ludności cywilnej i trwały niemiecko-radzieckie walki w Prusach Wschodnich.
"Wśród obecnych mieszkańców okolicy zachowała się opowieść o +martwym polu+, na którym nic nie chce rosnąć. Miał być to jakiś radziecki obóz przejściowy dla zatrzymanych niemieckich cywili, których potem zlikwidowano" - powiedział archeolog. Zaznaczył jednak, że nie można tego przesądzić bez przeprowadzenia szczegółowych badań.
Jak poinformowała PAP rzeczniczka wojewody warmińsko-mazurskiego Edyta Wrotek, wniosek w sprawie ekshumacji jeszcze do urzędu nie dotarł. "Kiedy to się stanie, rozpatrzymy go z należną uwagą" - zapewniła.
Jeśli wojewoda wyda zgodę, to Fundacja chce, by prace sondażowo-ekshumacyjne rozpoczęły się zaraz, jak tylko umożliwią to warunki pogodowe. Zależy na tym również właścicielowi gruntu, który nie może kontynuować inwestycji.
Gdyby udało się potwierdzić, że w zbiorowej mogile rzeczywiście spoczywa ludność pochodzenia niemieckiego, to szczątki zostaną przeniesione prawdopodobnie na cmentarz w Starym Czarnowie w woj. zachodniopomorskim. Spoczywają tam już szczątki 2,5 tys. osób, ekshumowane ze zbiorowej mogiły z czasów II wojny, którą odkryto przed sześcioma laty w Malborku.
Według historyków podczas wschodniopruskiej ofensywy Armii Czerwonej zginęły lub zmarły tysiące osób cywilnych. W większości byli to Niemcy i tzw. autochtoni - Warmiacy i Mazurzy, ale również przymusowi robotnicy z krajów okupowanych, w tym Polski.
Hitlerowskie władze Prus Wschodnich zezwoliły na ewakuację dopiero po przełamaniu linii obrony, gdy wiele szlaków komunikacyjnych było już odciętych. Walki w okrążonej przez Rosjan prowincji trwały od końca stycznia do początków kwietnia 1945 roku, gdy zdobyto Królewiec.
Ucieczka odbywała się w panice, przy 20-stopniowym mrozie i zamieciach śnieżnych. Drogi były zapchane przez wojsko i pojazdy cywilne. Wiele osób krążyło tygodniami, usiłując uciec na zachód, przedostać się po zamarzniętym Zalewie Wiślanym lub wrócić do domów. Ludzie umierali w drodze z wycieńczenia, zimna i chorób zakaźnych. Walkom towarzyszyły liczne akty okrucieństwa ze strony żołnierzy radzieckich - ostrzeliwanie cywilnych transportów, masowe zabójstwa, rabunki i gwałty.(PAP)
mbo/ abe/