Syndrom KZ przez lata mógł „tlić się” w psychice byłego więźnia obozu koncentracyjnego. A potem jego symptomy gwałtownie się ujawniały, wracały wspomnienia, przed którymi więzień uciekał przez lata – mówi psychiatra prof. Krzysztof Rutkowski z Katedry Psychoterapii Collegium Medicum UJ.
PAP: W filmie Jerzego Kawalerowicza „Prawdziwy koniec wielkiej wojny” bohater wraca z niemieckiego obozu koncentracyjnego jako człowiek zniszczony psychicznie i fizycznie. I po tym, jak przeżył piekło kacetu popełnia samobójstwo. Czy to były częste sytuacje po wojnie?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Nie da się ocenić tego, jaki odsetek powojennych samobójstw był motywowany pobytem w obozach, ponieważ nie dysponujemy takimi statystykami. Po prostu wtedy ich nie prowadzono. W Polsce tego rodzaju badania rozpoczęły się dopiero w drugiej połowie lat 50. Zwrócono w nich uwagę na to, że w okresie pobytu w obozie koncentracyjnym niewielu więźniów odbierało sobie życie. Odsetek samobójstw był niższy niż przeciętnie.
PAP: Bohater filmu Kawalerowicza cierpiał na tzw. syndrom KZ, zwany też syndromem poobozowym lub zespołem obozu koncentracyjnego. Czym on jest?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Współcześnie nazywamy go zespołem stresu pourazowego (PTSD), ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Polsce i na świecie traktowano go jako specyficzną reakcję na pobyt w obozie koncentracyjnym. Dziś już wiemy, że takie same objawy, które dotknęły byłych więźniów kacetów, można zaobserwować np. u weteranów wojennych, czy ofiar przemocy seksualnej. PTSD to bardzo poważne zaburzenie, które cechuje się przewlekłym przebiegiem. Szczególnie wtedy, gdy jest wynikiem tak potężnego stresu i urazu psychicznego, jakim było uwięzienie w obozie koncentracyjnym.
Krzysztof Rutkowski: Takie same objawy, które dotknęły byłych więźniów kacetów, można zaobserwować np. u weteranów wojennych, czy ofiar przemocy seksualnej. PTSD to bardzo poważne zaburzenie, które cechuje się przewlekłym przebiegiem. Szczególnie wtedy, gdy jest wynikiem tak potężnego stresu i urazu psychicznego, jakim było uwięzienie w obozie koncentracyjnym.
PAP: Syndrom KZ cechują różne symptomy. Niektóre mają kształt nieszkodliwych dziwactw, jak np. noszenie przy sobie skórek od chleba upchniętych w kieszeniach, albo gromadzenie przypadkowych przedmiotów „bo się przydadzą”. Inne mogą być bardzo trudno akceptowalne dla rodziny, np. emocjonalny chłód osoby zaburzonej...
Prof. Krzysztof Rutkowski: Współcześnie wyróżnia się kilkanaście typowych objawów KZ-syndromu i PTSD w ogóle. Jednak wszystkie one tworzą trzy grupy. Pierwsza z nich łączy się z mimowolnym odtwarzaniem się urazu, np. w formie uporczywie nawracających wspomnień i koszmarów sennych. Ale nie tylko. W grę wchodzą tu również zachowania, takie jak przesadnie zapobiegawcze gromadzenie rzeczy albo silnie emocjonalne reakcje na bodźce symbolicznie związane z przeżytą traumą. Przykładowo, zdarzało się, że byli więźniowie kacetów dostawali ataków lęku na widok listonosza, ponieważ był on ubrany w mundur. Sam widok uniformu automatycznie kojarzył im się z opresją i zagrożeniem życia.
Druga grupa objawów polega na społecznym wycofaniu się dotkniętego syndromem KZ. Z reguły sami poszkodowani nie wiązali tego z doznanym w obozie urazem. Co ważne, trudno im było również nawiązywać głębokie i trwałe relacje z najbliższymi osobami, np. z rodziną.
Wreszcie trzecia grupa objawia się w stanach nieustannego pobudzenia osoby cierpiącej na PTSD. Może to być na przykład silna reakcja lękowa na dzwonek telefonu.
U dotkniętych syndromem KZ występują różne objawy, ale zawsze ze wszystkich trzech wymienionych grup. Dodam jeszcze, że PTSD ma dużo poważniejszy przebieg, jeśli silny stres, który go wywołał, nastąpił w dzieciństwie.
