Sobieski, gdy zobaczył, że atak wojsk Karola Lotaryńskiego w kierunku Wiednia dobrze się rozwija i Waldeck, dowódca centrum sił sprzymierzonych, posuwa się do przodu, zdecydował się skończyć bitwę tego samego dnia szarżą jazdy – mówi prof. Mirosław Nagielski z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
PAP: Czy możliwy był taki scenariusz wydarzeń, że Jan III Sobieski nie idzie Wiedniowi na odsiecz. Przecież wiązał swoją politykę z Francją, a ta sprzyjała Turcji. Król miał poza tym plan zdobycia Prus Książęcych dla syna, co miało służyć jego elekcji i w perspektywie oznaczałoby przyłączenie ich do Polski.
Prof. Mirosław Nagielski: Sytuacja wyglądała tak, że plany Sobieskiego co do Prus Książęcych po podpisaniu przez Francję traktatu z elektorem brandenburskim stały się nierealne. Natomiast, jeśli chodzi o Turcję, pokój zawarty przez Gnińskiego w 1678 roku, nie dawał Rzeczypospolitej nic. Mimo starań dyplomacji francuskiej Turcy nawet o krok nie ustąpili w sprawach terytorialnych – przypomnę, że w 1672 roku utraciliśmy Podole wraz z twierdzą w Kamieńcu Podolskim. Dla Turcji ten pokój był istotny. Mogli określić cel ataku. Do tego czasu dyplomacja habsburska odmawiała współpracy z Sobieskim, uważając, że celem Kara Mustafy będzie Lwów, a więc uderzenie na Rzeczpospolitą a nie na Wiedeń. Ta sytuacja zmieniła się pod koniec 1682 roku. Wtedy Habsburgowie dowiedziawszy od swojego rezydenta w Stambule, że uderzenie może pójść na Wiedeń, zaczęli zabiegać o sojusz zaczepno-odporny z Rzeczypospolitą.
Prof. Nagielski: Sobieski wyłożył swoje stanowisko w liście do hetmana Sieniawskiego. Pisał, że lepiej wojować z Turcją przy pomocy wszystkich sił cesarstwa i w dużej mierze na jego koszt, niż w pewnym momencie stanąć sam na sam z całą potęgą turecką. To było rozsądne stanowisko. Mimo że działania tureckie kierowały się przeciw państwu Habsburgów, nie było pewności czy po Wiedniu nie przyjdzie czas na Kraków.
PAP: Jak odnieśli się król Jan III i szlachta do tej propozycji?
Prof. Mirosław Nagielski: Sobieski wyłożył swoje stanowisko w liście do hetmana Sieniawskiego. Pisał, że lepiej wojować z Turcją przy pomocy wszystkich sił cesarstwa i w dużej mierze na jego koszt, niż w pewnym momencie stanąć sam na sam z całą potęgą turecką. To było rozsądne stanowisko. Mimo że działania tureckie kierowały się przeciw państwu Habsburgów, nie było pewności czy po Wiedniu nie przyjdzie czas na Kraków. Jeśli chodzi o szlachtę, na wojnę z Turcją było przyzwolenie. Trzeba podkreślić ogromną rolę, jaką na sejmach odgrywali egzulanci, czyli ci, którzy stracili majątki na Podolu. Była to bardzo silna grupa, która domagała się albo wojny, albo rekompensaty za utracone majątki.
PAP: A może Austriacy byli w stanie sami rozbić Turków pod Wiedniem. Polska armia była przecież tylko częścią wojsk sprzymierzonych.
Prof. Mirosław Nagielski: Siły sprzymierzonych liczyły ok. 60 tysięcy żołnierzy i były niemal idealnie podzielone po równo. Pierwsza część była to armia austriacka, pod dowództwem Karola Lotaryńskiego. Druga to armia wystawiona przez książąt Rzeszy. Trzecia – armia Sobieskiego. Traktat polsko - austriacki, podpisany 1 kwietnia 1683 roku, ale antydatowany ze względu na prima aprilis, na 31 marca, przewidywał, że Sobieski wystawi nawet 40- tysięczną armię. Ostatecznie pod Wiedniem zjawiło się 25 tysięcy Polaków. Trzeba podkreślić, że siłom austriackim i niemieckim brakowało jazdy, szczególnie ciężkiej, jaką była polska husaria zdolna do przełamujących uderzeń. I to ona odegrała zasadniczą rolę w bitwie. Turcy mając wynegocjowany pokój z Rzeczpospolitą nie spodziewali się Polaków pod Wiedniem. Kara Mustafa z zaskoczeniem zobaczył masy polskiej kawalerii na wzgórzach.
