Elementem autochtonicznym Rzeczpospolitej byli Polacy, Litwini i Rusini. Reszta to przybysze. Choć nie wszyscy z nich w równym stopniu przyczynili się do rozwoju cywilizacyjnego Polski, to mieli wpływ na kształtowanie naszego kraju - mówi prof. Michał Kopczyński z Instytutu Historycznego UW.
PAP: W długiej historii Polski na jej ziemie przybywały różne grupy etniczne. Czy miały one wpływ na rozwój naszego kraju?
Prof. Michał Kopczyński: Oczywiście, że tak. Pamiętajmy, że kiedyś nie istniał taki obieg informacji, z jakim mamy do czynienia dzisiaj. Jednym ze sposobów transferu wiedzy i umiejętności było ściąganie nowych mieszkańców z innych krajów. Tak robili władcy średniowieczni i nowożytni.
O znaczeniu, jakie w tym procesie miały migracje ludzi świadczy przykład Wielkiej Brytanii epoki rewolucji przemysłowej. Aż po lata 20. XIX wieku istniał tam zakaz opuszczania kraju przez wykwalifikowanych rzemieślników. Posuwano się nawet do tego, że kontrolowano bagaże wyjeżdżających! Jeśli znaleziono u kogoś narzędzia, to był to znak, iż jest to fachowiec, który próbuje wydostać się z kraju.
Oczywiście, znaleźli się tacy, którym udało się ten zakaz obejść. Przykładem jest Samuel Slater, jeden z pierwszych amerykańskich fabrykantów z branży włókienniczej. Wyjeżdżając z Anglii nie miał przy sobie narzędzi, które mogły go zdemaskować, ale w ubraniu ukrył... plany maszyn. A potem w Lowell w stanie Massachusetts założył wielką fabrykę wyposażoną w przędzarki opatentowane przez Anglika Richarda Arkwrighta.
Polskim przykładem z tej epoki jest Szkot John Baildon, który przybył na pruski wówczas Śląsk i przyczynił się walnie do jego uprzemysłowienia na wzór angielski, tzn. w oparciu o złoża węgla kamiennego. Od Slatera różnił się jednak tym, że przybył tutaj legalnie na prośbę władz pruskich, z polecenia szkockiego „króla żelaza” owej epoki, Johna Wilkinsona.
Prof. Michał Kopczyński: Kiedyś nie istniał taki obieg informacji, z jakim mamy do czynienia dzisiaj. Jednym ze sposobów transferu wiedzy i umiejętności było ściąganie nowych mieszkańców z innych krajów. Tak robili władcy średniowieczni i nowożytni.
PAP: Na portalu historycznym dzieje.pl przeprowadziliśmy sondę wśród czytelników. Zadaliśmy pytanie: „która ze społeczności przybyłych na ziemie Rzeczpospolitej przyczyniła się w największym stopniu do jej rozwoju?”. Najwięcej czytelników wskazało na Niemców i Żydów. Czy słusznie?
Prof. Michał Kopczyński: Zdecydowanie tak. Począwszy od schyłku XII wieku mamy do czynienia z tzw. kolonizacją niemiecką na ziemiach polskich. Choć zainicjowali ją Walonowie, to bardzo szybko została ona zdominowana przez Niemców.
PAP: Dlaczego właśnie przez nich?
Prof. Michał Kopczyński: Ponieważ byli najbliżej. Początkowo sprowadzano ich przede wszystkim po to, by zmienili system organizacji wsi. Chodziło o przejście z nieelastycznego systemu opartego na daninach w naturze dostarczanych przez wyspecjalizowaną ludność niewolną na system oparty na daninach w pieniądzu. Nie zawsze wiązało się to z zakładaniem nowych osad ludzkich. Często istniejące ośrodki wiejskie i ich ludność po prostu przenoszono na tzw. prawo niemieckie, które zakładało uiszczanie czynszu w pieniądzu.
Niemcy napływali także do lokowanych na prawie magdeburskim miast i szybko zdominowali miejskie elity. To właśnie im zawdzięczamy ustrój miast z rządzącymi nimi radami miejskimi. Skalę ich udziału w życiu publicznym doskonale pokazuje to, że w późnośredniowiecznym Krakowie można było normalnie funkcjonować posługując się językiem niemieckim i łaciną.
W XV wieku przybyli niemieccy drukarze. Jeden z nich – Jan Haller – wydał pierwszą gramatykę języka polskiego. Dziwił się Polakom, że używają łaciny, kiedy mają swój własny i to bardzo piękny - to jego słowa - język.