PAP: Dlaczego?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Ponieważ otoczenie społeczne, w którym funkcjonujemy w pierwszych latach naszego życia najsilniej kształtuje naszą osobowość. Ktoś, kto był w obozie, kiedy już z niego wyszedł, zawsze mógł sobie powiedzieć: „przed TYM byłem inny” albo „denerwuję się, bo po TYM tak już mam”. Natomiast ktoś, kogo pierwsze doświadczenia socjalne były nacechowane grozą kacetu nie będzie miał takiej perspektywy i takiego dystansu. Po prostu już jako bardzo młoda osoba zacznie funkcjonować w nieprawidłowy sposób. I swoje zranienie będzie postrzegać jako coś normalnego, co jest częścią jej codziennego życia.
Doświadczenie obozowe stanie się w ten sposób doświadczeniem formującym całokształt psychiki. Taka osoba swoich własnych zaburzeń nie traktuje jako objawów, chociaż – z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego – jej zachowanie może znamionować szeroka paleta objawów psychopatologicznych.
PAP: Nie zawsze syndrom KZ ujawniał się od razu po opuszczeniu obozu. Czasem przez kilka lat czekał jakby w uśpieniu, zanim wystąpiły jego objawy. Dlaczego?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Wynika to z tego, że wraz z wiekiem zmniejszają się u każdego zdolności adaptacyjne. Bywa tak, że PTSD przez lata jakby „tli się” wewnątrz psychiki, ale kontrolowanie samego siebie przez codzienne nawyki sprawia, że objawy są niezauważalne dla otoczenia. Nie jest jednak tak, że syndrom nawet w takiej postaci nie stanowi uciążliwości. Osoba nim dotknięta może np. mieć problemy z wypoczynkiem, nie potrafić wykorzystać wolnego czasu na regenerację. Ale potem, gdy nastąpią procesy starzenia i osłabną mechanizmy psychicznej samokontroli, symptomy PTSD mogą wystąpić z całą swoją siłą. Na przykład, gwałtownie mogą nawrócić wspomnienia, przed którymi więzień obozu uciekał przez kilkadziesiąt lat.
PAP: Pierwsze badania nad syndromem KZ podjęto w Polsce w drugiej połowie lat 50. w Krakowie. Rozpoczął je prof. Antoni Kępiński, który sam były więźniem obozu koncentracyjnego. Dlaczego dopiero wtedy?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Z dzisiejszej perspektywy może nam się wydawać, że to było rzeczywiście późno. Ale jednak dużo wcześniej niż w innych krajach. Na przykład w USA tego rodzaju badania – nad żołnierzami powracającymi z wojny w Wietnamie – zaczęto dopiero w latach 70.
Ze wspomnień prof. Kępińskiego i jego współpracowników wiemy również, że bardzo obawiał się ingerowania w świat przeżyć więźniów. Istotną rolę odgrywały również czynniki polityczne. Część więźniów to przecież byli akowcy, których po wojnie dalej prześladowano. Wcześniej trudno ich było badać, nie mówiąc już o objęciu pomocą terapeutyczną.
PAP: Pod koniec lat 40. państwo zaczęło prowadzić tzw. „walkę z cierpiętnictwem”. Nowe komunistyczne władze Polski uznały, że nie należy koncentrować się na bolesnej przeszłości, tylko odważnie patrzeć w „socjalistyczną przyszłość”. I w zasadzie uniemożliwiły możliwość publicznej artykulacji obozowej traumy. Czy to mogło mieć również wpływ na to, że badania nad syndromem KZ zaczęły się 10-12 lat po zakończeniu wojny?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Myślę, że tak. To trafna uwaga. Ale znaczenie miał również czynnik pozapolityczny, jakim był promowany wtedy w psychiatrii biologizm, a konkretnie – behawioryzm w ujęciu Pawłowa. W świetle tej teorii trudno było w ogóle mówić o czymś takim, jak „przeżycie psychiczne”. W tej optyce przeżycie wewnątrzpsychiczne było całkowicie spychane na margines. Ale przyczyna tego była – ponownie – po części też polityczna. Przeżycie psychiczne zawsze ma przecież charakter indywidualny, a nie kolektywny. A to z komunistycznego punktu widzenia czyniło je czymś z gruntu podejrzanym.
PAP: Jakie były wyniki pierwszych badań prof. Kępińskiego? Co udało się ustalić?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Udało się odkryć naprawdę wiele. Na przykład, udało się opisać wspomniane przeze mnie wcześniej trzy grupy objawów KZ-syndromu. Choć wówczas nie zdano sobie sprawy z tego, że – tak naprawdę – odnoszą się one do jednego zaburzenia psychicznego, do jednej jednostki. W zasadzie zbadano i opisano cały obraz kliniczny zespołu stresu pourazowego, ale niestety zabrakło szerszego i syntetyzującego spojrzenia, które by pokazało, że to jest to, co 20 lat później Amerykanie opiszą jako PTSD.
