Strajki w sierpniu ’80 roku miały charakter umowy społecznej. Dziesiątki tysięcy jednostek podejmujących strajk porozumiało się między sobą, co do odbudowy społeczeństwa po latach niszczenia go przez reżim komunistyczny. W ten sposób na nowo zawiązała się wspólnota polityczna.
Jak pisał jeden z obserwatorów tych wydarzeń „ta umowa zawiązuje się w momencie, gdy stoi ciżba ludzi i kiedy ktoś wskakuje na koparkę i mówi do tego tłumu, i mówi w imieniu tego tłumu, i w tej to chwili tłum przekształca się w ruch społeczny”. Skutkiem umowy społecznej jest przekształcenie masy w społeczeństwo. Powstaje w ten sposób suwerenny byt, podmiot polityczny świadomy swoich celów, wyraziciel woli ludu.
Strajkujący mieli jasne przekonanie, że w „normalnych warunkach” to lud jest suwerenem w państwie. Świadczy o tym „Uchwała programowa” przyjęta na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w ’81 roku. Autorzy dokumentu uznają „ludowładztwo za zasadę, od której nie wolno odstępować. Ludowładztwo nie może być władzą stawiających się ponad społeczeństwem grup, które przypisują sobie prawo orzekania o potrzebach oraz reprezentowania interesów społeczeństwa. Społeczeństwo musi mieć możność przemawiania pełnym głosem, wyrażania różnorodności poglądów społecznych i politycznych, musi mieć możność organizowania się”.
Ideałem twórców „Solidarności” było zatem demokratyczne państwo prawa, gdzie suwerenem jest społeczeństwo. W takim państwie źródłem prawa, które jest podstawą wszelkich stosunków wewnętrznych, jest wola społeczeństwa.
Przewodnia rola Partii
Strajkujący w sierpniu ‘80 roku rozumieli, że nie żyją w „normalnych warunkach”. W PRL-u suwerenem była bowiem Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Za jej pośrednictwem klasa robotnicza miała spełniać przodującą rolę i w socjalistycznej rewolucji, i w dziele budowy nowego, bezklasowego społeczeństwa. W preambule do Konstytucji PRL z 1952 r. czytamy: „podstawę obecnej władzy ludowej w Polsce stanowi sojusz klasy robotniczej z chłopstwem pracującym. W sojuszu tym rola kierownicza należy do klasy robotniczej jako przodującej klasy społeczeństwa”.
Ideałem twórców „Solidarności” było demokratyczne państwo prawa, gdzie suwerenem jest społeczeństwo. W takim państwie źródłem prawa, które jest podstawą wszelkich stosunków wewnętrznych, jest wola społeczeństwa.
Na mocy nowelizacji konstytucyjnej z 1976 r. dołączono także zapis, iż „przewodnią siłą polityczną społeczeństwa w budowie socjalizmu jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza”. Przewodnia siła Partii w budowie socjalizmu oznaczała niczym nieograniczoną władzę w obszarze życia politycznego, ekonomicznego i społecznego. To Partia miała rozstrzygać zarówno o tym, kto ma zasiadać w Sejmie, co i kiedy należy produkować, jak i jakie organizacje społeczne mogą legalnie działać.
Pojawienie się w sierpniu ’80 roku „dziwnego podmiotu” – społeczeństwa – okazało się nie lada wyzwaniem. Strajkujący uznali samych siebie za przedstawicieli społeczeństwa, do którego w „normalnych warunkach” należy najwyższa władza w państwie. Przedstawiciele Partii stali na straży ładu konstytucyjnego, według którego suwerenem jest PZPR. Zarazem jedna i druga strona uznała, że musi ograniczyć swoje roszczenia: strajkujący z uwagi na realia geopolityczne, zaś władza z uwagi na rozległość strajków oraz determinacje negocjatorów. Tak doszło do bardzo dziwacznego, niezgodnego z żadną współczesną doktryną polityczną, ułożenia stosunków partnerskich między społeczeństwem a totalitarną władzą. Zarazem obydwie strony w dalszym ciągu traktowały same siebie jako jedynego, prawowitego suwerena.
„Nie pchamy się do rządzenia!”
W Porozumieniu Gdańskim czytamy: „tworząc nowe, niezależne, samorządne związki zawodowe, Międzyzakładowy Komitet Strajkowy stwierdza, że będą one przestrzegać zasad określonych w Konstytucji PRL. Nowe związki zawodowe będą bronić społecznych i materialnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznej. Stoją one na gruncie zasady społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego. Uznając, iż PZPR sprawuje kierowniczą rolę w państwie, ani nie podważając ustalonego systemu sojuszów międzynarodowych, dążą one do zapewnienia ludziom pracy odpowiednich środków kontroli, wyrażania opinii i obrony swych interesów”.
