W zachodniej Europie temat Children Born of War (CBOW) stał się żywy i obecny w dyskursie społecznym. Tam udało się przełamać tabu – powiedział PAP Jakub Gałęziowski badający historie dzieci urodzonych ze związków z okupantem lub gwałtu w trakcie II wojny światowej.
PAP: Temat dzieci urodzonych ze związków z okupantem lub gwałtów w czasie wojny wydaje się być bardzo słabo obecny w polskiej i europejskiej historiografii.
Jakub Gałęziowski: Był to do niedawna temat tabu w całej Europie, a szczególnie w naszym regionie. W latach dziewięćdziesiątych grupy osób urodzonych ze związków okupantów i kobiet z krajów podbitych przez Niemców oraz w wyniku gwałtów zaczęły się o siebie upominać. Takie oddolne ruchy wynikały z przełamania traumy i pragnienia odnalezienia biologicznego ojca. W wielu krajach, takich jak Dania, Francja, Norwegia powstały stowarzyszenia skupiające te osoby. Później zaczęły się nimi interesować instytucje państwowe, a na samym końcu naukowcy. W Norwegii na przykład, w 1997 roku przeprowadzono badania ankietowe, które objęły przeszło 600 osób urodzonych ze związków Norweżek i żołnierzy niemieckich. Kilka lat później podobne badania prowadzono w Danii i w Holandii. Wykazały one jednoznacznie, że jest to grupa ludzi, która w okresie powojennym była stygmatyzowana i doświadczyła dyskryminacji zarówno ze strony społeczeństwa, jak i państwa.
Od tamtego czasu opublikowano wiele artykułów naukowych i kilka książek, nakręcono filmy dokumentalne, a i same dzieci okupantów zaczęły wydawać swoje wspomnienia. W zachodniej Europie temat „Children Born of War” (CBOW) stał się żywy i obecny w dyskursie społecznym. Tam udało się przełamać tabu.
PAP: A jak wygląda to w Polsce?
Jakub Gałęziowski: W Polsce jest to temat niemal zupełnie nieprzebadany. Decyduje o tym wiele przyczyn, między innymi trwające dekady rządy komunistyczne, podczas których temat związków z Niemcami nie mógł być poruszany, bowiem mógł prowokować do dyskusji o przemocy seksualnej stosowanej również przez sowietów. Postać dziecka okupanta pojawia się w serialu telewizyjnym „Dom”, emitowanym na początku lat 80. Zastanawiam się, jak to zostało wówczas odebrane przez społeczeństwo i czy w ogóle zostało zauważone.
Tymczasem po 1989 r. ani w polskiej historiografii, ani w publicznym dyskursie ten temat nadal nie jest obecny. Pojawił się natomiast stosunkowo niedawno w szeroko pojętej kulturze. W ubiegłym roku w Teatrze Polonia miała miejsce premiera sztuki Łukasza Kosa „Porozmawiajmy po niemiecku”, będąca adaptacją zapisków kilkunastoletniej warszawianki, Hanki Zan, wydanych krytycznie przed kilkoma miesiącami pod znamiennym tytułem: „Mój wróg, moja miłość. Pamiętnik dziewczyny z okupowanej Warszawy”. Również w tym roku pojawiła się książka Mirosławy Karety „Pokochałam wroga”, będąca fikcyjną opowieścią o miłości Polki do Niemca, której owocem jest dziecko. Jak wspomina autorka, inspiracją do napisana powieści było przypadkowe spotkanie i rozmowa z mężczyzną urodzonym z takiego związku, spotkanym podczas podróży pociągiem.
W 2014 roku w TVP emitowany był film dokumentalny w reżyserii Grzegorza Linkowskiego „…Bo jestem stąd”, który m. in. dotyka wątku gwałtów na Warmii podczas „wyzwalania” tych terenów przez Armię Czerwoną. Obok wypowiedzi kilku ofiar przemocy, o swoich doświadczeniach opowiada młoda kobieta, której ojciec urodził się w takich okolicznościach. Jest to bardzo przejmujące świadectwo osoby doświadczającej skutków tego wydarzenia w swoim życiu. Film ten niewątpliwie przełamał istniejące tabu.
Wreszcie, w przyszłym miesiącu ukaże się polskie tłumaczenie opracowania naukowego prof. Maren Roeger, pt. „Wojenne Związki. Polki i Niemcy podczas okupacji”. Temat więc powoli przebija się do naszej świadomości. Prowadzone są również badania dotyczące gwałtów i przemocy stosowanej przez sowietów. Takie wątki pojawiają się szczególnie w relacjach świadków historii nagrywanych w ramach rozmaitych projektów oral history oraz w badaniach historii lokalnej. Ciągle jednak jesteśmy na początku drogi.
