75 lat temu, 2 sierpnia 1944 r., ukazał się pierwszy powstańczy numer „Biuletynu Informacyjnego” – prasowego okrętu flagowego Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej.
Nie był to pierwszy w ogóle numer tego poczytnego konspiracyjnego periodyku. Zaczął się on ukazywać już na początku października 1939 r., redagowany przez późniejszego autora „Kamieni na szaniec”, Aleksandra Kamińskiego (ps. Hubert). Był on dla pisma postacią kluczową – on nadawał mu styl i on wpływał na jego wyważony, obiektywny charakter. Jak wspominał wybitny geograf prof. Stanisław Berezowski (w czasie powstania w VI Oddziale Biura Informacji i Propagandy):
„W tym okresie +Hubert+ dał się nam w redakcji poznać lepiej już nie tylko jako rzetelny informator, ale również jako wychowawca, pedagog. Redakcyjnie wyraziło się to w artykułach wstępnych, prawie wyłącznie pisanych przez samego +Huberta+. Stanowiły one niewątpliwie jeden z elementów politycznego oddziaływania Komendy Głównej AK”.
Polityczne oddziaływanie KG AK, o którym mówił Berezowski, oznaczało w tamtym okresie przede wszystkim umiarkowanie. Armia Krajowa z założenia była bytem niepolitycznym, a wszystkie dążenia dowództwa w tym zakresie polegały na łagodzeniu napięć i łączeniu stron politycznego sporu we wspólnym celu walki z okupantem. Bodaj najlepiej wyraził to sam Kamiński, pisząc:
„Informować, nie agitować; ludzi nie trzeba w Polsce zachęcać do oporu przeciwniemieckiego, ani do patriotyzmu; ludzie pozbawieni aparatów radiowych i polskiej prasy, chcą wiedzieć, co się dzieje na świecie i w kraju; te informacje należy im podawać możliwie ściśle i wiernie. Natomiast sposób podawania informacji daje okazję, którą należy inteligentnie (ale i powściągliwie) wykorzystywać w celu propagowania pożądanych zachowań, postaw, myślenia”.
„Informować, nie agitować; ludzi nie trzeba w Polsce zachęcać do oporu przeciwniemieckiego, ani do patriotyzmu; ludzie pozbawieni aparatów radiowych i polskiej prasy, chcą wiedzieć, co się dzieje na świecie i w kraju; te informacje należy im podawać możliwie ściśle i wiernie [...]”.
Powszechny głód informacji
Jedną z pierwszych czynności, jakie wykonali Niemcy po zajęciu Polski, było odcięcie Polaków od informacji. Skonfiskowano prywatne odbiorniki radiowe, redakcje gazet obsadzono powolnymi sobie ludźmi, a z ulicznych megafonów płynął strumień proniemieckiej propagandy. Chodziło o to, by okupowani Polacy nie mieli pojęcia, jak wygląda sytuacja na frontach, jak układają się światowe relacje polityczne ani nawet czy w najbliższym mieście istnieje ruch oporu. Okupacyjna rzeczywistość miała być jedynym realnym światem. Nic dziwnego, że konspiracyjna prasa zaczęła się ukazywać właściwie natychmiast po klęsce wrześniowej i rozrosła się wkrótce do nieprawdopodobnych wręcz rozmiarów. Jeśli w październiku 1939 r. wydawano około trzydziestu nielegalnych tytułów prasowych, to z każdym rokiem ich liczba rosła średnio o sto, by w roku 1944 osiągnąć zawrotny pułap sześciuset tytułów.
Rzecz jasna i tu chodziło o politykę. W momencie wkroczenia wojsk niemieckich pod okupacją znalazło się blisko trzysta organizacji politycznych o najróżniejszych profilach ideologicznych i przeważnie bardzo z sobą skłóconych. Każda z nich chciała pozyskiwać członków i sympatyków, to zaś najłatwiej można było zrobić z pomocą swoich organów prasowych. Niezależnie jednak od pobudek każde z tych pism i tak zawierało wiele informacji nieporównywalnie bardziej obiektywnych niż te dostarczane przez media okupanta. Skąd redaktorzy czerpali te wiadomości? Przede wszystkim z tzw. Agencji Prasowej, czyli periodyku Biura Informacji i Propagandy AK (BIP) zawierającego materiały pochodzące z nasłuchu radiowego: nielegalnych radiostacji, głównie BBC, ale też stacji państw neutralnych, jak Szwajcaria czy Turcja.