Doszło do bardzo dziwacznego, niezgodnego z żadną współczesną doktryną polityczną, ułożenia stosunków partnerskich między społeczeństwem a totalitarną władzą. Zarazem obydwie strony w dalszym ciągu traktowały same siebie jako jedynego, prawowitego suwerena.
Ten zapis wyrażał istotę tego porozumienia. Władza państwowa miała dalej pozostać domeną Partii komunistycznej, a jej monopolu w tym zakresie zobowiązywano się nie kwestionować. Dlatego strajkujący świadomie zrezygnowali z postulatu wolnych wyborów do Sejmu i rad narodowych (pojawił się przez moment jako 22. postulat). Był on co prawda zgodny z wyznawaną zasadą ludowładztwa, jednak wyraźnie konfrontacyjny wobec ładu konstytucyjnego PRL-u. W zamian liczono, że Partia wycofa się z nadzorowania działalności organizacji społecznych oraz uzna „Solidarność” za instytucję społecznej kontroli, która może zgłosić veto w kluczowych dla gospodarki kwestiach.
Tak na ten temat pisał Tadeusz Kowalik, doradca Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. "Użyliśmy zwrotu „o kierowniczej roli partii w państwie, co w naszym przekonaniu chroniło organizacje niepaństwowe, społeczne, przed ingerencją partii. Państwo było synonimem władzy państwowej i do tego tylko chcieliśmy ograniczyć dominację partii komunistycznej. Uważaliśmy, że formuła zawarta w Konstytucji idzie znacznie dalej, gdyż mówi o przodującej roli partii w budowie socjalizmu, w co zaangażowane jest całe społeczeństwo. Myśmy natomiast chcieli powiedzieć tyle: nie będziemy kwestionować władzy komunistów we władzy politycznej i to niezależnie od tego, jakim poparciem będzie cieszyła się partia w społeczeństwie. W zamian za to partia zobowiąże się do nie wkraczania w swych uprawnieniach w życiu społecznym poza swe rzeczywiste wpływy zdobyte wiarygodnością jej postępowania. W odniesieniu do nowych związków zawodowych oznaczałoby to, że aparat partyjny nie będzie miał wobec nich żadnych uprawnień”.
Najwyższą władzą polityczną miała zatem w dalszym ciągu pozostać Partia, jednak społeczeństwo posiadało odtąd prawo do kontrolowania i inspirowania jej najważniejszych decyzji. Tak podział kompetencji widział sam Wałęsa: „Nie pchamy się do rządzenia. W tym kierunku najmniej mamy do powiedzenia. Od tego są fachowcy, prawnicy, a my nawet robimy błędy ortograficzne, jesteśmy przecież robotnikami. Nie chcemy być urzędasami, tylko działaczami – kontrolerami”.
Suwerenność podzielona
Zatem Porozumienia Sierpniowe to drugi etap umowy społecznej. W pierwszym etapie powstała wspólnota polityczna na skutek wzajemnego porozumienia ludzi. W drugim etapie przedstawiciele tej wspólnoty (Prezydium MKS) ustalili zasady pokojowej współpracy z przedstawicielami ówczesnego państwa. Drugi etap umowy społecznej to porozumienie społeczeństwa z totalitarną władzą.
Najwyższą władzą polityczną miała pozostać Partia, jednak społeczeństwo posiadało odtąd prawo do kontrolowania i inspirowania jej najważniejszych decyzji. Tak podział kompetencji widział sam Wałęsa: „Nie pchamy się do rządzenia. W tym kierunku najmniej mamy do powiedzenia. Od tego są fachowcy, prawnicy, a my nawet robimy błędy ortograficzne, jesteśmy przecież robotnikami. Nie chcemy być urzędasami, tylko działaczami – kontrolerami”
W ten sposób powstał nowy system polityczny opierający się na trzech zasadach. Po pierwsze, społeczeństwo („Solidarność”) zobowiązało się nie kwestionować zasad ustrojowych PRL wyrażonych w Konstytucji. Przede wszystkim chodziło o zasadę społecznej własności środków produkcji, kierowniczą rolę PZPR oraz zobowiązania międzynarodowe. Po drugie, kwestie funkcjonowania państwa (obronność, polityka zagraniczna i wewnętrzna) pozostawały w gestii Partii.
