Na postrzeganie I wojny światowej i pamięć o niej wpłynęły przede wszystkim doświadczenia II wojny, które zdominowały narrację i refleksję nad wojną w ogóle, pamięcią i tożsamością – mówi PAP historyk prof. Halina Parafianowicz z Uniwersytetu w Białymstoku.
Polska Agencja Prasowa: Jak wygląda pamięć o I wojnie światowej? Czy zmieniała się ona wraz z upływem czasu?
Prof. Halina Parafianowicz: Pamięć zbiorowa o I wojnie była od początku lat dwudziestych bardzo zróżnicowana w poszczególnych krajach, a i z czasem też ewoluowała. Ponadto pamięć oficjalna, kreowana przez czynniki rządowe, nie zawsze była zbieżna, a czasem była wręcz w kolizji, z pamięcią jej uczestników, żołnierzy i weteranów, a także różnych grup społecznych.
W kolejnych dekadach na postrzeganie I wojny światowej i pamięć o niej wpłynęły przede wszystkim doświadczenia II wojny, które zdominowały narrację i refleksję nad wojną w ogóle, pamięcią i tożsamością. W ostatnich kilku dekadach warto zwrócić uwagę na fakt, że obraz II wojny światowej i pamięć o niej kształtują w dużej mierze popkultura i media, zwłaszcza telewizja i filmy, internet etc. W ostatnich kilku dekadach pamięć o I wojnie światowej uległa jeszcze bardziej swoistej erozji i odsunięciu na plan dalszy (odchodzili jej uczestnicy i ostatni świadkowie tamtych wydarzeń), a dla kolejnych pokoleń Europejczyków, i nie tylko, Wielka Wojna staje się coraz bardziej historią odległą.
Prof. Halina Parafianowicz: I wojna światowa była dramatycznym i przełomowym wydarzeniem dla wielu narodów i państw, ale dla Polaków była swego rodzaju „pomostem” do odzyskania niepodległości i chyba głównie tak była potem postrzegana. W okresie międzywojennym w oficjalnej narracji II RP o Wielkiej Wojnie – łączonej z pamięcią dominującą na Zachodzie, a więc obrazem straszliwej destrukcji i śmierci milionów ludzi – dominowała legenda Józefa Piłsudskiego i Legionów.
Zainteresowanie „Great War” w świecie wywołała 100. rocznica wydarzeń wojennych, czemu towarzyszą od 2014 r. liczne uroczystości oficjalne i inicjatywy lokalne przypominające i upamiętniające dramatyczne wydarzenia. Wzrosła liczba rozmaitych konferencji i publikacji na jej temat, organizowane są liczne wystawy muzealne, restaurowane są cmentarze wojenne, pomniki etc. Kolejne generacje Amerykanów, Kanadyjczyków czy Australijczyków poznają historie swoich pradziadków w zmaganiach wojennych sprzed wieku. Renowacja i odnawianie z okazji 100. rocznicy „Great War” 100 pomników związanych z I wojną światową w Stanach Zjednoczonych jest wymownym i symbolicznych gestem przywracającym dzisiejszym Amerykanom pamięć o tej wojnie.
PAP: Jak ta pamięć wygląda w Polsce? Czy wśród Polaków jest ona oparta przede wszystkim na Legionach Polskich oraz micie Józefa Piłsudskiego?
Prof. Halina Parafianowicz: I wojna światowa była dramatycznym i przełomowym wydarzeniem dla wielu narodów i państw, ale dla Polaków była swego rodzaju „pomostem” do odzyskania niepodległości i chyba głównie tak była potem postrzegana. W okresie międzywojennym w oficjalnej narracji II RP o Wielkiej Wojnie – łączonej z pamięcią dominującą na Zachodzie, a więc obrazem straszliwej destrukcji i śmierci milionów ludzi – dominowała legenda Józefa Piłsudskiego i Legionów. Świadczą o tym zarówno rozmaite inicjatywy związane z rocznicami walk I Brygady, stawiane pomniki bohaterom legionowym oraz ich upamiętnianie w postaci nazw ulic w wielu miastach i lokalnych społecznościach etc. Kreowano i upowszechniano też mit legionowy przez ówczesną publicystykę, podręczniki, a także literaturę piękną i sztukę, zwłaszcza malarstwo.
Osobiste doświadczenia uczestników wydarzeń – a Polacy walczyli w armiach zaborczych zarówno po stronie Niemiec i Austro-Węgier, jak i Rosji – i ich pamięć o I wojnie światowej była bardzo zróżnicowana, często sprzeczna z wersją oficjalną, a zatem i kłopotliwa, obca, niepotrzebna. A warto też wspomnieć o tzw. Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, której wysiłek wojenny i wkład w odzyskanie przez Polskę niepodległości przez lata, a nawet dekady, nie był upowszechniany.