PAP: Jak doszło do tego, że Jan III Sobieski był głównodowodzącym pod Wiedniem, skoro 2/3 sił stanowili żołnierze niemieccy i austriaccy?
Prof. Mirosław Nagielski: Powszechnie zdawano sobie sprawę, że polski król miał doświadczenie i sukcesy w walce z Turkami. Sobieski postawił zresztą warunek, że to on ma dowodzić siłami koalicji. Cesarza Leopolda I do rezygnacji z objęcia funkcji wodza naczelnego nakłaniał ojciec Marco d' Aviano.
PAP: Janowi III należy się laur zwycięzcy, skoro to on dowodził. Czy był również autorem planu bitwy?
Prof. Mirosław Nagielski: W historiografii zachodniej podkreślano kiedyś, że Sobieski nie mógł pod Wiedniem odgrywać roli naczelnego wodza, bo nie pozwalały na to ówczesne środki łączności na polu bitwy i polski król nie mógł panować nad całym przebiegiem walk. Jednak przecież i Napoleon miał podobne kłopoty, a nikt nie kwestionuje, że to on dowodził i zwyciężał. Teraz nikt nie podważa tego, że Jan III był pod Wiedniem naczelnym wodzem.
A sam plan bitwy narodził się w głowach dwóch wielkich wodzów: Jana III Sobieskiego i Karola Lotaryńskiego. Ścierały się dwie koncepcje. Pierwszą było jak najszybsze odblokowanie Wiednia, bo obawiano się szturmu generalnego – inna to już sprawa, dlaczego Kara Mustafa zwlekał z odpaleniem min podłożonych pod murami miasta. Jednak przyjęcie takiego planu groziło tym, że armia turecka nienaruszona wycofa się spod Wiednia. Najkrótsza droga do Wiednia biegła wzdłuż Dunaju i tu skoncentrowały się wojska Karola Lotaryńskiego. Sobieski natomiast uważał, że należy oskrzydlić siły przeciwnika, zamknąć je w kotle i zniszczyć. Uderzenie z Schafbergu dawało na to pewne szanse, jednak sukces był połowiczny. Ostatecznie odblokowano Wiedeń, polskie wojsko zajęto obóz Kara Mustafy, ale wodzowi tureckiemu udało się jednak wyprowadzić dużą część wojsk spod Wiednia.
PAP: Czy bitwa pod Wiedniem była łatwym zwycięstwem, skoro Turcy nie byli przygotowani na atak i, jak pan powiedział, Kara Mustafa był zaskoczony pojawieniem się polskiej jazdy na wzgórzach?
Prof. Mirosław Nagielski: Niewątpliwie bardzo pomogły błędy przeciwnika. Kara Mustafa uważał, ze największe niebezpieczeństwo grozi ze strony wojsk zgromadzonych na lewym skrzydle sprzymierzonych, dowodzonym przez Karola Lotaryńskiego, tu więc skoncentrował największe siły. Zorientował się w sytuacji, kiedy zobaczył jeźdźców polskich na wzgórzach Schafbergu. Próbował przerzucać na swoje lewe skrzydło siły z centrum. Ale było już za późno.
Prof. Nagielski: Rozbicie wojsk tureckich trwało niecałą godzinę. Było najpierw – co dowodziło geniuszu wojennego Sobieskiego - rozpoznanie walką przez kilka polskich chorągwi, które zresztą poniosły duże straty, sięgające 50 proc. stanów. Dopiero, po tym, gdy król upewnił się, że nie będzie żadnych niespodzianek, nastąpiła zmasowana szarża 20 tysięcy jeźdźców, głównie husarii - niespotykana co do liczebności w dziejach wojen. To ona rozbiła armię turecką i zmusiła Kara Mustafę do wycofania się.
Drugim błędem było nieściągnięcie piechoty z okopów pod Wiedniem na pole bitwy. Gdybyśmy wzięli pod uwagę błędy Kara Mustafy a także czas trwania decydującej szarży polskiej jazdy, to można by powiedzieć, że bitwa pod Wiedniem nie była trudnym zwycięstwem.
