Campo Santo di Staglieno w Genui to najbogatsza nekropolia w Europie, Ohlsdorf w Hamburgu - największa. Ale najpiękniejszy jest Cmentarz Łyczakowski we Lwowie – przekonuje prof. Stanisław S. Nicieja, autor książki „Ogród snu i pamięci” o lwowskiej nekropoli. PAP: Dzień Wszystkich Świętych to czas, gdy odwiedzamy groby i wracamy – choćby pamięcią - do miejsc spoczynku nie tylko naszych bliskich. Wspomina Pan w tym dniu Cmentarz Łyczakowski, któremu poświęcił kilka książek?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Faktycznie wracam do niego pamięcią, bo to miejsce zupełnie wyjątkowe. Po latach badań dotyczących samego Łyczakowa postanowiłem nawet sprawdzić, czy to rzeczywiście jedna z najpiękniejszych europejskich nekropolii, czy tylko polska megalomania każe nam tak sądzić. Przecież są miasta od Lwowa większe, bogatsze i równie piękne – a piękno miasta, jego architektury, klimatu zawsze jak w lustrze odbija się w cmentarzu. Przejechałem więc Europę od Lizbony do Sankt Petersburga, obserwując jak w tych miejscach wygląda symbioza miasta i cmentarza.
PAP: I okazało się, że im bogatsze miasto, tym piękniejsze nekropolie...
Prof. Stanisław S. Nicieja: Nie tylko bogactwo decydowało o urodzie cmentarzy, choć faktycznie w dużej mierze. Ludzie bogaci, dobrze wykształceni, ceniący piękno i sztukę stawiali w miejscu pochówku swoich bliskich piękne rzeźby, epikuły, kaplice. Doskonałym przykładem na to jest cmentarz Campo Santo di Staglieno w zamożnej, kupieckiej Genui - najbogatszy w artystyczne rzeźby cmentarz w Europie. Momentami zatracano tam umiar w eksponowaniu bogactwa. Swoiste prześciganie się w kosztowności rzeźb powodowało, że przekraczano na nim wręcz granice dobrego smaku. Niemniej nekropolia ta zachwyca od przeszło stu lat tysiące ściągających tam turystów. Zachwyciła Ernesta Hemingwaya, który napisał o tym, cmentarzu, że to jeden z cudów świata. Pod wrażeniem tego miejsca byli również Oscar Wilde czy Mark Twain.
PAP: Na które europejskie nekropolie warto jeszcze wstąpić podróżując po starym kontynencie?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Na przykład na Ohlsdorf w Hamburgu, największą powierzchniowo nekropolię, liczącą ponad czterysta hektarów. Hamburski cmentarz hołduje zasadzie: nie stłaczać. Tamtejsze pomniki – piękne, symboliczne – mają oddech i wkomponowane są w otoczenie. Główne aleje są na cmentarzu Ohlsdorf tak przestrzenne, że można było nimi jeździć powozami, dorożkami, samochodami. Ale znakomite cmentarze są także w Wiedniu - Zentralfriedhof, w Rzymie – Il Verano czy w Londynie – Kensal Green czy Highgate. Jest też słynny Pere Lachaise w Paryżu, gdzie tłumy chodzą pod pomnik, w którym miało spocząć serce Chopina; odwiedzają grób Morrisona czy Edith Piaf. A cmentarz Kerepeszi w Budapeszcie zdaniem Krystyny Jandy to jeden z najpiękniejszych cmentarzy w Europie. Zwany jest węgierskim Pere Lachaise.
Prof. Nicieja: Bo cmentarz powinien być miejscem, do którego chce się przyjść o każdej porze roku. Znaleźć na nim chwilę oddechu, ukojenia pod pięknym platanem, gdzie śpiewają ptaki. Stąd wielka siła starych europejskich nekropolii, które opisałem. To są wielkie muzea na świeżym powietrzu, gdzie ludzie zaglądają na spacer, na wycieczkę, nawet na randkę. Te cmentarze nie straszą.
PAP: Ten Łyczakowski wyróżnia się na ich tle?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Jest absolutnie w pierwszej lidze. Powstał w czasach, kiedy obowiązywała filozofia Jean-Jacquesa Rousseau: człowiek blisko przyrody. Cmentarz, według tego myślenia, miał być parkiem. Ogrodem snu i pamięci. To była wielka filozofia, od której odeszliśmy niestety w drugiej połowie XX wieku i zamieniliśmy cmentarze w blokowiska. Na tych współczesnych nekropoliach nie ma miejsca na ścieżkę, ławkę. Zamiast rozległych lip, buków, kasztanowców są chude tuje. To odstrasza ludzi od cmentarzy. A przecież to miejsca dla nas równie ważne, jak ratusz, park, świątynie, domy. Nie można zrobić z cmentarza miejsca, do którego zaglądamy tylko w dniu pogrzebu, gdy wstrząsa nami straszny żal, a potem raz w roku w pierwszych dniach listopada wpadamy tam zapalić świecę.