PAP: W toku krakowskich badań udało się również stworzyć coś, co nazwano „sylwetką ocalonego”. Czym ona jest?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Ten termin odnosi się do pewnej całości psychologicznej, która – z jednej strony – składa się z syndromu KZ i – z drugiej – poczucia winy z tego powodu, że przeżyło się Holokaust. Badania, które zaowocowały sformułowaniem tego określenia prowadzono wśród Żydów, którzy uniknęli Zagłady. Zauważono, że nie tylko są oni silnie społecznie wycofani, ale również mają względem samych siebie głęboki wyrzut sumienia związany z tym, że ocaleli.
Krzysztof Rutkowski: Badania, które zaowocowały sformułowaniem określenia "sylwetka ocalonego" prowadzono wśród Żydów, którzy uniknęli Zagłady. Zauważono, że nie tylko są oni silnie społecznie wycofani, ale również mają względem samych siebie głęboki wyrzut sumienia związany z tym, że ocaleli.
PAP: Prof. Kępiński nie tylko badał osoby dotknięte syndromem KZ, ale również podjął się pierwszych prób ich leczenia. Jak wyglądała praca terapeutyczna z pacjentami?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Polegała ona głównie na ogólnej pomocy psychiatrycznej. Istniał też specjalny program terapeutyczny. Stworzono poradnie, do których mógł przyjść każdy były więzień kacetu, który chciał otrzymać pomoc. Nie utworzono – ale też nie było zainteresowania wśród samych pacjentów – grup terapeutycznych. Wydaje się jednak, że samo środowisko więźniów pełniło dla nich tego rodzaju funkcję. Dodatkowo, powołanie do życia takiej grupy utrudniało to, że wielu podopiecznych zespołu prof. Kępińskiego miało problemy z budowaniem relacji społecznych.
PAP: Jaka była skuteczność tej terapii?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Bardzo różna. Obecnie już wiemy, że jeśli pomoc nie została udzielona w szybkim czasie, to syndrom stresu pourazowego jest bardzo trudny do pełnego wyleczenia. W szczególności wtedy, gdy jego źródłem jest tak intensywny stres, jak pobyt w obozie koncentracyjnym, który przecież wiąże się z głodowym wyniszczeniem organizmu, oglądaniem śmierci innych ludzi, ciągłym strachem przed śmiercią i innymi strasznymi doświadczeniami.
Dziś w leczeniu PTSD używa się nowoczesnych antydepresantów. I – jak zauważają z zadowoleniem sami pacjenci – udaje się dzięki nim uzyskać wyraźną poprawę w komforcie życia. Ale, niestety, kiedy tylko leki zostają odstawione, to często objawy PTSD wracają. A przecież w czasach, w których swoją terapię prowadził prof. Kępiński, takie nowoczesne farmaceutyki nie istniały.
Natomiast czynnikiem, który niewątpliwie pomagał byłym więźniom radzić sobie z syndromem KZ w tamtych czasach była akceptacja społeczna. Szczególnie w latach 60. i 70. zwrócono uwagę na ich cierpienie, np. pokazując grozę życia obozowego w filmach fabularnych. Tej akceptacji zabrakło natomiast Sybirakom, którzy również – doświadczywszy życia w łagrach – cierpieli na syndrom obozowy. Ale polityczna zmowa milczenia na temat tego, czego doświadczyli w Związku Sowieckim, powodowała, że nie mogli wyzdrowieć.
PAP: Choć brzmi to zaskakująco, to świadectwa dzieci byłych więźniów kacetów zdają się sugerować, że syndrom obozowy można odziedziczyć.
Prof. Krzysztof Rutkowski: Tak, i wiemy o tym z badań. Te symptomy, o których mówiłem już wcześniej – trudności w budowaniu relacji, poczucie ciągłego zagrożenia, nieświadome bądź świadome przekazywanie informacji o tym, że świat jest zagrożeniem itp. - wpływają na kształtowanie się osobowości drugiego pokolenia, czyli dzieci byłych więźniów. One same nie doświadczyły obozowej rzeczywistości, ale przez swoich rodziców zostały ukształtowane w nieprawidłowy sposób.
PAP: W takim razie, czy syndrom KZ jest obecny w polskim społeczeństwie?
Prof. Krzysztof Rutkowski: Jest znacząco rozpowszechniony. Co prawda, ze względów naturalnych z roku na rok maleje liczba osób, które były w kacetach. Ale musimy też pamiętać o kilkanaście lat młodszych od nich Sybirakach, którzy - jak mówiłem – cierpią na identyczne zaburzenia. Moim zdaniem liczbę osób nadal cierpiących na syndrom poobozowy należy w Polsce liczyć w tysiącach. Pamiętajmy też, że Polaków na Syberię zsyłała nie tylko Rosja czerwona, ale i carska. A to oznacza, że w niektórych rodzinach syndrom KZ może być obecny od czasu XIX-wiecznych powstań. Sybirackie doświadczenia ukształtowały szereg polskich pokoleń.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)
jur/ ls/ agz/