Przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie dało mu swoisty immunitet od odpowiedzialności karnej wobec władz PRL-u – mówi PAP prof. Antoni Dudek. „Choć Wałęsa był nieustannie inwigilowany, stał się osobą praktycznie nietykalną” – dodaje historyk. PAP: W jakiej kondycji znajdowała się Solidarność przed przyznaniem Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie?
Prof. Antoni Dudek: Jesienią 1983 r. Solidarność była w sytuacji wyraźnego osłabienia i kryzysu. Poparcie dla zdelegalizowanego związku było znaczące mniej więcej do lata 1982 r. Jego apogeum stanowiły demonstracje z 31 sierpnia tego roku, do których doszło w 66 miastach – to był absolutny rekord w dziejach powojennej Polski.
Po tej dacie nastąpiło przesilenie poparcia dla Solidarności, a następnie proces jej słabnięcia. Objawił się on w pełni w listopadzie 1982 r., kiedy Tymczasowa Komisja Koordynacyjna wezwała do strajku w proteście wobec decyzji władz o ostatecznej delegalizacji Solidarności, przegłosowanej w Sejmie.
Osłabienie podziemnej opozycji widać było także w roku 1983, przy okazji kolejnych protestów. Dochodziło do nich m.in. w czasie świąt 1 i 3 maja oraz w trakcie pielgrzymki papieskiej (w czerwcu 1983 r.), jednak ich skala była nieporównywalnie mniejsza niż jeszcze rok wcześniej.
Prof. Antoni Dudek: Nobel dla Lecha Wałęsy był potężnym wzmocnieniem struktur Solidarności; w Polsce dość powszechnie odebrano to jako poparcie światowej opinii publicznej dla opozycji demokratycznej w PRL-u. Komuniści zdawali sobie sprawę, że mając noblistę na głowie, będą mieli znacznie większe problemy zarówno z samym Wałęsą, jak i z Solidarnością.
PAP: Co dla opozycji i władzy oznaczało uhonorowanie Wałęsy Noblem?
Prof. Antoni Dudek: Nobel dla Lecha Wałęsy był potężnym wzmocnieniem struktur Solidarności; w Polsce dość powszechnie odebrano to jako poparcie światowej opinii publicznej dla opozycji demokratycznej w PRL-u.
Komuniści zdawali sobie sprawę, że mając noblistę na głowie, będą mieli znacznie większe problemy zarówno z samym Wałęsą, jak i z Solidarnością. Przyznanie nagrody sprawiło, że proces wygaszania w pamięci społecznej doświadczenia Solidarności wydłużył się o wiele lat i ostatecznie się nie powiódł.
Nobel dla Wałęsy utrudniał m.in. wychodzenie z izolacji międzynarodowej ekipy gen. Jaruzelskiego. Trzeba pamiętać, że po wprowadzeniu stanu wojennego generał odwiedzał jedynie kraje bloku sowieckiego, nikt inny go nie zapraszał. Nie po jego myśli był fakt, że zainteresowanie świata padło właśnie na Wałęsę. Choć do 1988 r. władze powtarzały, że Wałęsa jest osobą prywatną, były nim zainteresowane światowe media; zagraniczni dziennikarze i dyplomaci zabiegali o spotkanie z noblistą w Gdańsku.
PAP: Czy władze były zaskoczone przyznaniem Nobla Wałęsie właśnie w 1983 r.?
Prof. Antoni Dudek: Komuniści wiedzieli, że w 1983 r. nazwisko Wałęsy pojawiało się w zachodniej prasie wśród kandydatów do Nobla. Trudno mówić zatem o jakimś dużym zaskoczeniu. Liczono jednak, że po prawie dwóch latach od wprowadzenia stanu wojennego zainteresowanie Zachodu Solidarnością będzie malało. Dlatego też podjęto decyzję o zniesieniu stanu wojennego w lipcu 1983 r. – to był sygnał, że władze czuły się pewnie i nie będzie już większych kłopotów z opozycją.
Władze obawiały się, że Wałęsa dostanie Nobla rok wcześniej, w 1982 r. Przeprowadzono wówczas operację o kryptonimie „Ambasador”, której celem było skompromitowanie lidera Solidarności jako rzekomego współpracownika bezpieki z lat 1980-1981. Sfabrykowane dokumenty podrzucono wówczas m.in. do ambasady norweskiej w Warszawie.
Te działania mogły sprawić, że Wałęsa nie dostał Nobla już w 1982 r. Paradoksalnie jednak, z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że opozycja w Polsce bardziej potrzebowała tej nagrody rok później – w 1983 r.
PAP: Jak propaganda komunistyczna przedstawiała wówczas lidera Solidarności?
Prof. Antoni Dudek: Rozgłaszano, że przyznanie Nobla Wałęsie to cyniczna gra Zachodu obliczona na destabilizację sytuacji w Polsce, utrudnienie procesu socjalistycznej normalizacji itp. Laureata nagrody przedstawiano jako bankruta politycznego, elektryka, który już nikogo i niczego nie reprezentuje. Podkreślano, że jakąkolwiek rolę odgrywał tylko wtedy, gdy stała za nim grupa doradców sterowana przez imperialistyczne wywiady i wykorzystująca Wałęsę jako marionetkę.
