Choć była sekretarz stanu USA Hillary Clinton zastrzega, że nie podjęła jeszcze decyzji czy będzie ubiegać się o prezydenturę w 2016 roku, to rozpoczęta we wtorek promocja jej nowej książki jest postrzegana jako przygotowanie gruntu przed kampanią wyborczą.
Zapowiadana od dawna książka „Trudne wybory” ("Hard Choices") trafiła tego dnia do amerykańskich księgarni. To wspomnienia Clinton z czasów, gdy była szefową dyplomacji USA podczas pierwszej kadencji prezydenta Baracka Obamy.
W wtorkowym wywiadzie dla radia NPR - jednym z wielu, jakie Clinton udziela w tych dniach amerykańskim mediom - była sekretarz stanu kolejny raz zapewniła, że nie podjęła decyzji, czy po raz drugi wystartuje w wyścigu o fotel prezydenta. Ta "trudna decyzja", jak napisała w swej książce, jest wciąż przed nią. Ale przyznała, że promocja wspomnień daje jej okazję, by "przejechać przez kraj i rozmawiać z ludźmi o tym, co ich nurtuje".
Zakrojona na wielką skalę promocja obejmuje tournee po cały Stanach Zjednoczonych, które rozpoczęło się od spotkania z czytelnikami w jednej z księgarni w Nowym Jorku. Wierni zwolennicy, którzy już w ubiegłym roku założyli komitet wsparcia "Ready for Clinton" zbierający fundusze na jej ewentualna kampanię, będą towarzyszyć Clinton w niebiesko-czerwono-białym autobusie "Hillary Bus".
Sama książka, jak relacjonują media, którym udało się dostać egzemplarze przed oficjalną publikacją, nie przyniosła większych rewelacji. Na 635 stronach Clinton pisze m.in. o różnicy zdań z Obamą w sprawie konfliktu w Syrii (ujawnia, że chciała, by USA zbroiły umiarkowanych rebeliantów, ale prezydent się sprzeciwił) oraz o tym, że przestrzegała, iż negocjowanie z talibami na temat wymiany amerykańskiego jeńca w Afganistanie Bowe'a Bergdahla za więźniów z Guantanamo wywoła ogromne kontrowersje. Przyznaje też, że popełniła błąd głosując jako senator za interwencją USA w Iraku. Clinton pokazuje się też z bardziej ludzkiej strony, opisując m.in. ważne momenty z życia rodzinnego jak ślub córki.
Komentatorzy nie mają wątpliwości, że to ocieplanie wizerunku oraz dystansowanie się od pewnych aspektów polityki zagranicznej Obamy ma dodatkowo podnieść notowania Clinton. Są one i tak bardzo wysokie - była rywalka Obamy o nominację Partii Demokratycznej w wyborach w 2008 roku jest dziś nie tylko bardziej popularna od niego, ale bije na głowę wszystkich potencjalnych kandydatów Demokratów w wyborach za dwa lata. Według przeprowadzonego w tym miesiącu sondażu "Washington Post" i ABC News, tylko 41 proc. Amerykanów popiera politykę zagraniczną Obamy, ale aż 59 proc. osób chwali dokonania Clinton jako szefowej dyplomacji. Aż dwie trzecie uważa ją za "silnego lidera".
Clinton, jak zauważają bardziej krytyczni komentatorzy, ma jednak problemy, gdy w wywiadach proszona jest o określenie swych osiągnięć jako szefowa dyplomacji. Choć szczyci się tym, że piastując urząd sekretarza stanu pokonała ok. 1,5 mln km odwiedzając 112 państwa, to krytycy wyliczają, że pod jej kierownictwem dyplomacja USA nie rozwinęła żadnej nowej wielkiej koncepcji, porównywalnej do inicjatyw jej niektórych poprzedników, jak stworzenie NATO podczas zimnej wojny czy otwarcie USA na Chiny z inicjatywy Henry'ego Kissingera.
"Najważniejszą rzeczą jaką dokonałam, była pomoc, by przywrócić przywództwo USA w świecie. Myślę, że to bardzo ważne osiągnięcie. Byliśmy +powaleni na łopatki+, kiedy rozpoczynałam" - powiedziała Clinton we wtorek. Jej zdaniem po ośmiu latach rządów George'a W. Busha USA straciły zaufanie partnerów na świecie i były postrzegane jako kraj, który narusza zasady moralne i wartości.
Promocja książki daje też Clinton okazję, by odpowiedzieć na krytykę, że jako milionerka, która inkasuje 200 tys. dolarów za każde przemówienie, straciła kontakt ze zwykłymi ludźmi i nie zna problemów, z jakimi boryka się klasa średnia. W wywiadzie dla ABC Clinton wyznała, że gdy z mężem Billem Clintonem opuszczali Biały Dom w 2001 roku, rodzina była bankrutem pogrążonym w długach. Były prezydent USA był winien kilkanaście milionów dolarów prawnikom, którzy bronili go przy procedurze impeachmentu po skandalu dotyczącym romansu z Monicą Lewinsky. "Nie mieliśmy pieniędzy i musieliśmy zmagać się, by spłacać kredyty za domy, płacić za edukację (córki) Chelsea. Nie było łatwo" - powiedziała Clinton. Te słowa wywołały jednak głównie złośliwe komentarze, a media przypominają, że zgodnie z deklaracją podatkową Clintonów z 2008 roku, wspólnie zarobili w ciągu ośmiu lat 109 mln dolarów.
O tym, że Clinton poważnie myśli o fotelu prezydenta mogą też świadczyć jej słowa w odpowiedzi na ataki Republikanów, iż Departament Stanu pod jej kierownictwem nie zadbał o należytą ochronę konsulatu USA w Bengazi, gdzie w ataku terrorystycznym w 2012 roku zginęło czterech Amerykanów w tym ambasador USA w Libii. Clinton nie tylko odrzuciła te oskarżenia, ale dodała w jednym z wywiadów, że te niekończące się zarzuty Republikanów są "dodatkowym" argumentem, by startowała.
Jeśli Clinton zdecyduje się na start i wygra, to w dniu inauguracji w 2017 roku będzie mieć 69 lat. Jej wiek też jest przedmiotem wielu ataków ze strony skrajnej prawicy. Niedawno pojawiły się nawet insynuacje, że ma problemy z chodzeniem, gdyż na jednym ze zdjęć opierała się o ogrodowe krzesło. Aktywna promocja książki będzie więc dla Clinton także okazją, by pokazać, że mimo dojrzałego wieku jest pełna wigoru i energii.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ dmi/ ap/