„[Agencja Prasowa – przyp. red.] Powstała wśród namiętnych dyskusji, gdyż w tworzeniu jej brały udział różne żywioły z punktu widzenia orientacji politycznej. Był to okres współpracy takich grup jak socjaliści, narodowcy, aż do falangistów, ozonowców i sanatorów. Kłócono się zawzięcie” – wspominała dziennikarka tamtego czasu Jadwiga Krawczyńska, a szef BIP-u Jan Rzepecki dodawał:
„+Agencję Prasową+ otrzymywały wszystkie pisma konspiracyjne warszawskie, które chciały ją brać i które zobowiązały się dawać w zamian swoje numery. Usiłowano realizować tą drogą wpływ na prasę prowincjonalną ZWZ-AK, przy wprowadzeniu zasady przedrukowywania z +Agencji+ najważniejszych artykułów, które oznaczano podpisem Ignis”.
„Biuletyn Informacyjny” był w o tyle dogodniejszej sytuacji niż pozostała część konspiracyjnej prasy, że nie musiał korzystać z „Agencji Prasowej”. Jako oficjalny organ BIP-u mógł czerpać bezpośrednio z materiałów dostarczanych z tzw. Kwatery Radiowej (punkty nasłuchowe znajdowały się w podziemiach przy ul. Fortecznej 4 i kryjówce między strychem a schodami w willi przy ul. Odolańskiej 42), co wyraźnie rozszerzało zakres zdobywanych newsów. Ale nie tylko. Aleksander Kamiński naprawdę wykazał się jako redaktor, bo dla pogłębienia publikowanych artykułów zatrudnił cały szereg specjalistów z danych dziedzin. Dla przykładu: materiały dotyczące kultury opracowywał rektor Uniwersytetu Warszawskiego, historyk Włodzimierz Antoniewicz. Kamiński z czasem zadbał także o żywy i dynamiczny charakter „Biuletynu”. Jeśli chodzi o kwestie warszawskie, rozbudowano siatkę informatorów z poszczególnych dzielnic miasta, a w sprawach bieżącej walki BIP przygotowało specjalne kursy dziennikarskie (tzw. komórka „Rój”), które przez cały okres okupacji ukończyło blisko sto osób (m.in. późniejszy podróżnik i reporter Olgierd Budrewicz). Stosowali oni tzw. dziennikarstwo wcieleniowe – stawali się na pewien czas członkami oddziałów partyzanckich lub grup dywersyjnych i uczestnicząc w ich akcjach, tworzyli potem dynamiczne reportaże.
„Biuletyn Informacyjny” stał się w ciągu pierwszych czterech lat istnienia najbardziej poczytnym pismem podziemia. Pozostał nim również w czasie Powstania Warszawskiego, choć począwszy od 2 sierpnia 1944 r. zasadniczo i planowo zmienił się jego charakter. Jeśli w czasie samej okupacji tytuł realizował misję zawartą w pierwszym członie nazwy Biura Informacji i Propagandy, to w czasie zrywu na pierwszy plan wysunął się wyraźnie ten drugi.
Redagowany w ten sposób „Biuletyn Informacyjny” stał się w ciągu pierwszych czterech lat istnienia najbardziej poczytnym pismem podziemia. Pozostał nim również w czasie Powstania Warszawskiego, choć począwszy od 2 sierpnia 1944 r. zasadniczo i planowo zmienił się jego charakter. Jeśli w czasie samej okupacji tytuł realizował misję zawartą w pierwszym członie nazwy Biura Informacji i Propagandy, to w czasie zrywu na pierwszy plan wysunął się wyraźnie ten drugi.
