Po I Powstaniu Śląskim polscy politycy zdali sobie sprawę z tego, że w swoich działaniach muszą zręcznie używać dwóch rodzajów środków – dyplomacji i zagrożenia kolejnym zrywem – mówi PAP prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego.
Polska Agencja Prasowa: W książce „Powstania Śląskie 1919–1920–1921. Nieznana wojna polsko-niemiecka” pisze pan profesor, że Niemcy zamieszkujący Górny Śląsk traktowali te ziemie jako swój „Heimat” – małą ojczyznę – i bardzo wyraźnie podkreślali swoją odrębność. Podobne poczucie „niemieckości” tych ziem było wyrażane również we wszystkich regionach Rzeszy. Czym wyróżniała się górnośląska tożsamość Niemców i jak uzasadniali przynależność Śląska do swojego kraju?
Prof. Ryszard Kaczmarek: Prusy przyłączyły niemal cały Śląsk do swojego terytorium już w połowie XVIII w., po tzw. wojnach śląskich. Tak długa przynależność oznaczała, że w okresie jednoczenia Niemiec ten obszar był traktowany jako niemiecki. Nawet ci Niemcy, którzy zdawali sobie sprawę z przynależności Śląska do Polski w średniowieczu, nie traktowali tego faktu jako podstawy do twierdzenia, że są to ziemie polskie. Uważano, że to obszar nawet bardziej niemiecki niż Alzacja, która znalazła się w graniach Niemiec dopiero w 1871 r. Jeżeli jednak rozważamy problem tożsamości miejscowych Niemców jako Górnoślązaków, to musimy zaznaczyć, że jest to problem bardzo skomplikowany.
Wśród Niemców na Górnym Śląsku nie było jednolitego zdania w sprawie odrębności Górnego Śląska i tego, czy powinien być osobną prowincją Pruską, czy osobnym krajem niemieckim. Dominowało przekonanie o jednolitości całego Śląska ze stolicą we Wrocławiu. Ten schemat zaczynał się łamać wśród Niemców na Górnym Śląsku pod koniec XIX w. Decydowały o tym m.in. względy religijne. Większość Niemców na Górnym Śląsku wyznawała katolicyzm. W tym czasie trwał konflikt między państwem niemieckim a Kościołem katolickim. W trakcie Kulturkampfu Niemcy na Górnym Śląsku mieli poczucie odrębności w stosunku do reszty Śląska, którą nazywamy Dolnym Śląskiem. W łonie katolickiej Partii Centrum pojawiły się głosy o konieczności oddzielenia Górnego Śląska od Dolnego. Tak stało się rok po I wojnie światowej.
PAP: Czy mimo zawodności ówczesnych źródeł jesteśmy w stanie oszacować, jak dużą część ludności Górnego Śląska stanowili Polacy, a jak wielu było Niemców?
Prof. Ryszard Kaczmarek: Pamiętajmy, że ówczesne spisy ludności nie zawierały pytań o przynależność narodową. Wszystkie posiadane przez nas informacje są oparte na kryteriach pośrednich, najczęściej językowych. W spisach przeprowadzanych na terenie całego Cesarstwa Niemieckiego pytano o język, którym posługiwano się w życiu codziennym (nazywano go „Muttersprache”). Nie jest to jednak o pytanie o przynależność narodową.
Drugą wskazówką są wyniki plebiscytu zorganizowanego w 1921 r., ale pytanie w nim zadawane również nie dotyczyło przynależności narodowej, lecz opowiedzenia się za jednym z dwóch państw. W spisie niemieckim z 1910 r. niecałe 60 proc. ludności Górnego Śląska podało język polski jako ojczysty. Niemal cała pozostała reszta podawała język niemiecki. Niewielka grupa deklarowała dwujęzyczność. W plebiscycie proporcje były odwrotne. Ok. 60 proc. głosujących opowiedziało się za przynależnością do Niemiec. Musimy jednak wiedzieć, że obszar nazywany dziś Górnym Śląskiem, czyli ówczesna Rejencja Opolska rozciągająca się od okolic Kluczborka, Prudnika, Namysłowa aż po Pszczynę, był bardzo niejednolity narodowo. Jego zachodnia część, od Opola na zachód, była ogromnie zdominowana przez ludność niemiecką. Było to widoczne także w wynikach plebiscytu. W powiatach na wschód od Opola, aż do granicy z dawnym Królestwem Polskim przewaga ludności polskiej była ogromna, sięgała nawet ok. 80 proc.