Jednak temat dzieci urodzonych z takich związków lub w wyniku przemocy nie istnieje niemal zupełnie. Wciąż jest to, posługując się angielskim idiomem, „elephant in the room”, czyli coś o czym wiemy, ale udajemy że nie istnieje. Wydaje mi się zresztą, że to określenie, już jako koncepcja analityczna rozwinięta przez amerykańskiego socjologa Eviatara Zerubavela, idealnie opisuje sytuację, z jaką mamy do czynienia w przypadku polskich dzieci okupantów. Ta zmowa milczenia mogła istnieć nie tylko na poziomie szerszych więzi społecznych, ale również w rodzinach. Badania na Zachodzie pokazują, że jeśli istniały podejrzenia co do niechlubnego pochodzenia ojca dzieci, to starano się to ukryć. Być może także i w Polsce wiele osób wciąż nie wie, że pochodzi z takich związków lub urodziło się z powodu gwałtu.
PAP: Specyfika naszego regionu wynika również z tego, że okupacja niemiecka na wschodzie była znacznie bardziej brutalna niż na przykład we Francji lub Danii?
Jakub Gałęziowski: To zupełnie nieporównywalne rzeczywistości. Skala brutalności okupantów i jej społecznych skutków jest zupełnie inna. Mieliśmy do czynienia z dwoma okupacjami i sytuacja zasadniczo była o wiele bardziej złożona. Być może jest to także kwestia kulturowa, że na Zachodzie łatwiej jest się dzisiaj przyznać do takiego pochodzenia. W Niemczech istnieje cały ruch Besatzungskinder, czyli dzieci okupacji pochodzących ze związków Niemek z okupantami po 1945 r. Jego członkowie również uważają się za ofiary i poszukują swoich ojców.
PAP: Czy w badaniach nie występuje ryzyko dotyczące ukrywania dobrowolnych związków z okupantem?
Jakub Gałęziowski: Trudno powiedzieć. Pewnym źródłem do zrozumienia problemu związków dobrowolnych są dokumenty i prasa Polskiego Państwa Podziemnego. Wielokrotnie pojawiają się w nich ostrzeżenia dla polskich kobiet przed wchodzeniem w takie związki. Można podejrzewać, że część z nich była oparta na uczuciu, ale część również na chęci osobistego zysku. Oczywiście w tym przypadku ważny jest także kontekst okupacyjny, trudne warunki życia, głód, konieczność utrzymania rodziny. Jednak kobiety te przez Polskie Państwo Podziemne były oceniane jednoznacznie i kwalifikowane jako kolaborantki i niekiedy ponosiły za to surowe konsekwencje.
Tematem moich badań nie będą jednak wyłącznie relacje dobrowolne, gdyż specyfiką naszego regionu w nieporównanie większym wymiarze było seksualne wykorzystywanie kobiet przez obu okupantów. Można podejrzewać, że dzieci, które urodziły się w takich okolicznościach do tej pory były pozostawione same sobie, zarówno w rodzinach jak i w przestrzeni publicznej. Grupa ta również jak dotąd pozostaje ukryta dla badaczy, nie ma żadnych źródeł pozwalających na dotarcie do takich osób, choć wnioskując z informacji na temat sowieckich gwałtów można przypuszczać, że ci ludzie żyją wśród nas, a ich historie nigdy nie zostały wypowiedziane.
PAP: Czy możemy oszacować liczbę takich osób?
Jakub Gałęziowski: Bardzo trudno podejmować się takich szacunków. W swoich badaniach spotkałem się z liczbą 20 tysięcy pochodzących ze związków polsko-niemieckich. Trudno jednak stwierdzić czy taka liczba może być prawdziwa. W Niemczech liczba dzieci urodzonych w wyniku gwałtu szacowana jest poprzez porównanie ze wzrostem liczby aborcji. Nie wiem, na jakiej podstawie były sporządzone szacunki dla polskich przypadków.
PAP: Na jakim etapie są badania?
Jakub Gałęziowski: Jestem w początkowej fazie badań, podobnie jak cały projekt badawczy, który rozpoczął się pod koniec ubiegłego roku. Obecnie zaangażowanych jest w niego piętnastu doktorantów z jedenastu uniwersytetów zajmujących się losami dzieci wojny i okupacji. Jestem w trakcie przeprowadzania kwerendy bibliotecznej. Rozpoczynam także poszukiwania świadków, ponieważ nie sposób obejść się bez doświadczeń i relacji konkretnych osób. Stąd mój apel o kontakt, który, mam nadzieję, dotrze do tych osób.
Pozyskane relacje obok materiałów archiwalnych stanowić będą bazę źródłową do analizy doświadczeń polskich dzieci okupantów. Nie mam jednak pewności, że nastąpi jakikolwiek odzew. Nie wiem też, na ile jako społeczeństwo jesteśmy już gotowi, aby zmierzyć się z tym trudnym tematem. Do tej pory udało się nawiązać kontakty z instytucjami i organizacjami, które rozumieją potrzebę badania tej historii, co napawa nadzieją i optymizmem.