Później, już w XIX wieku, pojawili się w Królestwie Polskim tkacze z Saksonii. Kraj, podobnie jak Rosja, był w tym czasie ochraniany 10-procentową barierą celną wymierzoną w brytyjski przemysłowy eksport. Tymczasem saksońscy tkacze, którzy w swoim kraju byli zrujnowani, w Królestwie dostali ziemię, budulec na domy, a także korzystne warunki prowadzenia działalności zawodowej. To właśnie za ich sprawą wyrosła potęga łódzkiego okręgu włókienniczego. To oni stanowią gros Lodzermenschów robiących kariery w iście amerykańskim stylu.
Jak więc widać, Niemcy bardzo chętnie osiedlali się na ziemiach polskich, ponieważ mogli tu robić kariery.
PAP: A Żydzi?
Prof. Michał Kopczyński: Oni również pojawili się w Polsce bardzo wcześnie. Ich obecność w naszym kraju jest poświadczona już na drzwiach gnieźnieńskich. Przybyli do nas jako kupcy, a w XIII wieku uzyskali specyficzny status „sługów książęcych”, a później „sługów królewskich”. Pozostawali więc pod opieką króla i możnowładców. Za panowania Mieszka Starego obsługiwali mennicę...
PAP: Czemu do tej funkcji król przeznaczył właśnie ich?
Prof. Michał Kopczyński: Ponieważ Żydzi znali się na pieniądzach. A to była umiejętność, która w społeczeństwie agrarnym była tyleż ważna, co i rzadka. Byli obyci z pieniądzem, bo nie mogli posiadać ziemi ani chrześcijańskich poddanych. A przecież z czegoś musieli żyć.
Zresztą wyobrażenie o ich geniuszu finansowym w Polsce było dość powszechne. Polska magnateria często przekazywała prowadzenie własnych interesów finansowych w ręce żydowskich faktorów znających się na pieniądzach. Wysyłano ich np. do Gdańska z transportami towarów na eksport i dla dokonania zakupów na zlecenie chlebodawcy. Wykorzystywano ich również przy liczeniu magnackich dochodów z dzierżaw. Wyglądało to tak: pieniądze gromadzono w jednym pomieszczeniu, a potem proszono Żydów, by je zliczyli. Siedzieli w takiej komnacie kilka dni, byli karmieni i rachowali. Na koniec ich rewidowano – by sprawdzić, czy „przypadkiem” niczego nie wynieśli – wynagradzano i odsyłano do domów.
Żydzi byli też ważnym pośrednikiem między słabo upieniężoną wsią, a obracającym pieniądzem rynkiem miejskim. W społeczeństwie agrarnym, jakim była w przeważającej mierze Polska, to była niesłychanie ważna funkcja. Począwszy od XIX wieku, stopniowo wypychano ich z tej roli. W efekcie musieli przenosić się ze wsi i z miasteczek do dużych miast, ponieważ tam mieli większe szanse na urządzenie się i przetrwanie.
PAP: Ale nie tylko Niemcy i Żydzi mieli znaczny wpływ na rozwój Polski...
Prof. Michał Kopczyński: Ogromną rolę odgrywali Ormianie, którzy weszli w zasięg państwa polskiego już w czasach króla Kazimierza Wielkiego. Byli bardzo dobrze zorganizowani, mieli swoje wyznanie a także prawo, co czyniło z nich nie tylko grupę etniczną, ale również stanową. Zawdzięczamy im kulturę materialną ubioru i uzbrojenia. Zresztą, człowiekiem, który stworzył największą manufakturę odzieżową w czasach stanisławowskich był właśnie Ormianin – Jakub Paschalis Jakubowicz.
Styl ubierania się przejęła od Ormian polska szlachta, która w ogóle nosiła się na modłę wschodnią. Ironizując można powiedzieć, że odziana w stroje wschodniego kroju szlachta, przechadzając się po renesansowych i barokowych rezydencjach wybudowanych przez Włochów, mówiła po łacinie, że pochodzi od antycznych Rzymian. To była taka specyfika szlacheckiej Rzeczpospolitej!
Prof. Michał Kopczyński: Ogromną rolę odgrywali Ormianie, którzy weszli w zasięg państwa polskiego już w czasach króla Kazimierza Wielkiego. Byli bardzo dobrze zorganizowani, mieli swoje wyznanie a także prawo, co czyniło z nich nie tylko grupę etniczną, ale również stanową.
PAP: Niemcy, Żydzi i Ormianie znaleźli się w Polsce jeszcze przed końcem średniowiecza. A kto przybył tu w czasach nowożytnych?
Prof. Michał Kopczyński: U progu tego okresu pojawiają się Włosi, którzy mają przede wszystkim wpływ na kulturę artystyczną. Osiedlają się również rozproszeni po całym kraju Szkoci. Służą jako świetna piechota, co docenił już król Stefan Batory. Ale przede wszystkim są drobnymi handlarzami, wręcz synonimem domokrążcy. Jednak po szwedzkim „potopie”, w wyniku zniszczeń, które on przyniósł, ich napływ się zmniejsza. Wycieńczony wojną kraj nie daje im już takich możliwości zarobkowych, jak wcześniej.