Odmiennie rozkładały się ponadto proporcje etniczne we wsiach i w miastach. Na terenach wiejskich przewagę mieli Polacy, a w niemal wszystkich miastach Niemcy. Można więc powiedzieć, że Górny Śląsk przypominał mozaikę, która sprawiała ogromne problemy w sytuacji, gdy konieczne było wytyczenie granicy państwowej.
Prof. Ryszard Kaczmarek: Plany zrywu pojawiły się dopiero po sukcesie Powstania Wielkopolskiego. Na początku 1919 r. w szeregach chwilę wcześniej powołanej Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska powstał pomysł powtórzenia scenariusza z Wielkopolski, czyli osiągnięcia celów metodą faktów dokonanych. Zakładano objęcie kontroli nad Górnym Śląskiem, a następnie liczono na potwierdzenie przynależności tych ziem do Polski przez paryską konferencję pokojową. Ostatecznie do realizacji tego nie doszło, ponieważ powstanie wybuchło półtora miesiąca po podpisaniu Traktatu Wersalskiego, który zawierał zapis o zorganizowaniu na Górnym Śląsku plebiscytu dotyczącego jego przynależności.
PAP: 25 października 1918 r. w Reichstagu Wojciech Korfanty stwierdził, że odradzająca się Polska musi się składać również z ziem Wielkopolski, Śląska i Pomorza. Dla niemieckich posłów jego słowa były niedopuszczalne. Kiedy Niemcy zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, że Polska będzie obejmować także ziemie zaboru pruskiego?
Prof. Ryszard Kaczmarek: W przypadku Wielkopolski problem ten pojawił się stosunkowo wcześnie, bo już w okresie I wojny światowej. Od pewnego jej momentu wszystkie walczące strony składały deklaracje dotyczące przyszłości ziem polskich. Dla działaczy polskich jasne było, że w przypadku zwycięstwa Państw Centralnych Wielkopolska nie zostanie włączona do nowego państwa polskiego. Założenie to było szczególnie widoczne w treści Aktu 5 listopada odtwarzającego Królestwo Polskie. Niemcy i Austriacy nie po to tworzyli częściowo niepodległe państwo polskie, by zrzekać się którejkolwiek części swojego terytorium, ale w celu poszerzenia swojej strefy wpływów w Europie Środkowej.
Te założenia straciły aktualność w momencie klęski Niemiec jesienią 1918 r. Odrodzenie państwa polskiego związanego z Ententą oznaczało, że jego żądania terytorialne będą też dotyczyły ziem dawnego zaboru pruskiego. Niemcy zakładały, że nie mogą one dotyczyć Górnego Śląska i Mazur, które w granicach Prus znalazły się w innych okolicznościach. Wysunięcie takich roszczeń przez Korfantego było zatem zaskoczeniem. Ich fundamentem były koncepcje narodowej demokracji, w których podstawą nowej granicy wschodniej miało być kryterium etniczne.
PAP: Już jesienią 1918 r. obie strony konfliktu – instytucje państwa niemieckiego i Polacy na Górnym Śląsku – przygotowywały się do ewentualnego starcia, które mogło rozstrzygnąć o przynależności tych ziem?
Prof. Ryszard Kaczmarek: W warunkach chaosu panującego jesienią 1918 r. trudno powiedzieć, czym było państwo niemieckie i jego instytucje. Rozpad struktur Rzeszy Niemieckiej, które ukształtowały się w drugiej połowie XIX w., był wówczas bardzo wyraźny. Dlatego sprawy bezpieczeństwa były regulowane głównie przez działania władz lokalnych. Niemieccy przedsiębiorcy na Górnym Śląsku w 1918 r. sfinansowali powstanie Grenzschutzu – formacji mającej zapewnić spokój wewnętrzny w tym regionie. Jej celem miało być także zwalczanie polskiej konspiracji.
Tymczasem po stronie polskiej raczej nie było planów dotyczących zrywu. Te zrodziły się dopiero po sukcesie Powstania Wielkopolskiego. Na początku 1919 r. w szeregach chwilę wcześniej powołanej Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska powstał pomysł powtórzenia scenariusza z Wielkopolski, czyli osiągnięcia celów metodą faktów dokonanych. Zakładano objęcie kontroli nad Górnym Śląskiem, a następnie liczono na potwierdzenie przynależności tych ziem do Polski przez paryską konferencję pokojową. Ostatecznie do realizacji tego planu nie doszło, ponieważ powstanie wybuchło półtora miesiąca po podpisaniu Traktatu Wersalskiego, który zawierał zapis o zorganizowaniu na Górnym Śląsku plebiscytu dotyczącego jego przynależności.
