George H.W. Bush życzył naszemu krajowi sukcesu, choć w pewnym momencie rozumiał go inaczej niż reszta społeczeństwa. Był rzecznikiem wolnej Polski - mówi PAP kierownik Katedry Amerykanistyki UJ prof. Andrzej Mania.
W nocy z piątku na sobotę wieku 94 lat zmarł były prezydent Stanów Zjednoczonych George H.W. Bush. Był on 41. prezydentem USA, urząd sprawował w latach 1989-1993. Wcześniej, od 1981 do 1989 roku, był wiceprezydentem w administracji prezydenta Ronalda Reagana.
Jak powiedział PAP kierownik Katedry Amerykanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Andrzej Mania, prezydentura George'a H.W. Busha - z europejskiej perspektywy - ważna jest przede wszystkim dlatego, że "wypadło mu postawić +kropkę nad i+ nad końcem zimnej wojny".
"Ronald Reagan kończąc swoją kadencję, był przekonany, że przez kontakty z Gorbaczowem, przez procesy, które rozpoczynały się w Europie Wschodniej, zimna wojna się skończyła. Bush był na początku ostrożniejszy, uważał, że jeszcze nie czas tak wierzyć - nie wiadomo, czy Gorbaczow wytrwa, czy elity rosyjskie go nie +zmiotą+" - tłumaczył początki urzędowania Busha seniora prof. Mania.
Jak przypomniał, w 1989 r. George H.W. Bush "zaczął potwierdzać swoje wyjątkowe zainteresowanie sprawami Europy Środkowej, bo widział, że obecna jest tam duża dynamika". "To utwierdziło go, że być może te pierwotne obawy o niepewność reform Gorbaczowa nie są uzasadnione, bowiem Europa Wschodnia wyraźnie zmierza w inną stronę, a ze strony Gorbaczowa nie padają z kolei żadne groźne stwierdzenia. (...) Stąd też, z wielkim optymizmem, mniej więcej od wiosny 1989 roku, przez cały ten rok, patrzył na rozgrywające się u nas wydarzenia" - podkreślił prof. Mania.
W ocenie kierownika Katedry Amerykanistyki UJ, Bush senior na ówczesne przemiany "patrzył z zamysłem, aby nie nastąpiła tu rewolta, która w brutalny, krwawy sposób +zmiecie+ rządzących". Podczas wizyty w Polsce, w trakcie długiej rozmowy z gen. Wojciechem Jaruzelskim, miał w związku z tym namawiać go do pełnienia funkcji prezydenta. "Sam nawet napisał: jaka to paradoksalna sytuacja, gdy przedstawiciel państwa kapitalistycznego namawia komunistycznego przywódcę, żeby nadal utrzymywał władzę" - przypomniał prof. Mania.
W jego cenie, postawa Busha seniora nie wynikała jednak "z ideologicznych sympatii, tylko z tego, że nie chciał żadnych dramatycznych wydarzeń, a podejrzewał, że mogłyby wybuchnąć". "Był już tego świadom - bo czerwcowe wyniki potwierdziły, że postawa społeczeństwa jest zdecydowanie pro-Solidarnościowa - i tylko mechanizm, który zastosowano w tych wyborach, spowodował, że porażka komunistów nie była większa" - ocenił kierownik Katedry Amerykanistyki UJ.
Jak podkreślił, rządzący wówczas Ameryką prezydent namawiał Jaruzelskiego na prezydenturę, "bo to gwarantowało pewien spokój". "On nie rozumiał tych wszystkich rewolucjonistów, w tym Lecha Wałęsy, którego dynamika i pewna naturalność formy wypowiedzi, zachowania, trochę go deprymowała; nie był przekonany, że z tego wyrasta coś, co on rozumie" - tłumaczył prof. Mania.
Zwrócił również uwagę na paradoks sytuacji Jaruzelskiego, który "był rozpoznany, miał na sumieniu oczywiste grzechy, można było rozumieć, czego można od niego oczekiwać". "A rewolucjonista Wałęsa - przy całej sympatii politycznej - budził pewien niepokój" - wskazał.
"Zdecydowanie można powiedzieć, że do Polski był nastawiony sympatycznie, życzył jej sukcesu. W pewnym momencie rozumiał to inaczej niż reszta społeczeństwa (...), ale ja rozumiem jego intencje" - powiedział prof. Mania i dodał, że Bush senior "był zdecydowanym rzecznikiem wolnej Polski".
"Mam dla niego dużo sympatii" - podkreślił kierownik Katedry Amerykanistyki UJ. "Byłem niedawno w Stanach, w czasie, kiedy zmarła jego żona, Barbara Bush, a on był prowadzony już na wózku. Z sentymentem mówiono o nim w amerykańskich mediach - właśnie jako o człowieku, który zmierzył z procesem wielkiej przemiany" - podsumował.(PAP)
autor: Nadia Senkowska
nak/ ozk/