Prof. Antoni Dudek: Pokojowy Nobel sprawił, że Wałęsa uzyskał swoisty immunitet od odpowiedzialności karnej wobec władz PRL-u. Choć był nieustannie inwigilowany, stał się osobą praktycznie nietykalną, zdawano sobie bowiem sprawę, że jeśli mu się coś stanie, cała odpowiedzialność spadnie na władze, co z kolei przekreśli na długo szanse na normalizację stosunków z Zachodem. A na tym ekipie Jaruzelskiego bardzo zależało, głównie z przyczyn ekonomicznych.
PAP: Jak nagroda Nobla wpłynęła na relacje Wałęsy z komunistami?
Prof. Antoni Dudek: Choć Wałęsa był politykiem umiarkowanym, nie nawoływał do radykalnych działań, to powtarzane przez niego żądania powrotu do rozmów sprzed 13 grudnia 1981 r. było dla władz niewygodne.
Przed przyznaniem Nobla Wałęsie władze rozważały wytoczenie mu procesu – nie za „działalność antypaństwową”, a za rzekome nadużycia finansowe. Po 1983 r. komuniści zrozumieli jednak, że sądzenie noblisty spotkałoby się z międzynarodowym protestem.
Pokojowy Nobel sprawił, że Wałęsa uzyskał swoisty immunitet od odpowiedzialności karnej wobec władz PRL-u. Choć był nieustannie inwigilowany, stał się osobą praktycznie nietykalną, zdawano sobie bowiem sprawę, że jeśli mu się coś stanie, cała odpowiedzialność spadnie na władze, co z kolei przekreśli na długo szanse na normalizację stosunków z Zachodem. A na tym ekipie Jaruzelskiego bardzo zależało, głównie z przyczyn ekonomicznych.
PAP: Czy gdyby Wałęsa zdecydował się osobiście odebrać Nobla, władze zezwoliłyby mu na powrót do Polski?
Prof. Antoni Dudek: Było oczywiste, że władze dałyby Wałęsie paszport na wyjazd, jednak nikt by mu nie zagwarantował, że wróci do Polski. Po jego wyjeździe zapewne zebrałoby się Biuro Polityczne i śledziłoby każdą wypowiedź noblisty za granicą. Zastanawialiby się, czy wpuścić go z powrotem do kraju, czy nie. Ważyliby, co im się bardziej opłaca. Niewykluczone, że także Sowieci wywieraliby w tej sprawie presję na Jaruzelskiego. Myślę jednak, że komuniści ostatecznie wpuściliby Wałęsę do Polski – zablokowany na Zachodzie mógł okazać się jeszcze groźniejszy, byłby bowiem symbolem walki o wolność na emigracji.
PAP: Czy ówczesne obawy Wałęsy o rodzinę były uzasadnione?
Prof. Antoni Dudek: Element szantażu mógł się pojawiać zawsze, choć nie sądzę, aby władze realnie zamierzały zrobić krzywdę komuś z rodziny Wałęsy. W 1983 r. groziło to gigantycznym rozgłosem, międzynarodową aferą.
PAP: Jak na przyznanie Nobla Wałęsie zareagował Zachód, a jak kraje bloku sowieckiego?
Prof. Antoni Dudek: Wałęsa był już wówczas postacią rozpoznawalną na świecie, a Solidarność była ruchem społecznym, który walczył z dyktaturą wyłącznie za pomocą metod pokojowych – na tym polegał jej fenomen i w tym sensie Nobel należał się Wałęsie i ruchowi, który uosabiał. Dlatego też na Zachodzie dość powszechne były pozytywne reakcje. Trzeba jednak pamiętać, że po 13 grudnia 1981 r. w większości krajów zachodnich – z wyjątkiem USA – m.in. we Francji i RFN, władze działały pod naciskiem opinii publicznej. Rządy tych krajów tak naprawdę były zadowolone zażegnaniem „polskiego kryzysu” i faktem, że nie doszło do sowieckiej interwencji. Istniała w tych kręgach silna obawa przekształcenia tej ostatniej w międzynarodowy konflikt grożący nawet wybuchem III wojny światowej.
Natomiast w bloku wschodnim powtarzano, że agresywny Zachód pod dyktatem Ronalda Reagana rozpętał krucjatę przeciw państwom socjalistycznym, a jej kolejnym przejawem jest Nobel dla Wałęsy. Dysydenci z różnych państw bloku sowieckiego byli jednak zachwyceni – to był dowód na to, że Zachód nie zapomniał o ludziach „za żelazną kurtyną”.
PAP: Co by się stało, gdyby Wałęsa jednak nie dostał Nobla?
Prof. Antoni Dudek: Myślę, że Solidarność by przetrwała i doszłoby do przemian w roku 1989, jednak ruch ten byłby znacznie słabszy. Jeszcze słabsza byłaby osobista pozycja Wałęsy w obozie opozycji. Z pewnością nie mógłby przeprowadzić tego, co zrobił w 1989 r., czyli zignorować władz statutowych związku wybranych w 1981 r. i zbudować nowe kierownictwo Solidarności w oparciu o swoje osobiste nominacje. Bez Nobla Wałęsie byłoby znacznie trudniej stać się głównym partnerem władz w rozmowach Okrągłego Stołu, a następnie narzucić skład solidarnościowej reprezentacji w wyborach czerwcowych.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/