Rozbicie wojsk tureckich trwało niecałą godzinę. Było najpierw – co dowodziło geniuszu wojennego Sobieskiego - rozpoznanie walką przez kilka polskich chorągwi, które zresztą poniosły duże straty, sięgające 50 proc. stanów. Dopiero, po tym, gdy król upewnił się, że nie będzie żadnych niespodzianek, nastąpiła zmasowana szarża 20 tysięcy jeźdźców, głównie husarii - niespotykana co do liczebności w dziejach wojen. To ona rozbiła armię turecką i zmusiła Kara Mustafę do wycofania się.
Należy jednak pamiętać, że ta decydująca szarża, nastąpiła po trwających od samego rana aż do wieczora walkach lewego skrzydła wojsk sprzymierzonych. Sobieski nie wiedział, czy rozegrać bitwę w jeden dzień, czy w dwa. Kiedy jednak zobaczył, że atak wojsk Karola Lotaryńskiego w kierunku Wiednia dobrze się rozwija i także Waldeck, dowódca centrum sił sprzymierzonych, posuwa się do przodu, zdecydował się skończyć bitwę tego samego dnia szarżą jazdy.
PAP: Czy my nie przywłaszczamy sobie więc zwycięstwa pod Wiedniem?
Prof. Mirosław Nagielski: Profesor Jan Wimmer w najlepszej pracy o bitwie - „Wiedeń 1683” z całą siłą podkreśla, że jest to zwycięstwo sprzymierzonych - oczywiście Austriacy nie daliby sami rady - którzy wspólnym wysiłkiem powstrzymali ekspansję turecką. Po 1683 roku Turcja już więcej nie zagroziła Europie w takim wymiarze jak w 1683 roku. My bardzo podkreślamy decydującą rolę Jan III i polskiego rycerstwa w kampanii wiedeńskiej. Myślę, że jest to zrozumiałe. Pamiętajmy, że tak wielkich sukcesów – możemy mówić najwyżej o pięknych epizodach z wojny polsko-rosyjskiej w obronie Konsytuacji 3 Maja - aż do Bitwy Warszawskiej, której zawdzięczamy niepodległość i istnienie II Rzeczpospolitej - już nie było.
PAP: Można spotkać opinię, że zwycięstwo pod Wiedniem politycznie nic Rzeczypospolitej nie dało.
Prof. Mirosław Nagielski: Po powstaniu kozackim, „Potopie”, przegranej wojnie z Moskwą, bitwa pod Wiedniem niewątpliwie odbudowała prestiż Rzeczpospolitej. Ważniejsze było jednak to, że dzięki obecności Jana III pod Wiedniem i udziałowi w Lidze Świętej, byliśmy stroną rokowań pokojowych z Turcją. Na mocy pokoju karłowickiego, zawartego w 1699 roku, Rzeczpospolita odzyskała Podole i Kamieniec Podolski.
PAP: Dlaczego Sobieski, który pokazał siłę polskiego oręża pod Wiedniem, sam nie odbił Podola.
Prof. Mirosław Nagielski: Była tylko jedna poważna próba odzyskania Kamieńca Podolskiego, pod dowództwem królewicza Jakuba. Zakończyła się fiaskiem z powodu braku ciężkiej artylerii i zapasów prochu. Postawiono na blokadę twierdzy - wtedy powstały m.in. Okopy świętej Trójcy. Niektórzy historycy zastanawiają się, czy Janowi III zależało na zdobyciu Kamieńca i Podola. Gdyby tak się stało, szlachta nie dałaby ani szeląga na kampanię w Mołdawii. A Sobieski myślał o utworzeniu tam księstwa dla swojego syna, co miało mu ułatwić objęcie polskiego tronu. Szlachta jednak niechętnie odnosiła się do planów dynastycznych Jana III, bo kłóciły się one z ideą wolnej elekcji.
PAP: Dlaczego mołdawskie wyprawy Sobieskiego nie zakończyły się sukcesem?
Prof. Mirosław Nagielski: Brakowało współdziałania z wojskami cesarskimi. Plany zakładały wspólne uderzenie na armię turecką. Do tego jednak nie doszło. Habsburgowie realizowali własny scenariusz, walcząc o Węgry i cieszyli się, że Polacy wiązali w Mołdawii duże siły tureckie. Nie winiłbym jednak tylko Austriaków za niepowodzenia Jana III w Mołdawii. Istotne były także kwestie skarbowo – wojskowe. W Rzeczpospolitej zawsze były z tym kłopoty. Od uchwalenia podatków przez sejm, do zebrania żołnierzy mijał rok. W innych krajach - kilka miesięcy.
Rozmawiał Tomasz Stańczyk (PAP)
tst/ abe/