Jednocześnie „Solidarność” gwarantowała sobie możliwość wywierania zinstytucjonalizowanego wpływu na system polityczny. Przede wszystkim chodziło o prawo inicjatywy ustawodawczej oraz prawo veta w kluczowych kwestiach gospodarczych. Po trzecie, spod kierowniczej roli Partii wyłączono sprawy społeczne, które odtąd były pozapolityczną domeną żywiołu społecznego. Tu powinna obowiązywać zasada samorządności.
Jerzy Jedlicki nową sytuację ustrojową podsumował w następujący sposób: „idea partnerskich stosunków między społeczeństwem a władzą jest teoretyczną nowością”, takiej idei nie zna bowiem ani demokracja, ani dyktatura. Pomysł ten „zakłada suwerenność podzieloną: podmiotową autonomię społeczeństwa i podmiotową autonomię władzy. W Polsce nie jest suwerenne ani społeczeństwo, ani władza, choć z różnych powodów”. Mieliśmy zatem do czynienia z układem konfliktowym, o bardzo wysokim poziomie wzajemnej podejrzliwości. „W takim państwie rząd nie będzie pochodził z woli większości narodu, ale nie będzie mógł rządzić wbrew tej woli. O swój autorytet – i społeczną prawomocność – będzie musiał zabiegać. Będzie to państwo o suwerenności faktycznie podzielonej (tak jak np. monarchia konstytucyjna), lecz nie będzie to model dwuwładzy. Władza należeć będzie do ciał konstytucyjnych: Sejmu i rządu oraz do PZPR, natomiast społeczeństwo, za pośrednictwem „Solidarności” i innych zrzeszeń, będzie miało oczywistą moc ograniczania i kontrolowania władzy, a może także inspirowania jej zamiarów”.
Czasowy układ powierniczy czy trwały sojusz?
Uczestnicy tamtych wydarzeń różnili się, co do trwałości tego modelu ustrojowego. Przywołajmy dwa głosy w tej sprawie. Twórcy Polskiego Porozumienia Niepodległościowego we wrześniu ‘80 roku pisali, że „zawarta między komitetami strajkowymi a władzami umowa społeczna powinna (…) być przez społeczeństwo rozumiana jako układ powierniczy. Ponieważ ZSRR wymaga, aby partia sprawowała władzę, choćby uszczuploną – naród zgadza się na to jako na tymczasowy kompromis. Pozostawia partii władzę, ale pod określonymi warunkami, których spełnienie będzie kontrolował”.Dla twórców PPN ta umowa społeczna ma zatem charakter czasowy i wynika z wyjątkowej sytuacji geopolitycznej.
Inaczej widział tę kwestię choćby Adam Michnik: „możliwy jest system-hybryda, skrzyżowanie totalitarnej organizacji państwa z demokratycznymi instytucjami społeczeństwa. Jest to rozwiązanie ze swej natury prowizoryczne, ale nic nie bywa tak trwałe jak prowizoria”. Kilka miesięcy później precyzyjniej uzasadnił, dlaczego wierzy w trwałość tego rozwiązania. „Postuluję tu kompromis z władzą. Z władzą, której wcale nie lubię, której zasady mi się nie podobają, ale która jest dla nas tym samym, co gipsowy gorset dla chorego: jest uciążliwa, ale niezbędna. (…) Można ludzi władzy nie lubić, ale trzeba widzieć w nich partnerów negocjacji”.
Dla Michnika umowa społeczna nie była zatem tymczasowym układem powierniczym, ale trwałym porozumieniem. To komuniści, wobec zbliżających się gruntownych reform, mieli zagwarantować profesjonalną administrację zabezpieczającą kraj przed anarchią. Komuniści w tej wizji stawali się niezbędnym komponentem zmian, bez którego „Solidarność” nie byłaby w stanie rządzić. Niczym gipsowy gorset dla chorego państwa.
