17.11. 2009 Warszawa (PAP) - Sędzia Urszula Krzynówek zastąpiła sędziego Piotra Wachowicza jako przewodniczącego składu Sądu Okręgowego w Warszawie, który od ośmiu lat sądzi gen. Wojciecha Jaruzelskiego i innych oskarżonych o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r.
Jak wyjaśnił PAP rzecznik sądu sędzia Wojciech Małek, taką - jak przyznał - precedensową decyzję podjęto, by usprawnić postępowanie. Sędzia przypomniał, że sędzia Wachowicz ma od dawna kłopoty ze zdrowiem, co utrudniało proces. Jako przewodniczący składu musiał on np. przez długi czas odczytywać przed sądem akta sprawy, co sprawiało mu trudność - dodał sędzia Małek. "Nie jest to żadna kara" - podkreślił.
Obrońca nieobecnego we wtorek Jaruzelskiego mec. Jan Borowicz był zaskoczony tą zmianą, choć przyznał, że może to usprawnić proces. Podkreślił, że prawo nie zakazuje takiej zmiany, choć on się z taką sytuacją nie spotkał w swej karierze. Zwrócił uwagę, że wobec ewentualnej nieobecności sędziego Wachowicza z powodów zdrowotnych, zmiana i tak niewiele by pomogła.
W październiku br. sąd wznowił ten dobiegający końca proces - po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej chorobą sędziego Wachowicza, który od czerwca br. przebywał na zwolnieniu lekarskim. Jego kłopoty ze zdrowiem już wcześniej powodowały liczne i długie przerwy w procesie.
We wrześniu br. o tę przedłużającą się sprawę pytała sejmowa Komisja Sprawiedliwości. Wiceminister sprawiedliwości Piotr Kluz powiedział posłom, że "po stronie sędziego referenta leży szereg przyczyn, które sprawiają, że przewlekłość postępowania jest już rażąca". Kluz zaznaczył, że ewentualna zmiana sędziego (w składzie nie ma zapasowego) oznaczałaby, iż proces musiałby ruszyć od początku, ale sędzia miał deklarować, że mimo kłopotów ze zdrowiem dokończy sprawę do końca roku.
"Gazeta Wyborcza" podawała, że w czerwcu sędziego ukarano upomnieniem za sposób prowadzenia sprawy. "Wtedy odizolował się od sądu. Obserwatorzy procesu widzą to, czego ministerialni urzędnicy, a tym bardziej posłowie dostrzec nie mogą: im bardziej sędzia jest piętnowany, tym mniejszą ma wolę zakończenia procesu, coś (zdrowie?) paraliżuje go przed wydaniem wyroku" - pisała "GW". Według niej, zwolnienia lekarskie sędziego, weryfikowane przez ZUS, były bez zarzutu.
"Wielką hańbą wolnej, demokratycznej Polski jest fakt, że odpowiedzialni za masakrę robotników nie zostali dotąd osądzeni. Proces, kolejny raz, prawdopodobnie będzie musiał zacząć się od początku" - pisał prezydent Lech Kaczyński w "Super Expressie" w rocznicę wydarzeń Grudnia '70 w 2007 r.
Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier PRL Stanisław Kociołek i trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.
Niedawno sąd zaczął jedną z ostatnich czynności w procesie, tzw.zaliczanie materiału dowodowego. W trakcie tych czynności, które mogą zająć wiele rozpraw, sąd przesłuchał ostatnich świadków. Teraz sąd odczytuje na wniosek obrony niektóre zeznania świadków nieżyjących oraz inne dokumenty sprawy. Obrona uważa, że proces nie skończy się w tym roku. Sędzia Małek ma nadzieję, że będzie to jednak możliwe.
We wtorek doszło do konfrontacji między świadkami Stanisławem R.i Zenonem Sz., o co wnosiła prokuratura wobec rozbieżności ich wcześniejszych zeznań co do wydarzeń w grudniu 1970 r.
W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r.
W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie ruszał; na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy, gdzie jesienią 2001 r. ruszył na nowo - sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano. Od tego czasu trwały żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób.
W akcie oskarżenia napisano, że tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni, a w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich.(PAP)
sta/ malk/ bk/