Biuletyn na barykadzie
W trakcie okupacji „Biuletyn Informacyjny” był tygodnikiem. Wraz z rozpoczęciem starć powstańczych zaczął się zaś ukazywać jako dziennik. Tylko pozornie wydaje się to dziwne. Komenda Główna AK doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zryw będzie sytuacją niezwykle trudną zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym dla żołnierzy, a także – może nawet bardziej – dla cywilów. Świadomie położono więc duży nacisk na propagandę mającą na celu głównie podniesienie morale bijącej się stolicy. Jak pisał komendant Okręgu Warszawskiego Antoni Chruściel „Monter”:
„Od pierwszych strzałów, w stolicy pracują i walczą żołnierze propagandy, sprawozdawcy prasowi, fotoreporterzy, filmowcy, patrole megafonowe, kolporterzy”.
„Biuletyn” nie był w Warszawie samotny – w tamtym czasie ukazywało się tu ok. 130 tytułów – jego nakład był jednak stosunkowo duży, bo wynosił 25 tys. egzemplarzy. Wolna i niecenzurowana prasa oprócz wspomnianego zadania podnoszenia morale miała znaczenie bardzo praktyczne. Informowała o zaginionych, o miejscach bezpiecznych i tych zagrożonych, wskazywała punkty opatrunkowe, piętnowała zachowania naganne, których w bitewnym ferworze nie dało się uniknąć. Ale olbrzymie znaczenie psychologiczne miał już sam swobodny dostęp – pierwszy od ponad czterech lat – do prawdziwej, niecenzurowanej informacji. Zdawano sobie z tego sprawę i dlatego właśnie powstańcze władze zwróciły się z prośbą do wszystkich, którzy jakimś cudem zachowali odbiorniki radiowe, by wystawili je w oknach i podgłośnili. Dlatego już 8 sierpnia uruchomiono radiostację „Błyskawica”, która wkrótce zaczęła nadawać audycje.
„Biuletyn” nie był w Warszawie samotny – w tamtym czasie ukazywało się tu ok. 130 tytułów – jego nakład był jednak stosunkowo duży, bo wynosił 25 tys. egzemplarzy.
„Prasa powstańcza pozostała jednak głównym ośrodkiem przekazu informacji i instrumentem masowego oddziaływania” – pisał Władysław Bartoszewski, wymieniając kilka podstawowych tytułów. Oprócz „Biuletynu Informacyjnego” warto wspomnieć o „Barykadzie – Warszawa Walczy”, „Rzeczpospolitej Polskiej”, „Nowym Świecie”, „Kurierze Stołecznym” czy „Robotniku” – piśmie, które rozpoczęło żywot w konspiracji PPS na przełomie XIX i XX wieku (redaktorem był Józef Piłsudski), teraz zaś po raz drugi w czasie swojego istnienia odzyskiwało wolność wypowiedzi. Warunki, w jakich były one redagowane, drukowane i kolportowane, plastycznie opisywał również Bartoszewski:
„Wysiłek prasowo-wydawniczy powstańczej Warszawy był ogromny. Pracownicy wszystkich redakcji i drukarni, dziennikarze i fotoreporterzy, zecerzy i maszyniści, obsługa powielarni i kolporterzy pełnili służbę w bardzo ciężkich warunkach. Nie opuszczali swoich placówek w najkrytyczniejszych sytuacjach – odgrzebywali z gruzów przysypane maszyny i kaszty drukarskie, wydobywali sprzęt z płonących domów i przenosili go z miejsca na miejsce, trwali przy radioodbiornikach, notując nieprzerwanie nasłuch w czasie bombardowań, niestrudzenie zabiegali o papier i farbę”.
Pierwszy reportaż
O czym zatem pisano w pierwszym powstańczym numerze „Biuletynu” 2 sierpnia? Rozpoczęto od przedrukowania wydanej poprzedniego dnia wspólnej odezwy komendanta okręgu stołecznego i komisarza cywilnego, w której można było przeczytać m.in.:
„Poległych, zarówno Polaków, jak i Niemców, po rozpoznaniu grzebać prowizorycznie – dokumenty zaś przechowywać i na żądanie zgłosić. Wszelkie samosądy są zakazane. Wrogowie narodu polskiego, Niemcy i volksdeutsche, będą ukarani z całą surowością prawa przez właściwe sądy. Tymczasem należy ich unieszkodliwić, zatrzymując w zamknięciu do dyspozycji ujawniających się władz bezpieczeństwa. Mienie władz i obywateli niemieckich należy zabezpieczyć protokolarnie w każdym domu […]”.