PAP: Czy pamięć o Wielkiej Wojnie jest stała, czy w zależności od uwarunkowań politycznych się zmieniała?
Prof. Halina Parafianowicz: Od początku były zróżnicowane pamięci o I wojnie światowej, również wśród jej uczestników, weteranów, ich rodzin oraz różnych grup społecznych, co z biegiem lat też ulegało zmianie. Nie można zatem mówić o jakiejś jednej pamięci zbiorowej o I wojnie światowej, bo były one zróżnicowane w poszczególnych krajach, a także zmieniały się wraz z upływem czasu, uwarunkowań politycznych etc.
Przede wszystkim inna była pamięć w o „Great War” w państwach zwycięskich, choć też bardzo zróżnicowana, a inna w tych, które wojnę przegrały, np. w Republice Weimarskiej, Austrii, Węgrzech czy Turcji. Jeszcze inaczej było ze stosunkiem do I wojny i pamięci o niej we Włoszech, w państwie formalnie zwycięskim, ale niezadowolonym z powojennych rezultatów („kalekie zwycięstwo”).
Z kolei Rosja, która po zwycięstwie bolszewików zerwała z carską przeszłością, uznała I wojnę światową za „imperialistyczną” i udział w niej wyparty został zupełnie z narracji oficjalnej nie tylko w okresie międzywojennym, lecz praktycznie do ostatniej dekady XX w. Ponadto tzw. wojna ojczyźniana zdominowała tam po 1945 r. dyskurs na temat II wojny światowej i pamięci o niej.
PAP: Czy któreś z państw szczególnie kultywuje pamięć o Wielkiej Wojnie?
Prof. Halina Parafianowicz: Generalnie można powiedzieć, że państwa zwycięskie, a zwłaszcza Imperium Brytyjskie oraz Francja, a także Belgia, świadomie i konsekwentnie kształtowały pamięć o „Great War” w okresie międzywojennym. Czynniki oficjalne, a także weterani w dużym stopniu przyczynili się do podtrzymywania patriotycznej pamięci o tej wojnie, uzasadniając niejako celowość tych kilkuletnich zmagań w obronie interesu państwa i „wyższych wartości”.
W Imperium Brytyjskim czynniki oficjalne kształtowały pamięć o niej, nie bez powodu nazywając ją „Great War”, upamiętniając swoich bohaterów i wszystkich poległych oraz wysiłek wojenny społeczeństwa zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i jej dominiów. Temu służyły rytuały i obchody rocznic rozejmu 11 listopada, budowa dwóch centralnych pomników upamiętniających wszystkich, którzy zginęli, czyli Cenotaph i Grób Nieznanego Żołnierza, oraz tysięcy innych obelisków czy tworzenie cmentarzy wojennych w Europie, jak też w najodleglejszych zakątkach Imperium Brytyjskiego. Ale pamięć Brytyjczyków o „Great War” i towarzyszące jej rytuały cechowała pewna dychotomia, bowiem uroczystościom oficjalnym towarzyszył przekaz ideologiczny, który miał tłumaczyć sens poniesionych ofiar w służbie „Boga, króla i kraju”, a rodziny w żałobie przede wszystkim opłakiwały i upamiętniały bliskich.
Prof. Halina Parafianowicz: Osobiste doświadczenia uczestników wydarzeń – a Polacy walczyli w armiach zaborczych zarówno po stronie Niemiec i Austro-Węgier, jak i Rosji – i ich pamięć o I wojnie światowej była bardzo zróżnicowana, często sprzeczna z wersją oficjalną, a zatem i kłopotliwa, obca, niepotrzebna. A warto też wspomnieć o tzw. Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, której wysiłek wojenny i wkład w odzyskanie przez Polskę niepodległości przez lata, a nawet dekady, nie był upowszechniany.
W nawiązaniu do wiersza kanadyjskiego żołnierza i poety Johna McCrae „In Flanders Fields” czerwone maki – jako symbol żałoby, pamięci i pokoju – stały się bardzo nośnym symbolem upamiętniania żołnierzy I wojny światowej, a ich plakietki weszły od początku lat dwudziestych XX w. do rytuałów obchodów i pamięci o wojnie w wielu krajach.
W okresie międzywojennym Francja konsekwentnie upamiętniała wysiłek wojenny i poniesione ofiary. To przecież na jej terytorium toczyły się w głównej mierze liczne bitwy frontu zachodniego, które przyniosły straszliwe ofiary. W kolejnych latach we Francji stawiano liczne pomniki poległym, porządkowano wojenne cmentarze, a także zachowano – w celach edukacyjnych i ku przestrodze – niektóre fortyfikacje na froncie zachodnim, zachowane do dziś, a ostatnio – w ramach obchodów rocznicowych – odrestaurowane i służące wciąż jako obiekty turystyczne. Tradycyjnie też obchodzono rocznicę rozejmu i organizowano tzw. pielgrzymki na wojenne cmentarze. W 1920 r. w Paryżu, pod Łukiem Triumfalnym, uroczyście odsłonięto Grób Nieznanego Żołnierza.
