W 1989 r. do kosza trafiła ideologia komunistów, że Niemcy są największym wrogiem Polski - podkreślił w rozmowie z PAP dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej prof. Krzysztof Miszczak. To był początek pozytywnej, ale i trudnej współpracy - ocenił.
PAP: Polsko-niemieckie relacje, po kilkudziesięciu latach sowieckiej dominacji, miały swój nowy początek 12 listopada 1989 r., gdy doszło do słynnej Mszy Pojednania w Krzyżowej na Dolnym Śląsku. Kanclerz Niemiec Helmut Kohl i premier Tadeusz Mazowiecki z serdecznością przekazali sobie na niej znak pokoju. Dziś w tym miejscu, po 25 latach, spotkają się kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Polski Ewa Kopacz.
Prof. Krzysztof Miszczak: To dzisiejsze spotkanie jest potwierdzeniem normalizacji polsko-niemieckich relacji, które właśnie 25 lat temu w Krzyżowej miały swój pozytywny, choć bardzo trudny początek. Bo pojednanie polsko-niemieckie, w nowym układzie geopolitycznym, wcale nie było, jak się dziś może wydawać, łatwym procesem.
Pamiętajmy, że spotkanie Kohla z Mazowieckim w listopadzie 1989 r. odbyło się w atmosferze wielkich protestów. A protestowała mniejszość niemiecka ze Śląska i to przeciwko Polsce. Symbolem tego był jeden z transparentów, który do Krzyżowej przywiozła kilkusetosobowa delegacja niemieckiej mniejszości. "Helmut, du bist auch unser Kanzler" - głosił transparent, co oznaczało: "Helmut, jesteś także naszym kanclerzem". A przecież to byli polscy obywatele!
Polacy jednak wykazali dużo dobrej woli, choć w jednej sprawie pozostali nieugięci. Niemcom bowiem zależało na tym, żeby do spotkania doszło na Górze św. Anny. Wywołało to jednak kontrowersje, bo w miejscu tym Polacy i Niemcy walczyli o Śląsk po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Premier Mazowiecki zaproponował zatem Krzyżową, gdzie w latach 40. działał antyhitlerowski ruch oporu. To był bardzo dobry ruch, bo pokazywał, z jakimi Niemcami chcemy rozmawiać. Przychylnie przyjęła też to strona niemiecka.
Krzysztof Miszczak: To spotkanie miało zwrócić uwagę całemu światu, że Polska prowadzi już zupełnie inną politykę zagraniczną. To była zmiana o 180 stopni! Z orientacji wschodniej przeszliśmy na orientację zachodnią, bez której nie byłoby przecież zbliżenia Polski do bardziej cywilizowanego Zachodu.
PAP: Wizyta Kohla w Polsce jesienią 1989 r. była pieczołowicie przygotowywana. Dla polskiej strony istotne było m.in. potwierdzenie nienaruszalności granicy na Odrze i Nysie, ważna była też kwestia odszkodowań dla ofiar niemieckiego nazizmu, ale i umorzenia kredytów, które PRL zaciągnęła w Republice Federalnej Niemiec.
Krzysztof Miszczak: Tak jest. Ale przede wszystkim to spotkanie miało zwrócić uwagę całemu światu, że Polska prowadzi już zupełnie inną politykę zagraniczną. To była zmiana o 180 stopni! Z orientacji wschodniej przeszliśmy na orientację zachodnią, bez której nie byłoby przecież zbliżenia Polski do bardziej cywilizowanego Zachodu. Po początkowej rezerwie polski rząd po raz pierwszy tak wyraźnie opowiedział się za zjednoczeniem Niemiec, które w tej nowej polityce zagranicznej przestały być postrzegane jako wróg. Do kosza trafiła ideologia, którą komunistyczne władze straszyły Polaków przez dziesięciolecia, że Niemcy są dla nich największym zagrożeniem.