PAP: Dlaczego?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Bo cmentarz powinien być miejscem, do którego chce się przyjść o każdej porze roku. Znaleźć na nim chwilę oddechu, ukojenia pod pięknym platanem, gdzie śpiewają ptaki. Stąd wielka siła starych europejskich nekropolii, które opisałem. To są wielkie muzea na świeżym powietrzu, gdzie ludzie zaglądają na spacer, na wycieczkę, nawet na randkę. Te cmentarze nie straszą. Na Łyczakowie bywa więcej turystów, niż na lwowskim rynku. Ale to dlatego, że ten cmentarz urzeka, opowiada o historii miasta. Powszechnie stosowana tam symbolika przekonuje każdego przechodnia, że nie ma tam śmierci – że jest to park snu. Wśród tamtejszych rzeźb nie przeważają greckie Tanatosy – bogowie śmierci, którzy koszą głowy. Tam króluje Hypnos – bóg snu, brat bliźniak Tanatosa. Łagodniejszy, przyjaźniejszy. Hypnos najczęściej przybiera postać młodzieńca z diademem z maków lub naręczem makówek, które też są symbolem snu. W związku z tym na cmentarzu nie dominuje śmierć, której się tak obawiamy. Nie ma napisów „Memento mori”. Jest sen wiekuisty, który daje nadzieję na przebudzenie. Obok greckich bożków są też chrześcijańskie anioły - też śpiące. Często z głuchą trąbą spoczywającą na kolanach, w którą zadmą na przebudzenie jak tylko nadejdzie na to czas.
PAP: Rzeźby te często wyszły spod ręki wielkich artystów...
Prof. Stanisław S. Nicieja:To prawda, w przypadku Łyczakowa nazwisk artystów angażowanych z całej Europy. Są tam prace artystów polskich, austriackich, niemieckich – Hartmana Witwera, Leonarda Marconiego, Parysa Filippiego. Są też epitafia, które dziś też zanikły. Gdy poecie Teofilowi Lenartowiczowi umarła przyjaciółka Maria Miłosława Bartusówna napisał jej specjalne epitafium opłakujące stratę. Poza tym - kiedyś był zwyczaj pisania na nagrobkach, że tu spoczywa konduktor, tu pisarz, a tam poeta. Dzięki temu pamiętamy o tym my, odwiedzający te nekropolie po stu czy dwustu latach. Przez to nie ginie też pamięć o tych zmarłych, nawet jeśli byli przeciętnymi mieszkańcami Lwowa, których śmierć zrównała z tym największymi. Bo na Łyczakowie leżą zarówno pisarki Maria Konopnicka czy Gabriela Zapolska, malarz Artur Grottger, matematyk Stefan Banach czy pisarz i historyk Karol Szajnocha, ale też właścicielka „Lokalu śniadankowego” Teliczkowa. Dzięki temu wędrówka po takim cmentarzu to również lekcja historii, literatury, malarstwa, teatru.
PAP: W książce „Ogród snu i pamięci” opisuje pan około czterech tysięcy osób pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim – w tym właśnie Teliczkową.
Prof. Stanisław S. Nicieja: Dzięki temu, że ci ludzie zostali pochowani na tak niezwykłej nekropolii, zyskali nieśmiertelność. Łyczaków zwiedzają dziesiątki tysięcy ludzi, słyszą opowiastki o pochowanych, oczarowują się ich grobem, a potem sięgają po książki o nich czy poznają ich twórczość. Taki cmentarz, jak ten na Łyczakowie nobilituje.
Teliczkowa, która prowadziła słynny we Lwowie „Lokal śniadankowy”, weszła na stałe do legendy Lwowa. Podawała podobno najlepsze w mieście parówki i flaki, a rozsławił ją frywolny wierszyk, który miał napisać Marian Hemar lub Henryk Zbierzchowski: „Przyjechał do Lwowa, Akrobata Mucha, Wlazł na Teliczkową, I wyzionął ducha”. Wierszyk wiązał się z tragedią, której ofiarą był słynny wówczas akrobata Stefan Poliński zwany „Człowiekiem Muchą”. Miał on przejść na rozwieszonej kilka metrów nad ziemią linie, rozpiętej między lokalem Teliczkowej a budynkiem Izby Handlowo-Przemysłowej. Niestety już na początku występu zachwiał się i runął na bruk, wprost przy wejściu do lokalu Teliczkowej. Zginął na miejscu, a lwowska ulica skwitowała to zdarzenie wierszykiem, który powtarzają teraz przewodnicy po Łyczakowskim cmentarzu.