„[…] W Warszawie ruch normalny – i nagle grają kaemy, szczękają rozpylacze, pękają wiązki granatów. I już na ulicy ani jednego przechodnia. Wszyscy w bramach, sieniach, sklepach. Wzdłuż ulicy serie z niemieckiego peemu, jedna, druga…”.
Tyle komunikatów oficjalnych. Nieco dalej, w tym samym numerze, znaleźć można już przykład sprawnej reporterskiej roboty, a właściwie tego, jak można połączyć walory dziennikarsko-informacyjne z propagandowymi. Dziś zaś będącej przy okazji doskonałym źródłem do poznania samego początku powstańczych zmagań, opisanych na bieżąco piórem świadka:
„[…] W Warszawie ruch normalny – i nagle grają kaemy, szczękają rozpylacze, pękają wiązki granatów. I już na ulicy ani jednego przechodnia. Wszyscy w bramach, sieniach, sklepach. Wzdłuż ulicy serie z niemieckiego peemu, jedna, druga… Zza przeciwległego rogu wysuwa się gęsiego, pod murem, sznur ludzi: piętnastu młodych mężczyzn po cywilnemu, w kapeluszach – na rękach biało-czerwone opaski, w rękach rozpylacze, kieszenie wypchane granatami. Nasi! Otworzyli ogień. Skokami posuwają się wzdłuż muru. Ogień gwałtownie natęża się i milknie. Jeden punkt oporu niemieckiego rozbity. Warszawa zrozumiała od razu, zanim ukazały się pierwsze rozkazy i obwieszczenia. Może przez kwadrans roiło się jeszcze ludziom, że to +napad na pocztę+, że to +nalot+ i +obrona przeciwlotnicza+… Ale cała Warszawa wiedziała natychmiast: Nasi zaczęli! […]
[…] Na Puławskiej pojawia się czołg niemiecki. Po paru wystrzałach cofa się, nie zadając nam strat. Z bram padają okrzyki: +Tygrys do budy+. Grupa żołnierzy AK prowadzi dwunastu rozbrojonych jeńców niemieckich. Co pewien czas mijają trupy Niemców. W przeciwnym kierunku powoli posuwa się jakiś cywil, dźwigając rannego żołnierza AK. Patrol informuje go o miejscu najbliższego punktu opatrunkowego. Już go dojrzały sanitariuszki, wybiegają naprzeciwko z noszami […]
[…] Z zapadnięciem zmroku miasto stoi w łunie potężnych pożarów. Palą się baraki i inne budynki w rejonie Dworca Głównego; na Dworcu Zachodnim – składy benzyny, w całym mieście – liczne domy. Dopiero około północy gwałtowny deszcz nieco przygasza ogień. Godzina dwunasta, pierwsza, druga w nocy. Walka trwa i rozszerza się. Nie ustaje łoskot strzałów. Miasto nie śpi”.
Fragment ten pochodzi z pierwszego z łącznie sześćdziesięciu dziewięciu numerów „Biuletynu Informacyjnego”, jakie ukazały się i były kolportowane w czasie powstańczych walk (wliczając w to wydania specjalne).
Na podstawie:
„Biuletyn Informacyjny”, 02.08.1944, nr 35 (242)
„Ludność cywilna w powstaniu warszawskim, t. 3”, W. Bartoszewski, L. Dobroszycki (red.), Warszawa 1991
W. Bartoszewski, „Prasa powstania warszawskiego. Zarys historyczno-bibliograficzny”, „Rocznik Warszawski” XI, Warszawa 1972
G. Mazur, „Biuro Informacji i Propagandy SZP-ZWZ-AK 1939–1945”, Warszawa 1987
J. Łojek, J. Myśliński, W. Władyka, „Dzieje prasy polskiej”, Warszawa 1988
S. Lewandowska, „Polska konspiracyjna prasa informacyjno-polityczna 1939–1945”, Warszawa 1982
Wojciech Wysocki (PAP)
wjk / skp /