Dla nas jednak najbardziej istotne w tym czasie było potwierdzenie nienaruszalności granicy na Odrze i Nysie. Dziś to potwierdzenie może tylko pozornie wydawać się oczywiste, zwłaszcza że obowiązywały wcześniejsze umowy w tej sprawie, m.in. układ polsko-niemiecki z 1970 r., ale wówczas, gdy zniszczeniu uległ cały tzw. blok wschodni, sprawa ta była najwyższej wagi.
PAP: Wracając do spotkania Merkel i Kopacz: co pana zdaniem obie szefowe rządów powinny usłyszeć od osób, które profesjonalnie na co dzień zajmują się budowaniem porozumienia między oboma narodami?
Krzysztof Miszczak: Pojednanie to jest cały czas trwający proces. To, że żyjemy we wspólnej Europie nie oznacza, że poszczególne kraje nie mają własnej narracji historycznej. I w naszym interesie jest podkreślać własną wizję dziejów, przypominać o niej chociażby poprzez postawienie w Berlinie pomnika polskich ofiar nazizmu. W tej sprawie powinna powstać dwustronna polsko-niemiecka komisja ekspertów. Polacy, w tym polscy Żydzi, ponieśli przecież największe ofiary podczas okupacji niemieckiej. To była totalna eksterminacja, o której nie wolno nam zapomnieć. Trudno byłoby przyjąć, że dziś wolne i demokratyczne Niemcy nie mogą upamiętnić tej tragedii w formie odpowiedniego monumentu.
PAP: W Polsce część opinii publicznej podkreśla, że przeszłość lepiej już zostawić badaczom historii, że ciągłe rozpamiętywanie krzywd przeszkadza w dialogu. Zgadzają się z tym również sami Niemcy, którzy zdecydowanie bardziej wolą rozmawiać o przyszłości niż o przeszłości.
Krzysztof Miszczak: Owszem, ale jednak takiego stałego miejsca pamięci brakuje. Mają je przecież inne narody, a powstawały w Berlinie Zachodnim, gdy w Polsce jeszcze rządziła komuna. Uważam, że wybudowanie takiego pomnika jest konieczne choćby po to, by pokazać, że nasze relacje stoją na wysokim poziomie. Bo historię należy pokazywać z odwagą i to historię taką, jaką była. Tym bardziej, że obecnie Niemcy wchodzą na ścieżkę miękkiego, demokratycznego hegemona w Europie, ale ze względu na swoją przeszłość w większym stopniu niż inne kraje muszą szukać akceptacji u innych, mniejszych narodów.
Krzysztof Miszczak: Myślę, że Angela Merkel i Ewa Kopacz mogą pokazać w Krzyżowej, że ten sojusz polsko-niemiecki jest trwałym elementem europejskiej polityki. W ten sposób mogą zachęcić także zwykłych obywateli obu krajów do większego zainteresowania sąsiadem.
Niemcy w tej chwili mają trudności w budowaniu porozumienia niemal ze wszystkimi krajami Europy. Tylko Polska jest wyjątkiem. Na wschodzie jest słuszny konflikt z Rosją w związku z Ukrainą. Francja już przestała być partnerem dla Niemców, są również trudności w dialogu z Włochami, z Grecją, Hiszpania w ogóle jest poza tym kręgiem. Niemcy zatem na kontynencie europejskim zostali do pewnego stopnia sami, a ich jedynym mocnym sojusznikiem jest Polska.
Myślę, że Angela Merkel i Ewa Kopacz mogą pokazać w Krzyżowej, że ten sojusz polsko-niemiecki jest trwałym elementem europejskiej polityki. W ten sposób mogą zachęcić także zwykłych obywateli obu krajów do większego zainteresowania sąsiadem. W niemieckim społeczeństwie brakuje czasem elementarnej wiedzy na temat Polski. To, że jesteśmy obecni w Berlinie - np. poprzez wystawy historyczne lub wydarzenia artystyczne - nie jest przecież niczym wyjątkowym. A jeszcze gorzej jest z wiedzą o Ukrainie. Wśród Niemców jest ona śladowa, a przecież dla nas Ukraina jest kluczowa, zatem wiedza o niej powinna być popularyzowana w naszym interesie również przez nas samych.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ gma/