PAP: Poprzedzające I Powstanie Śląskie strajki i inne niepokoje społeczne na Górnym Śląsku można uznać za przejaw utraty kontroli nad tymi terenami przez Niemców?
Prof. Ryszard Kaczmarek: Zdecydowanie tak. Powstanie Grenzschutzu było w większym stopniu związane z niepokojami społecznymi, a nie narodowościowymi, choć oczywiście czasami trudno rozdzielić te dwie sfery. Ciągle powtarzające się strajki oraz zajścia przenoszące się na ulice przez władze niemieckie były postrzegane przez pryzmat wzrostu wpływów bolszewickich reprezentowanych przez Związek Spartakusa i Niezależną Partię Socjaldemokratyczną oraz przez pryzmat wielkiego niedostatku ekonomicznego pierwszych miesięcy po zakończeniu wojny.
Dopiero z czasem, w marcu 1919 r., Niemcy dostrzegli coraz częściej pojawiające się wątki narodowe i wykorzystywanie rozchwiania społecznego do działalności konspiracyjnej. Zmusili działaczy Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej do opuszczenia Górnego Śląska. Polskich konspiratorów zaczęto uważać za głównych przeciwników państwa niemieckiego. Do tamtej pory byli nimi komuniści i lewicowi działacze związków zawodowych wzywający do strajków z powodów ekonomicznych.
Prof. Ryszard Kaczmarek: Paryż miał nadzieję na wprowadzenie na Górny Śląsk własnego kapitału w miejsce niemieckiego. W dwudziestoleciu międzywojennym rzeczywiście te oczekiwania zostały spełnione. Można więc powiedzieć, że stanowiska Francji i Polski były w tym okresie dość zgodne, ale nie oznacza to, że Paryż popierał powstania. Pamiętajmy, że Francja była gwarantem zapisów Traktatu Wersalskiego, a walka zbrojna była wykroczeniem poza przyjęte normy.
PAP: Jak bardzo zapisy o plebiscycie zawarte w Traktacie Wersalskim podwyższyły temperaturę sporu polsko-niemieckiego na Górnym Śląsku?
Prof. Ryszard Kaczmarek: Paradoksalnie ustalenia zawarte w Traktacie Wersalskim powinny spacyfikować nastroje na Górnym Śląsku. Wydawałoby się, że dla Warszawy i Berlina sprawa powinna zostać zakończona. Zapis był jasny: granica państwowa zostanie ustalona na podstawie wyników plebiscytu. Warunkiem przeprowadzenia głosowania miało być również wycofanie z Górnego Śląska wszystkich oddziałów armii niemieckiej. Dokonało się to w grudniu 1919 i styczniu 1920 r. Po 28 czerwca 1919 r. traciła także sens idea wywołania zrywu w celu wywalczenia „faktów dokonanych”.
Wybuch powstania w sierpniu 1919 r. był więc zaskoczeniem zarówno dla Niemców, jak i dla Warszawy. Wynikał w dużej mierze z zaostrzenia sytuacji społecznej, m.in. strajku śląskich górników i hutników. W dowództwie POW Górnego Śląska doszło też do konfliktów wewnętrznych. Dotychczasowy dowódca został aresztowany. Walki wybuchły więc bez koordynacji działania między dowódcami a poszczególnymi powiatami.
PAP: Jaki był stosunek państw Ententy do przynależności państwowej Górnego Śląska?
Prof. Ryszard Kaczmarek: To bardzo skomplikowane zagadnienie, ponieważ stosunek tych państw zmieniał się w ciągu trzech lat, gdy na Górnym Śląsku trwała kampania plebiscytowa i wybuchały kolejne powstania. Naturalnym sojusznikiem była Francja. Paryż dążył do osłabienia Niemiec m.in. przez odebranie im Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego leżącego między Tarnowskimi Górami, Gliwicami a Mysłowicami. Byłby to dotkliwy cios w gospodarczy potencjał Niemiec, znacznie ograniczający możliwość remilitaryzacji.