Przybywają też Francuzi. Ich napływ zaczyna się od francuskich dam dworu. Mam tu na myśli Ludwikę Marię Gonzagę i Marię Kazimierę d'Arquien, czyli „Marysieńkę”, żonę Jana III Sobieskiego. Wiąże się to ze wzrostem znaczenia i potęgi Francji w nowożytnej Europie. Najwięcej Francuzów przyjeżdża jednak na ziemie polskie w czasach napoleońskich. Część z nich zostaje już tu na zawsze i nie wraca do Francji. Trudno wskazać, na jakąś konkretną dziedzinę, która byłaby ich specjalnością. Należy raczej powiedzieć, że francuskie piętno odciska się na wielu sferach życia Polski.
Natomiast ściśle wyspecjalizowaną grupą są holenderscy mennonici. Pojawiają się wszędzie tam, gdzie potrzebna jest melioracja, np. na podmokłych terenach nadrzecznych. Mennonici wywodzą się z radykalnej, rozpowszechnionej w epoce reformacji w Holandii radykalnej sekty anabaptystów. Ich radykalizm ściągnął na nich prześladowania i wypędzenie. Ten radykalizm zanikł, gdy na czele sekty stanął Menno Simons, kaznodzieja o surowych, a zarazem pacyfistycznych poglądach. Odtąd nie wadzili nikomu, żyli skromnie, pobożnie i pracowicie. Nawet katoliccy biskupi nie mieli nic przeciw temu, aby osiedlali się w ich dobrach. Tak właśnie trafili na polskie Pomorze.
PAP: A Cyganie, którzy jeszcze kilkadziesiąt lat temu stanowili część polskiego krajobrazu kulturowego? Kiedy pojawiają się na ziemiach polskich? Czy mieli oni jakieś znaczenie dla rozwoju Polski?
Prof. Michał Kopczyński: Masowo przybywają do Polski w czasach nowożytnych, ponieważ są wypędzani z Europy Zachodniej. Tam są traktowani jako element niebezpieczny, trudny do kontrolowania, bo przecież są nomadami. Wszędzie w Europie władze państwowe starały się kontrolować swych poddanych i zmuszać do tego, by się nie przemieszczali się. Niektórzy tłumaczą, że był to efekt wyludnienia Europy przez „czarną śmierć”, czyli epidemię dżumy z połowy XIV stulecia i próba przeciwstawienia się migracjom ludności w poszukiwaniu wyższych płac. Ci, którzy się nie podporządkowali rozporządzeniom władz, musieli opuścić kraj.
PAP: Kiedy zaczyna się proces napływu Romów do Polski?
Prof. Michał Kopczyński: Pierwsi Cyganie pojawili się w Polsce już w średniowieczu. Mówię Cyganie, a nie Romowie, bo sami się wówczas tak określali. W XVI wieku, wzorem Rzeszy Niemieckiej, sejm zakazuje wpuszczania do kraju Cyganów. Ale – jak to u nas – nikt nie potrafi tego zakazu wyegzekwować. I tak jedna ustawa zakazuje ich wpuszczania i robienia z nimi interesów, ale już druga dodaje: „z wyjątkiem województwa podlaskiego”. Wynikało to z tego, że Cyganie byli świetnymi handlarzami końmi, a szlachta podlaska ciągnęła z tego profity.
Potem pojawia się jeszcze jedna specjalizacja cygańska: niedźwiednictwo. Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie musiała robić kareta, którą ciągną cztery niedźwiedzie, a piąty siedząc na koźle pogania je batem! Taki właśnie prezent Karol Radziwiłł sprawił tureckiemu sułtanowi. To musiało być coś! Nie wiem, czy jest to przykład wkładu w rozwój cywilizacyjny Polski, ale z pewnością taki pojazd zwiększał prestiż magnata tak w oczach szlachty, jak i wspomnianego tureckiego sułtana.
PAP: Wniosek z tego wszystkiego taki, że Polska naprawdę wiele zyskała dzięki migrantom.
Prof. Michał Kopczyński: Dokładnie tak. Elementem autochtonicznym Rzeczpospolitej byli Polacy, Litwini i Rusini. Cała reszta to przybysze. Nawet jeśli nie wszyscy z nich przyczynili się do rozwoju cywilizacyjnego Polski, to grali ważną rolę w ukształtowaniu się innych ważnych polskich cech, np. wrażliwości estetycznej. Nie byłoby ich, gdyby nie imigranci.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)
jur/ ls/