27.01.2011. (PAP) - Przekazujemy treść przemówienia Władysława Bartoszewskiego, byłego więźnia KL Auschwitz, które zostało wygłoszone w czwartek podczas uroczystości 66. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz. "Pragnę powitać na dzisiejszej uroczystości: Byłych więźniów obozu i ośrodka Zagłady Auschwitz-Birkenau; Jego Ekscelencję Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Pana Bronisława Komorowskiego; Jego Ekscelencję Prezydenta Republiki Federalnej Niemiec, Pana Christiana Wulffa.
Witam wszystkich przedstawicieli władz państwowych i samorządowych.
Witam przedstawicieli Kościołów i wspólnot wyznaniowych.
Witam wszystkich, którzy przybyli na dzisiejszą uroczystość.
Szanowni Państwo!
Ponad siedemdziesiąt lat temu w Warszawie, 21 września 1940 roku, Niemcy zapędzili mnie – wówczas osiemnastolatka – wraz z innymi, ponad tysiącem towarzyszy niedoli, do wagonu towarowego. Pociąg ruszył w nieznane. Nie mieliśmy pojęcia, że jedziemy do KL Auschwitz. Zresztą gdybyśmy nawet otrzymali taką informację i tak nie potrafilibyśmy sobie wyobrazić, co to za miejsce. A gdy następnego dnia staliśmy już na placu apelowym, nikomu z nas nie przeszła przez głowę nawet myśl, że po pierwszym okresie, gdy deportowano tu głównie polskich więźniów politycznych, do Auschwitz trafią także jeńcy z Armii Czerwonej, kobiety – Polki, a potem innych narodowości, że powstaną obozy Birkenau i Monowitz wraz z całą siecią mniejszych podobozów i, na skalę przemysłową, rozpocznie się tu całkowita Zagłada europejskich Żydów, w tym ofiar Aktion Reinhardt, która przeszła do historii pojęć pod mianem ludobójstwa, oraz Romów i Sinti.
My, którzy przetrwaliśmy, przez całe życie staramy się wypełnić zobowiązanie wobec tych, których w Auschwitz mordowano bez cienia litości. Dajemy świadectwo o infernalnych wydarzeniach, usiłujemy ocalić każdy, najmniejszy nawet odprysk pamięci o ofiarach – nie tylko tych znanych z imienia i nazwiska, ale także o tysiącach zgładzonych, bezimiennych być może już na wieki, dzieci, kobiet, mężczyzn. Głęboko wierzyliśmy i wierzymy, że Auschwitz rodzi zobowiązanie także w nowych pokoleniach – zobowiązanie do współżycia w szacunku dla godności człowieka i czynnego przeciwstawiania się wszelkim przejawom nienawiści. Bo właśnie na tym największym w historii Starego Kontynentu cmentarzu bez grobów można w pełni zrozumieć, na jakich fundamentach powinniśmy budować wspólnotę europejską i światową.
Ostatni z nas, byłych więźniów, odchodzą. Kiedyś takie uroczystości jak dzisiejsza odbywać się będą już bez udziału byłych więźniów, ich najbliższych, rodzin. Pozostaną nasze świadectwa i relacje, ale znaczenie nie do przecenienia ma i to, aby w sensie fizycznym przetrwało także samo Miejsce Pamięci: bloki, baraki, rampa czy ruiny komór gazowych i krematoriów, tysiące przedmiotów zrabowanych ofiarom – walizki, buty, okulary, szczoteczki do zębów. To przecież niemi świadkowie tamtej tragedii, przejmujące dowody zbrodni, relikwie po zamordowanych. Chroniąc Auschwitz przed zniszczeniem, każdy z nas zdobywa się tym samym na gest oporu wobec Zagłady, która w planach nazistów miała przecież być tak totalna, że nawet po samym procesie unicestwienia ofiar nie miał pozostać żaden ślad. To dlatego założyliśmy Fundację Auschwitz-Birkenau, która zbiera fundusze na konserwację dawnego obozu. O wsparcie tych działań apelujemy do całego świata.
Auschwitz-Birkenau to nie jest zwykłe muzeum martyrologiczne. To miejsce mordu. To cmentarz. Ono musi być wiecznie palącą raną ludzkości. Musimy dołożyć wszelkich starań, by – jak zawsze podkreślam podczas rocznicowych uroczystości – w tym Miejscu Pamięci wypełniły się słowa z Księgi Hioba, którą jednakowym szacunkiem darzą chrześcijanie i Żydzi: „Ziemio, nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał” (Hi 16, 18).
(PAP)
kom/ ls/