Prof. Ryszard Kaczmarek: I Powstanie Śląskie doprowadziło do zmiany punktu widzenia na rozstrzygnięcie przyszłości Górnego Śląska. Do sierpnia 1919 r., odwrotnie niż w Wielkopolsce, wydawało się, że o przynależności tych ziem zadecyduje dyplomacja, a nie akcja zbrojna.
Podobnym celom przyświecała francuska kontrola Zagłębia Ruhry. Paryż miał także nadzieję na wprowadzenie na Górny Śląsk własnego kapitału w miejsce niemieckiego. W dwudziestoleciu międzywojennym rzeczywiście te oczekiwania zostały spełnione. Można więc powiedzieć, że stanowiska Francji i Polski były w tym okresie dość zgodne, ale nie oznacza to, że Paryż popierał powstania. Pamiętajmy, że Francja była gwarantem zapisów Traktatu Wersalskiego, a walka zbrojna była wykroczeniem poza przyjęte normy.
Pozostałe dwa państwa – Wielka Brytania i Włochy – spoglądały na polskie aspiracje ze znacznie większym dystansem. Londyn był niechętny zbytniemu wzmacnianiu potencjału Francji na kontynencie. Wielka Brytania miała stosunkowo dobre kontakty z Berlinem. Jest to widoczne m.in. w korespondencji między dowódcami brytyjskimi a niemieckimi. Brytyjczycy uważali, że polskie aspiracje do całego Górnego Śląska idą za daleko. Włosi, których oddziały również znajdowały się na Górnym Śląsku, dążyli do zachowania neutralności, ale w latach 1920 i 1921, gdy dochodziło do starć, nie wahali się przed użyciem broni przeciwko powstańcom. Po stronie francuskiej do takich zdarzeń nie dochodziło, a wśród oddziałów brytyjskich bardzo rzadko.
PAP: Wspomniał pan profesor o aresztowaniu dowództwa Polskiej Organizacji Wojskowej. Czy można więc określić, który ośrodek dowodzenia stał na czele tego pierwszego śląskiego zrywu?
Prof. Ryszard Kaczmarek: Ważnym czynnikiem tamtych wydarzeń była zmiana dowódcy POW Górnego Śląska. Funkcję tę sprawował Józef Grzegorzek, który miał wielkie zaufanie ze strony komendantów powiatowych. Wyjechał do obozów uchodźczych dla Górnoślązaków w Strumieniu i Piotrowic, po polskiej stronie granicy. Jego celem było przedyskutowanie kwestii wybuchu zrywu. Podjęto wówczas decyzję o niepodejmowaniu działań zbrojnych. Po przekroczeniu granicy z Górnym Śląskiem został aresztowany przez Niemców. W tej sytuacji komendanci powiatowi bez zgody dotychczasowego dowództwa wydali rozkaz do wybuchu powstania. Walki rozpoczęły się w powiecie pszczyńskim, a następnie rybnickim. Później decyzję o przystąpieniu do walki podejmowali dowódcy w kolejnych powiatach. Dowództwo nad zrywem przejął Alfons Zgrzebniok, który kierował nim z Sosnowca. Teoretycznie dowodził starciami, ale jego możliwości komunikacyjne były bardzo ograniczone. Nie było też możliwości wsparcia walk przez regularne oddziały polskie.
Prof. Ryszard Kaczmarek: Powstańcy wykorzystali efekt zaskoczenia. Od początku planowano wykorzystanie tego czynnika. Największym problemem POW był brak uzbrojenia. Planowano zatem ataki na posterunki policji i inne punkty, w których przechowywano broń. Jeśli nie udało się przejąć broni i amunicji, jej zapasy wystarczały na zaledwie jeden dzień walki i nie mogły wystarczyć na zajmowanie dużych miast. Liczono także na przerzut broni ze strony polskiej, ale w ówczesnej sytuacji utrzymywania kontroli nad granicą przez Niemców nie było takiej możliwości na większą skalę. Tymczasem w planach POW zakładano udzielenie takiego wsparcia i dokładnie określono, jakiego rodzaju uzbrojenie jest potrzebne.
PAP: Zaskoczeni wybuchem powstania byli polscy politycy, lecz również sami Niemcy.