PAP: Jak wygląda I wojna światowa w sferze upamiętnienia?
Prof. Halina Parafianowicz: Naturalnie różne państwa w rozmaity sposób upamiętniały I wojnę światową, choć w państwach zwycięskich można przywołać kilka podobnych rytuałów. Bezpośrednio po jej zakończeniu, zarówno w krajach europejskich, jak i pozaeuropejskich, podejmowano coroczne obchody 11 listopada jako Armistice Day, czyli Dzień Rozejmu; budowano Pomnik Nieznanego Żołnierza, fundowano pomniki i tablice memorialne oraz zmieniano nazwy ulic na cześć poległych bohaterów. Podjęto kompleksowe prace ekshumacyjne i tworzenie wojennych cmentarzy.
Amerykanie, zgodnie z wolą rodzin, przez kilka lat po zakończeniu wojny sprowadzali z Europy ciała/szczątki swoich poległych żołnierzy, urządzając oficjalne uroczystości pogrzebowe na koszt państwa. Na Narodowym Cmentarzu w Arlington stworzono kwaterę żołnierzy I wojny światowej, gdzie w 1948 r. spoczął też ich dowódca, gen. John Pershing. Stowarzyszenia amerykańskich weteranów organizowały obchody rocznic poszczególnych bitew na froncie zachodnim, np. Meuse-Argonne, Belleau Wood oraz organizowały wyjazdy na groby towarzyszy broni poległych we Francji i w Belgii. W latach trzydziestych rząd amerykański finansował wyjazdy (tzw. pielgrzymki) matek i wdów na groby bliskich, którzy spoczywali na wojennych cmentarzach we Francji. Ale z czasem „Great War” dla Amerykanów stała się raczej „Forgotten War” (wojna zapomniana), zwłaszcza po II wojnie, którą nazywano „Good War”.
PAP: Jak kreowany jest dyskurs, jeśli chodzi o I wojnę światową?
Prof. Halina Parafianowicz: W ostatnich latach – w związku z setną rocznicą konfliktu z lat 1914–1918 – wzrosło zainteresowanie badaczy I wojną światową, zarówno w Europie, jak i Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii. Powstają liczne prace na temat poszczególnych bitew i frontów, jak również pamięci i upamiętniania heroicznych oraz dramatycznych wydarzeń, różnie postrzeganych przez społeczeństwa i państwa w okresie międzywojennym i w kolejnych dekadach po II wojnie.
Prof. Halina Parafianowicz: W ostatnich latach – w związku z setną rocznicą konfliktu z lat 1914–1918 – wzrosło zainteresowanie badaczy I wojną światową, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii. Powstają liczne prace na temat poszczególnych bitew i frontów, jak również pamięci i upamiętniania heroicznych oraz dramatycznych wydarzeń, różnie postrzeganych przez społeczeństwa i państwa w okresie międzywojennym i w kolejnych dekadach po II wojnie.
PAP: Czy pamięć zbiorowa o Wielkiej Wojnie wpływa na świadomość Europejczyków?
Prof. Halina Parafianowicz: Raczej nie bądź w niewielkim stopniu (ale nie znam takich badań). Sądzę, że to II wojna światowa, narracja o niej i wciąż żywe nią zainteresowanie w wielu krajach, grupach społecznych i wiekowych, ma pewien wpływ na świadomość Europejczyków.
PAP: Czy odnosi pani wrażenie, że w powszechnej świadomości Wielka Wojna bywa marginalizowana w porównaniu z pamięcią o II wojnie światowej?
Prof. Halina Parafianowicz: Oczywiście. Wielka Wojna dla jej uczestników i ówczesnych świadków wydarzeń była ogromnym wstrząsem, który przeorał świadomość milionów ludzi i poważnie zmienił mapę polityczną nie tylko Europy, lecz i świata. Straszliwa destrukcja, bezsens kilkuletnich walk i poniesione ogromne ofiary zrodziły m. in. powojenny pacyfizm i nadzieje, że w przyszłości świat uniknie podobnego kataklizmu. Ale tak się nie stało, a II wojna światowa przyniosła kolejną straszliwą hekatombę, zagładę milionów ludzi i ogromne zniszczenia, których skutki są odczuwalne do dziś. I żyją jeszcze, choć coraz mniej liczni, uczestnicy i bezpośredni świadkowie II wojny światowej, a „Great War” jest już, jak niektórzy twierdzą, tylko odległą historią.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /