Sprawa pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie pokazuje, że polsko-rosyjska umowa z 1994 r. o grobach i miejscach pamięci wymaga ustalenia jasnych zasad współpracy i obowiązków obu stron - uważa Adam Siwek z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Rosjanie zapowiedzieli, że we wtorek przy pomniku generała Armii Czerwonej Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie upamiętnią 69. rocznicę jego śmierci. Przed uroczystością odnowili monument i uporządkowali otoczenie, nie informując o tym władz miasta. Trzy tygodnie wcześniej miejscowy samorząd wyraził wolę rozebrania tego pomnika, co wywołało oburzenie w Rosji. Radni przyjęli taką uchwałę, bo sowiecki generał był odpowiedzialny za likwidację oddziałów AK na Wileńszczyźnie.
Władze Pieniężna przekazały już uchwałę Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Poparła ona inicjatywę samorządu i wystąpi w tej sprawie do strony rosyjskiej. Obowiązek takich uzgodnień z Rosjanami nakłada międzyrządowa umowa z 1994 r. o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji.
Polsko-rosyjska umowa zobowiązuje, aby wystąpić o zajęcie stanowiska w sprawie planów wobec pomnika, ale nie określa terminu, w jakim druga strona powinna udzielić odpowiedzi. W efekcie negocjacje dotyczące spornych obiektów mogą wydłużać się w nieskończoność. Zamiast oficjalnej odmowy jest "unikanie przez Rosjan tematu" i milczenie przez wiele miesięcy.
Zdaniem naczelnika wydziału krajowego ROPWiM Adama Siwka, ostatnie wydarzenia wokół pomnika Czerniachowskiego są przykładem, że polsko-rosyjska umowa nie jest precyzyjna i pozwala na różne interpretacje jej zapisów. Dlatego - w jego ocenie - wymaga ustalenia jasnych zasad współpracy i obowiązków obu stron. "Byłoby idealnie, gdyby udało się usiąść ponownie ze stroną rosyjską do tej umowy i w jakiś sposób ją renegocjować" - powiedział.
Jak przypomniał, umowę zawarto niespełna trzy miesiące przed planowanym rozpoczęciem ekshumacji w Katyniu, gdy stronie polskiej zależało na jak najszybszym podpisaniu tego dokumentu. Strony zobowiązały się wówczas do przygotowania wykazu wszystkich miejsc pamięci i spoczynku ofiar wojen w swoim kraju i objęcie ich ochroną. Jego zdaniem, odmiennie interpretowały jednak pojęcia zawarte w umowie. Rosjanie uznali, że wbrew tytułowi umowa obejmuje wszelkiego rodzaju upamiętnienia dotyczące żołnierzy Armii Czerwonej, również pomniki wdzięczności, braterstwa broni, czy te poświęcone konkretnym dowódcom.
"Mam nadzieję, że Rosjanie będą w stanie zrozumieć nasze stanowisko. Wiem, że to dla nich jeden z bohaterów wojny ojczyźnianej, który poległ w walce, ale nasz odbiór tej postaci jest zupełnie inny. To tak, jakby oczekiwano, że zaakceptujemy w Polsce pomnik Suworowa, który był wielkim wodzem, ale odpowiada za rzeź Pragi" - stwierdził Adam Siwek
W sprawach miejsc objętych umową ROPWiM kontaktuje się z przedstawicielem ministerstwa obrony przy ambasadzie FR. W ocenie Siwka, relacje i współdziałanie obu stron w sprawie remontów radzieckich i rosyjskich cmentarzy wojennych w Polsce układają się bardzo dobrze. W przypadku inicjatyw samorządów dotyczących likwidacji pomników "rozmowy stają się trudniejsze".
Polsko-rosyjska umowa nie zawiera żadnych regulacji wykonawczych, nie wskazuje procedur postępowania. Zobowiązuje, aby wystąpić o zajęcie stanowiska w sprawie planów wobec pomnika, ale nie określa terminu, w jakim druga strona powinna udzielić odpowiedzi. W efekcie negocjacje dotyczące spornych obiektów mogą wydłużać się w nieskończoność. Zamiast oficjalnej odmowy jest "unikanie przez Rosjan tematu" i milczenie przez wiele miesięcy.
W przypadku propozycji przeniesienia pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, nazywanego przez warszawiaków pomnikiem "Czterech śpiących", ROPWiM wystąpiła do Rosjan o opinię w 2010 roku i do dzisiaj nie dostała odpowiedzi. "Gdybyśmy sztywno trzymali się umowy i nadal czekali, to pomnik stałby w swoim dawnym miejscu, a budowa drugiej linii metra w ogóle by nie ruszyła. Dlatego życie wymusza czasem trochę luźniejszą interpretację jej zapisów" - przyznał Siwek.
Przy braku rosyjskiej odpowiedzi ROPWiM może uznać, że zobowiązania wynikające z dwustronnej umowy zostały wyczerpane. Zwyczajowo przyjęto, że brak sprzeciwu przez sześć miesięcy oznacza "milczącą zgodę" na przedstawioną propozycję.
Siwek liczy, że w sprawie pomnika w Pieniężnie uda się uniknąć takiej sytuacji. "Mam nadzieję, że Rosjanie będą w stanie zrozumieć nasze stanowisko. Wiem, że to dla nich jeden z bohaterów wojny ojczyźnianej, który poległ w walce, ale nasz odbiór tej postaci jest zupełnie inny. To tak, jakby oczekiwano, że zaakceptujemy w Polsce pomnik Suworowa, który był wielkim wodzem, ale odpowiada za rzeź Pragi" - stwierdził.
Jego zdaniem Rosjanie rozpoczynając bez uprzedzenia strony polskiej prace przy pomniku Czerniachowskiego postąpili niezręcznie, wbrew przyjętym zwyczajom. Zgodnie z umową z 1994 r. strony mają obowiązek utrzymywać takie obiekty w należytym porządku i usuwać ślady wandalizmu. Nawet jeśli uznać, że Rosjanie nie wykonali samowolnie remontu pomnika tylko niezbędne zabiegi porządkowe, to i tak powinni zawiadomić o tym ROPWiM lub lokalny samorząd, który jest gospodarzem terenu.
Wątpliwości może budzić również sama organizacja uroczystości. Konsulat powiadomił o tym pisemnie wojewodę warmińsko-mazurskiego, a ten przekazał pismo burmistrzowi Pieniężna, w którego kompetencjach jest wydawanie zezwoleń na zgromadzenia. Według burmistrza Kazimierza Kiejdy, Rosjanie nie uzupełnili jednak wymaganych dokumentów i zapowiedzieli, że zwrócą się bezpośrednio do MSZ.
Nie jest jasne, czy organizatorzy uroczystości musieli uzyskać takie zezwolenie od gminy. Zgodnie z polsko-rosyjską umową strony zobowiązały się bowiem zapewnić na swoim terytorium "swobodny dostęp obywateli obu państw do miejsc pamięci i spoczynku".(PAP)
mbo/ mhr/