Prof. Ryszard Kaczmarek: Powstańcy wykorzystali efekt zaskoczenia. Od początku planowano wykorzystanie tego czynnika. Największym problemem POW był brak uzbrojenia. Planowano zatem ataki na posterunki policji i inne punkty, w których przechowywano broń. Jeśli nie udało się przejąć broni i amunicji, jej zapasy wystarczały na zaledwie jeden dzień walki i nie mogły wystarczyć na zajmowanie dużych miast. Liczono także na przerzut broni ze strony polskiej, ale w ówczesnej sytuacji utrzymywania kontroli nad granicą przez Niemców nie było takiej możliwości na większą skalę. Tymczasem w planach POW zakładano udzielenie takiego wsparcia i dokładnie określono, jakiego rodzaju uzbrojenie jest potrzebne.
Kluczem do trwałego przejęcia Górnego Śląska miało być wkroczenie Wojska Polskiego. Wiedziano, że państwa alianckie nie wyrażą zgody na takie działania, mogły być one bowiem uznane za początek wojny polsko-niemieckiej. Planowano więc uzasadnienie takich akcji koniecznością zabezpieczenia polskiej ludności przed represjami niemieckimi. Te założenia straciły aktualność po zawarciu traktatu pokojowego z 28 czerwca 1919 r. Do gen. Józefa Hallera, który dowodził oddziałami polskimi na granicy, docierali powstańcy. Podobnie jak wysłannicy do Warszawy otrzymali jednoznaczną odpowiedź, że Polska nie może oficjalnie angażować się wojskowo.
Działania podejmowali również polscy dyplomaci w Paryżu. Mimo sympatii części francuskich dyplomatów do Polski Francja stwierdziła, że nie zaakceptuje jakichkolwiek działań wojskowych Wojska Polskiego. Jedyną pomocą możliwą do udzielenia przez Wojsko Polskie było przerzucanie uzbrojenia do walczących oddziałów i formowanie oddziałów z powstańców, którzy przekroczyli granicę, oraz ponowne ich przerzucanie na obszar toczących się walk.
Prof. Ryszard Kaczmarek: Działania podejmowali polscy dyplomaci w Paryżu. Mimo sympatii części francuskich dyplomatów do Polski Francja stwierdziła, że nie zaakceptuje jakichkolwiek działań wojskowych Wojska Polskiego. Jedyną pomocą możliwą do udzielenia przez Wojsko Polskie było przerzucanie uzbrojenia do walczących oddziałów i formowanie oddziałów z powstańców, którzy przekroczyli granicę, oraz ponowne ich przerzucanie na obszar toczących się walk.
PAP: Z polskiego punktu widzenia I Powstanie Śląskie zakończyło się porażką wojskową, ale jego bilans wydaje się nie tak oczywisty, i przybliżył włączenie Górnego Śląska do Polski.
Prof. Ryszard Kaczmarek: I Powstanie Śląskie doprowadziło do zmiany punktu widzenia na rozstrzygnięcie przyszłości Górnego Śląska. Do sierpnia 1919 r., odwrotnie niż w Wielkopolsce, wydawało się, że o przynależności tych ziem zadecyduje dyplomacja, a nie akcja zbrojna. Mogłoby się zdawać, że biorąc pod uwagę odsetek poszczególnych narodowości, niemożliwe jest podjęcie akcji insurekcyjnej. Powstanie przekonało działaczy polskich, że rozstrzygnięcia dyplomatyczne mogą nie wystarczyć do sukcesu strony polskiej. Polacy nie zrezygnowali więc z walki w 1919 r. Oddziały powstańcze były przygotowywane do walki w ramach powołanej we wrześniu 1919 r. Milicji Górnośląskiej tworzonej po polskiej stronie granicy. Większość jej członków w roku 1920 zasiliła oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska.
Po I Powstaniu Śląskim polscy politycy zdali sobie sprawę z tego, że w swoich działaniach muszą zręcznie używać dwóch rodzajów środków – dyplomacji i zagrożenia kolejnym zrywem. Sam Korfanty taką taktykę zaakceptował i skutecznie użył jej podczas następnych dwóch powstań. Dla polityków i dowódców wojskowych było jednak po I powstaniu jasne również to, że bez znaczącego wsparcia militarnego Polski niemożliwe jest zwycięstwo w kolejnym zrywie. W 1920 i szczególnie w 1921 to wojskowe zaangażowanie Polski było zdecydowanie większe niż w 1919 r. i decydowało o sukcesach kolejnych powstań.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /