Bliscy, przyjaciele i współpracownicy spotkali się w sobotę w Poznaniu przy tablicy upamiętniającej Jarosława Ziętarę. Dziennikarz po raz ostatni był widziany 1 września 1992 roku; według prokuratury oraz zdaniem jego bliskich Ziętara został zamordowany.
Dziennikarz zajmował się tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. Właśnie dlatego miał zostać uprowadzony i zabity. Jego ciała nigdy nie znaleziono. W Poznaniu trwa proces b. senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa.
W sobotę przy tablicy umieszczonej na elewacji domu, w którym mieszkał Ziętara i gdzie widziany był po raz ostatni, pojawiła się m.in. rodzina dziennikarza, jego dawni współpracownicy oraz poznaniacy. Złożono kwiaty i zapalono znicze.
Brat Jarosława Ziętary przyznał, że wciąż wierzy, że sprawa doczeka się ostatecznego wyjaśnienia. Przypomniał, że na poświęconej jego bratu tablicy tablicy widnieją słowa: "zginął, bo był dziennikarzem". "Choć upłynęło ponad ćwierć wieku, nie ustajemy w dążeniu do wyjaśnienia zabójstwa Jarka. Brat nie ma prawdziwego grobu, ma tylko symboliczny - przy grobie rodziców w Bydgoszczy. Teraz takze w Poznaniu jest miejsce, gdzie można się spotkać i powspominać, porozmawiać o nim" - powiedział Jacek Ziętara.
Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. Był absolwentem poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i "Gazetą Poznańską". Ostatni raz Ziętarę widziano 1 września 1992 r. Rano wyszedł do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji "Gazety Poznańskiej".
Komitet Społeczny im. Jarosława Ziętary, który walczy o wyjaśnienie okoliczności śmierci reportera, podkreśla, że Ziętara to jedyny dziennikarz w Polsce, który został porwany i zabity, by zamknąć mu usta.
"Zabójcy chcieli, by nie było żadnego śladu. Gdy Ziętara został porwany, upozorowano całe zdarzenie w taki sposób, by myślano, że on wyjechał, może uciekł. Sprawcy pozbyli się zwłok, one zostały zniszczone. To, że jesteśmy tutaj dowodzi, że choć udało się zamordować dziennikarza, nie udało się wykreślić go z pamięci" - powiedział reprezentujący komitet dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak, który przez lata zabiegał o rzetelne zbadanie sprawy Jarosława Ziętary.
Takze w sobotę kwiaty przy tablicy złożył wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann. "O historii Jarosława Ziętary należy stale przypominać i dbać o to, by przyszłość nigdy nie przyniosła podobnych zdarzeń. Dziś, z perspektywy czasu, możemy dostrzec i ocenić słabości państwa i jego służb w okresie transformacji ustrojowej. Ta śmierć ma wymiar symboliczny także z innego względu: łączy wszystkich, których działalność ma wymiar publiczny, bez względu na różnice między nimi" - powiedział wojewoda.
Przed poznańskim sądem okręgowym od 2016 r. toczy się proces Aleksandra Gawronika (zgodził się na podawanie nazwiska), oskarżonego o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera. B. senator nie przyznaje się do winy.
W maju PK poinformowała o skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przeciwko Mirosławowi R. i Dariuszowi L., oskarżonym o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. Oskarżeni to byli pracownicy Elektromisu, którego działalność pozostawała w zainteresowaniu zawodowym Ziętary.
Według śledczych Mirosław R. i Dariusz L. podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia dziennikarza do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków.
W 1998 r. poznańska prokuratura uznała, że Ziętara został uprowadzony i zamordowany. Rok później śledztwo umorzono, bo nie udało się odnaleźć ciała. W 2011 r. redaktorzy naczelni największych polskich gazet zaapelowali do władz i prokuratury o ujawnienie wszystkich okoliczności zaginięcia Ziętary i śledztwa w tej sprawie. To spowodowało analizę tego śledztwa w Prokuraturze Generalnej, skutkowało jego podjęciem na nowo i przekazaniem do prokuratury w Krakowie.
Rafał Pogrzebny (PAP)
rpo/ agz/