Solidarność jako izba poselska
„Teoretyczną nowość” tego rozwiązania podważa nieco fakt, że wielu komentatorów szukało w historii analogii do takiej sytuacji. W prasie związkowej szczególną popularnością cieszyło się porównywanie jej do ustroju I Rzeczypospolitej. Zwracano zwłaszcza uwagę na podobny charakter pisemnych zobowiązań kandydata do tronu polskiego w formie „pacta conventa”. Kazimierz Dziewanowski w tym duchu pisał, że „nieraz już w dziejach zawierano tego rodzaju porozumienia. Zawierano je w epoce feudalnej i przyniosło to angielską Wielką Kartę, a nieco później zasadę „habeas Corpus”, która zabezpieczała obywateli przed samowolnym aresztowaniem. W Polsce ta sama zasada nosiła miano „neminem captivabimus” i pochodziła z lat 1425-1433. Należały do takich porozumień również „pacta conventa”, czyli ugody co do warunków, na jakich monarcha miał sprawować władzę. Na Węgrzech i Czechach zawierano je już w XIV i XV wieku, w Polsce zaś począwszy od wieku XVI. W innych krajach też zawierano nieraz podobne porozumienia, zwłaszcza gdy władzę miała sprawować obca dynastia”11. Podobnie i tym razem: kluczowe decyzje w państwie miały zapadać na mocy obopólnej zgody „izby poselskiej” („Solidarność”) oraz „króla” (władza komunistyczna).
Sukces w teorii …
Zatem Porozumienia Sierpniowe w oczach filozofa polityki to bardzo innowacyjny eksperyment ustrojowy polegający na szukaniu kompromisu pomiędzy dwiema przeciwstawnymi koncepcjami suwerenności: demokratyczną koncepcją suwerenności ludu i komunistyczną koncepcją przodującej roli klasy robotniczej reprezentowanej przez partię komunistyczną.
Stanisław Ciosek stwierdził, że 31 sierpnia powinna być symbolem zgody narodowej; symbolem porozumienia pomiędzy historycznymi podziałami. Ciosek miałby rację, gdyby nie stan wojenny. To wydarzenie czyni Porozumienia Sierpniowe raczej symbolem zmarnowanej szansy na szybszą ewolucję systemu w kierunku demokracji, niż rzeczywistej zgody narodowej.
Na ten eksperyment zdecydowali się nie wykwintni teoretycy, ale szukający granic możliwego niewykształceni działacze-praktycy. Obecna podczas negocjacji w Stoczni Gdańskiej prof. Jadwiga Staniszkis zdecydowała się zrezygnować z funkcji doradcy, gdyż wyobraźnia ekspertów była za mocno osadzona w ówczesnych realiach, co „było rodzajem skorumpowania”. W jej odczuciu dokonać rzeczy niemożliwych (wynegocjować zgodę na wolne związki zawodowe) mogli tylko ci, którzy z tej niemożliwości nie zdawali sobie sprawy – „winien to być wybór samych robotników”12. Porozumienia Sierpniowe wydarzyły się zatem, bo ich twórcy nie wiedzieli, że wydarzyć się nie mają prawa.
… i porażka w praktyce
Jednocześnie pamiętajmy, że cały eksperyment zakończył się spektakularną porażką 13 grudnia ’81 roku. Ta ciekawa koncepcja okazała się nie do zrealizowania w praktyce. Nowy model rządzenia państwem wymagał niezbędnego minimum zaufania oraz dobrej woli każdej ze stron. Okazało się, że na taką postawę nie można było liczyć ze strony władzy. Właściwie od samego początku podtrzymywała atmosferę ciągłego konfliktu społecznego. Podobnie jak większość teoretyków, Partia uznała, że suweren w państwie może być tylko jeden.
„31 sierpnia” nie można oddzielić od „13 grudnia”. Święto zgody narodowej skończyło się czołgami na ulicy oraz śmiercią górników z Wujka.
W 25 rocznicę Porozumień Sierpniowych Stanisław Ciosek stwierdził, że 31 sierpnia powinna być symbolem zgody narodowej; symbolem porozumienia pomiędzy historycznymi podziałami. Ciosek miałby rację, gdyby nie stan wojenny. To wydarzenie czyni Porozumienia Sierpniowe raczej symbolem zmarnowanej szansy na szybszą ewolucję systemu w kierunku demokracji, niż rzeczywistej zgody narodowej. „Solidarność” zaproponowała model ustrojowy, który dawał taką możliwość.
Ta propozycja została jedynie chwilowo przyjęta w sierpniu ’80 roku, by właściwie od początku września regularnie być torpedowana przez władzę (konflikt rejestracyjny oraz kryzys bydgoski to tylko najważniejsze przejawy tej strategii). Dlatego „31 sierpnia” nie można oddzielić od „13 grudnia”. Święto zgody narodowej skończyło się czołgami na ulicy oraz śmiercią górników z Wujka. Innowacyjna koncepcja suwerenności podzielonej zaproponowana przez „Solidarność” była nieudaną próbą, by tego uniknąć.
Dr Krzysztof Mazur
Autor jest politologiem i filozofem, związany z Uniwersytetem Jagiellońskim.