PAP: Jak wiele z opisanych przez pana pomników na lwowskiej nekropolii opowiada takie historie?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Bardzo wiele. Jednym z nich jest nagrobek aptekarza Iwanowicza. Podobno po jego śmierci dwa wierne psy zmarłego – Pluton i Neron - tak rozpaczały po stracie pana, że ułożyły się na jego grobie i leżały nie przyjmując pokarmów, aż padły. Wzruszona postawą czworonogów rodzina kazała je wyrzeźbić na nagrobku. Wywołało to wtedy wielką burzę – bo cóż to niby za chrześcijańska symbolika. Dziś to także jeden z tych grobów, przy których zatrzymują się wycieczki.
PAP: Są na tych europejskich cmentarzach akcenty lokalne, wynikające ze społecznych czy historycznych uwarunkowań?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Naturalnie. Na przykład na madryckim cmentarzu Almuldena, również jednym z największych w zachodniej Europie, na którym spoczywa już około 5 mln osób, jest Aleja Torreadorów z pięknymi rzeźbami ich przedstawiającymi. We Lwowie z pewnością takim miejscem jest Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie są setki grobów młodziutkich obrońców miasta, z których wielu miało po kilkanaście lat.
Prof. Nicieja: Przedwojenna Polska miała cztery piękne nekropolie – na Rossie w Wilnie, Łyczakowski we Lwowie, Rakowicki w Krakowie i warszawskie Powązki. Spośród nich zostały nam dwa – piękne, nastrajające melancholijnie, niezwykłe. Te we Lwowie i Wilnie są dziś kotwicą pamięci o Polsce.
PAP: Z cmentarzy w obecnych granicach Polski są takie, które dorównują tym wielkim, europejskim?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Przedwojenna Polska miała cztery piękne nekropolie – na Rossie w Wilnie, Łyczakowski we Lwowie, Rakowicki w Krakowie i warszawskie Powązki. Spośród nich zostały nam dwa – piękne, nastrajające melancholijnie, niezwykłe. Te we Lwowie i Wilnie są dziś kotwicą pamięci o Polsce. Warto jednak też wspomnieć zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzysku, gdzie pochowani zostali Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Kornel Makuszyński czy Sabała. To także jedno z tych miejsc, gdzie można odbyć pełną refleksji podróż z duchami, wśród nazwisk, które coś mówią i znaczą.
PAP: Wspomniał pan, że współczesne cmentarze przypominają blokowiska. Dlaczego?
Prof. Stanisław S. Nicieja: Bo są ciasne, a zamiast naturalnej roślinności, którą niszczymy na przykład dlatego, że gubi liście, jest las krzyży. Szkoda nam przestrzeni na piękny cmentarz, ale nie brakuje jej na sąsiadujący z nim hipermarket z wielkim parkingiem. Poszliśmy w cmentarną tandetę, która zabija wyjątkowy klimat nekropolii. Kamieniarze, którzy zamiast rzeźbiarzy - artystów robią dziś pomniki, mają tylko dwa wzory – dla bogatych i biednych. Zanikła tradycja budowania rodzinnych grobowców, które żyjącym członkom rodziny przypominałyby o tym, że przejście na drugą stronę jest nieuchronne, ale nie musi być straszne. W starych nagrobkach jest dusza i tkliwość, te nowe dusz nie mają. Niczym się nie wyróżniają, nie zaczepiają przechodnia i nie pobudzają wyobraźni, która prowokuje by wracać do niezwykłych miejsc. Żeby pamiętać. A przecież czyjaś pamięć daje nieśmiertelność. Umieramy wtedy, gdy ginie pamięć o nas.
Stanisław S. Nicieja – historyk i historyk sztuki, rektor Uniwersytetu Opolskiego, autor książek „Cmentarz Łyczakowski we Lwowie 1786-1986”, „Cmentarz Obrońców Lwowa” czy „Ogród snu i pamięci” poświęconych lwowskiemu cmentarzowi na Łyczakowie i nekropoliom europejskim.
Rozmawiała: Katarzyna Kownacka (PAP)
kat/ ako/ ls/