Niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” pisze w sobotę o tym, w jaki sposób pamięć o Powstaniu Warszawskim kształtuje świadomość historyczną wielu Polaków. Muzeum Powstania, to świątynia Armii Krajowej – dochodzą do wniosku autorzy relacji.
"Powstanie wciąż kształtuje obraz historii wielu Polaków. Nie tylko poprzez coroczne obchody. O bohaterstwie Armii Krajowej przypominają w Warszawie liczne pomniki oraz odbudowana po zniszczeniu przez Niemców starówka. Wyznaczyła ona zresztą na całym świecie standardy takich przedsięwzięć" - pisze monachijski dziennik.
"Prawie każda grupa zwiedzających polską stolicę jest prowadzona przez przewodników pod pomnik Małego Powstańca. Rzeźba o wysokości około 150 centymetrów przedstawia dziecko w stalowym hełmie i z karabinem. Wywołuje ona skrajne uczucia. W tym, że nawet dzieci były gotowe zginąć za swoją ojczyznę jest coś niewątpliwie poruszającego. Ale też przerażającego. A dla odwiedzających to miejsce Niemców - także zawstydzającego" - opisują swoje wrażenia z Warszawy Joachim Kaeppner i Christian Mayer.
Przypominają, że wiele dzieci - niektóre młodsze niż 15-letnie - brały udział w Powstaniu. Zarówno dziewczęta, jak i chłopcy pełnili funkcje łączników i brali udział w walkach. Mały Powstaniec należy do najczęściej fotografowanych motywów w Warszawie.
"Najważniejszym miejscem pamięci jest jednak Muzeum Powstania Warszawskiego - świątynia Armii Krajowej. Zostało otwarte w 2004 roku na terenie dawnej elektrowni (tramwajowej). Projekt zrealizowany przez ówczesnego prezydenta miasta i późniejszego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego stawia na oszołomienie i patos. To miejsce poświęcone narodowej traumie, która zakończyła się moralnym zwycięstwem" - tłumaczy lewicowo-liberalna gazeta.
Słowa "Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać" umieszczone nad drzwiami prowadzącymi do wnętrza muzeum można zrozumieć tylko pod warunkiem, jeśli się zna historię Polski. Dwa razy została ona wymazana z map. Po raz pierwszy w XVIII wieku, kiedy państwo podzieliły między siebie Rosja, Prusy i Austria. Po raz drugi w 1939 roku, kiedy napadnięta przez Hitlera i Stalina przestała istnieć - wyjaśniają autorzy relacji.
"Jako odwiedzający możesz wziąć słuchawkę i usłyszeć głosy świadków Powstania. Obcuje się z mężczyznami, kobietami i dziećmi z Państwa Podziemnego, którzy są przedstawiani jak męczennicy. Muzeum ma sprawić, by widz poczuł 63 dni Powstania. Porusza się zatem wśród podziurawionych przez kule domów, czołga się w kanale, słyszy wycie syren, pieśni patriotyczne, odgłos butów żołnierzy i niemiecką muzykę marszową" - relacjonuje "SZ".
Polacy nie zapomnieli też jednak o postawie ZSRR. Stalin nie interweniował, by wesprzeć powstanie. Przez dziewięć tygodni, długich jak wieczność, Armia Krajowa walczyła samotnie z Niemcami. Armia Czerwona nie przybyła na ratunek. Stalin odmówił nawet aliantom zezwolenia na lądowanie po stronie sowieckiej.
Opieszałość Armii Czerwonej początkowo miała swoje uzasadnienie. Na przedpolach Warszawy cztery pospiesznie rozmieszczone niemieckie dywizje pancerne odepchnęły sowieckie czołgi. Dokładnie 1 sierpnia, kiedy wybuchło Powstanie. Niemiecka machina wojenna wciąż była zdolna do kontrataku. U bram Warszawy ofensywa Bagration została wyhamowana. Powstańcy o tym nie wiedzieli. Dopiero w ciągu następnych kilku tygodni Stalin zdał sobie sprawę, że może spokojnie przyglądać się, jak Niemcy eksterminują polskich antykomunistów.
Historyk wojskowości Karl-Heinz Frieser napisał w jednej z książek: "Początkowo Sowieci chcieli opanować Warszawę, ale nie mogli; później mogli opanować Warszawę, ale nie chcieli".
W Anglii, gdzie zdesperowany polski rząd emigracyjny nie mógł zapobiec tragedii, George Orwell, przepowiadał: "To degradacja Polski do roli państwa wasalnego". Co prawda Winston Churchill zapewniał Polaków na emigracji, że nie zostawi Polski w potrzebie, ale alianci zachodni nie zdołali ocalić Polski w 1939 roku i nie zrobili tego w 1944 roku.
"Polacy nie zapomnieli brutalności, z jaką Niemcy tłumili powstanie. Pisarz Miron Białoszewski był świadkiem i opisywał jak rannych palono żywcem razem z poległymi. Jak w szpitalu św. Stanisława strzelano na chybił trafił do unieruchomionych powstańców i wyrzucano pacjentów przez okna. Tam wszystkich palono - żywych i umarłych" - pisze "SZ".
"Na początku października 1944 roku Armia Krajowa skapitulowała. Dopiero w styczniu 1945 roku Armia Czerwona zajęła pole gruzu, które niegdyś było kwitnącą metropolią - Niemcy zrównali z ziemią dziedzictwo kulturowe Warszawy. Tym bardziej zdumiewające jest, jak przyjaźnie mieszkańcy Warszawy dziś, po 75 latach, odnoszą się do niemieckich gości" - z zaskoczeniem konkludują reporterzy "Sueddeutsche Zeitung".
Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ klm/ ap/