PAP: Ważnym elementem projektu CHIBOW są konferencje i spotkania badaczy zajmujących się badaniem tego problemu...
Jakub Gałęziowski: Projekt Children Born of War – Past, Present and Future (CHIBOW) to inicjatywa europejskich naukowców oraz przedstawicieli innych sektorów. Jest on realizowany w ramach europejskiego programu Horyzont 2020 jako sieć szkoleń innowacyjnych (ang. Innovative Training Network – ITN). Ma on na celu poszerzenie wiedzy na temat losów CBOW na przestrzeni XX wieku oraz jeszcze pełniejsze zrozumienie ich życiowych doświadczeń, a w przypadku bieżących konfliktów wypracowanie tzw. dobrych praktyk i konkretnych rozwiązań względem tej grupy ofiar wojen.
Program daje ogromne szanse wymiany doświadczeń. Warto przy tej okazji wspomnieć o interdyscyplinarnym charakterze całego przedsięwzięcia, Doktoranci reprezentują różne dyscypliny naukowe, co jest niezbędne przy realizacji tematów wykraczających poza kompetencje jednej dziedziny wiedzy. Są wśród nas m.in. historycy, politolodzy, kulturoznawcy oraz psycholodzy. Uczestnictwo w programie daje nam możliwość wspólnej pracy i okazję do przyglądania się danemu problemowi z różnych perspektyw.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o szkoleniach, przykładowo w czerwcu 2016 r. w holenderskim Den Bosch, rozmawialiśmy na temat zjawiska traumy i tego w jaki sposób powinniśmy rozmawiać z osobami, które mogą być nią obciążone. Myślę, że to cenne doświadczenie, ponieważ tego rodzaju tematy nie są zbyt bliskie polskim historykom. Uczestnictwo w takich warsztatach uwrażliwia i pozwala przygotować się do badania delikatnych tematów i pracy z ludźmi. Z racji tego zagadnienia etyczne stanowią bardzo istotny element w naszej pracy.
Podczas naszych spotkań wiele dyskusji wywołuje również kwestia terminologii. Stosowane od przeszło 10 lat określenie Children Born of War, które wydawało się najbardziej neutralne, nie zawsze jest adekwatne. Również dla mnie jest to duży problem. W Polsce nie mamy dobrego odpowiednika tego terminu. Pojawiały się próby tłumaczenia jako „dzieci okupacji”, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w Niemczech tak określane są m.in. osoby urodzone z dobrowolnych związków między Niemkami a żołnierzami zachodnich wojsk okupacyjnych.
PAP: Wspomniał Pan o relacjach na temat gwałtów i związków Polek z Niemcami w prasie podziemnej i dokumentach Polskiego Państwa Podziemnego. Jakie jeszcze źródła mogą być wykorzystywane w tego rodzaju badaniach?
Jakub Gałęziowski: To może być na przykład prasa. Interesuje mnie, czy w wydawanej po 1945 r. prasie ukazywały się jakiekolwiek informacje i komentarze na temat tego problemu. Warto zauważyć, że w powojennej Norwegii była to jedna z palących kwestii w dyskusji publicznej. Zastanawiano się, jak państwo i kościoły mają sobie poradzić z tysiącami dzieci pochodzącymi z takich związków. Jestem ciekaw, czy jakkolwiek był to istotny temat dla władzy komunistycznej z jednej strony i dla Kościoła katolickiego w Polsce z drugiej.
PAP: Wielkim problemem w takich źródłach będzie problem ich anonimowości.
Jakub Gałęziowski: Tak, sądzę, że jest bardzo mało prawdopodobne, że na podstawie źródeł archiwalnych czy prasowych będę w stanie zidentyfikować konkretne osoby, by dzisiaj móc z nimi lub ich rodzinami porozmawiać. Moje doświadczenie w zbieraniu relacji i pracy ze źródłami mówionymi podpowiada mi, że wsłuchanie się w opowieści świadków jest kluczowe dla zrozumienia złożoności ich losów, a także wpływu ich doświadczeń na kolejne pokolenia.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Jakub Gałęziowski jest doktorantem na uniwersytetach w Augsburgu i w Warszawie, członkiem Polskiego Towarzystwa Historii Mówionej i współpracownikiem Ośrodka KARTA.
Osoby, które zechciałyby opowiedzieć o swoich losach, a także zainteresowane tematem, proszone są o kontakt bezpośrednio z realizatorem badań, Jakubem Gałęziowskim: e-mail jakub.galeziowski@gmail.com; tel. 573 096 115. Aby zachować najwyższe standardy etyczne, a także zapewnić rozmówcom komfort i ochronę prywatności, wszystkie wywiady będą zanonimizowane
Link do strony internetowej projektu: www.chibow.org
szuk/ mjs/ ls/