Po raz pierwszy w Łodzi odbyły się centralne obchody Święta Dzieci Wojny. Przed Pomnikiem Pękniętego Serca - w miejscu, gdzie w czasie wojennej okupacji znajdował się hitlerowski obóz dziecięcy - uczczono w poniedziałek pamięć najmłodszych ofiar II wojny światowej.
Uroczystości upamiętniające śmierć i cierpienie polskich dzieci w czasie wojny po raz pierwszy miały charakter ogólnopolski. Zorganizowano je pod Pomnikiem Martyrologii Dzieci, nazywanym też Pomnikiem Pękniętego Serca, który przypomina o działającym w Łodzi w latach 1942-1945 obozie hitlerowskim przeznaczonym dla polskich dzieci i młodzieży. Przez jedyny w Europie tego typu koncentracyjny obóz pracy przewinęło się kilkanaście tysięcy dzieci, które były regularnie bite, głodzone i surowo karane.
W poniedziałek hołd jego więźniom oraz wszystkim dziecięcym ofiarom wojny oddali uczestniczący w obchodach m.in.: przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, parlamentarzyści, kombatanci, wojskowi, harcerze, przedstawiciele środowisk religijnych, mieszkańcy Łodzi oraz duże grono młodzieży szkolnej.
Podczas uroczystości odczytano list wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. Zaznaczył w nim, że "okrucieństwo wojny z dziecięcej, niewinnej perspektywy jawi się nam najbardziej wyraźnie". "Stajemy wobec niego bezradni i bez słów. Pozostaje nam wierność pamięci" - podkreślił wicepremier.
Posłanka PiS Alicja Kaczorowska, będąca przewodniczącą komitetu organizacyjnego obchodów święta, wskazała, że więzionym w tym miejscu dzieciom najbardziej brakowało poczucia bliskości, bezpieczeństwa, godności i miłości. "Pęknięte serce to symbol tego cierpienia. Dzisiaj, gdy państwo odpowiedzieli na nasze zaproszenie jest szansa, by po latach zabliźnić tę ranę działaniem" – powiedziała dziękując wszystkim za obecność.
Krystyna Spigiel, która w obozie przy ul. Przemysłowej spędziła półtora roku wspominała, że więzionym w tym miejscu nie tylko odebrano dzieciństwo, ale skaleczono na psychice. "Trudno to było to przeżyć, ale musieliśmy sobie jakoś radzić, mimo głodu, ciężkich warunków, niesamowitej dyscypliny i dwunastogodzinnego dnia pracy. To wryło się bardzo mocno w naszą pamięć i pozostanie w niej do końca życia, choć nie pamięta się już, gdzie położyło się okulary" - mówiła.
"Tym dzieciom, tym ofiarom brutalnej wojny winni jesteśmy naszą pamięć. Tym z tych dzieci, które przetrwały i są wśród nas, ale zostały pozbawione najpiękniejszego okresu w życiu człowieka, winni jesteśmy zaś ogromny szacunek. Siłą swojego charakteru przezwyciężyli traumę dzieciństwa, a później znalazły swoją drogę i dzisiaj są przykładnymi, wzorcowymi obywatelami. (…) Wasza wrażliwości i postawa jest wielką siłą polskiego społeczeństwa i tożsamości naszego państwa" - podkreślił wojewoda łódzki Zbigniew Rau.
Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk w liście skierowanych do uczestników obchodów zaznaczył, że "II wojna światowa dotknęła dzieci w sposób szczególny, bo była to wojna totalna – celnie uderzająca w bezbronnych i najsłabszych".
"Nawet w środowiskach przestępczych, nie ma przyzwolenia na krzywdzenie dzieci. Zbrodniarze wojenni tę granicę przekroczyli i tego zapomnieć nie wolno. Trzeba jednak pamiętać o ofiarach, poległych i zamordowanych, a także o ocalałych zmagających się z wojenną traumą w kolejnych etapach życia. Lekarstwem na tę traumę jest wspólne przeżywanie historii, współodczuwanie z innymi. Dzisiejsza uroczystość daje temu wyraz" – napisał Kasprzyk.
Pamięć ofiar uczczono składając kwiaty i zapalając znicze pod pomnikiem, apelem poległych oraz salwą honorową oddaną przez kompanię reprezentacyjną Wojska Polskiego. Odmówiono również międzywyznaniową modlitwę.
Święto Dzieci Wojny zostało ustanowione uchwałą I Kongresu Polskich Dzieci Wojny, który miał miejsce w ubiegłym roku w Sejmie RP. Ustalono wówczas, że centralne obchody będą corocznie odbywały się w Łodzi. Honorowy patronat nad świętem objął premier Mateusz Morawiecki.
Według szacunków historyków w wyniku zbrodniczej polityki ludobójstwa i masowego terroru III Rzeszy Niemieckiej śmierć w czasie II wojny światowej mogło ponieść nawet 2 mln polskich dzieci, a ponad 200 tys. zostało zabranych od rodzin, z czego zaginęło bez wieści ok. 170 tys.
Utworzony w połowie 1942 r. obóz przy ul. Przemysłowej w Łodzi znajdował się wewnątrz żydowskiego getta. Przeznaczony był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, ale jak potwierdzają świadkowie w relacjach zebranych przez Ośrodek "Karta", w praktyce więźniami były także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci.
Nieletni więźniowie trafiali do obozu m.in. za drobne kradzieże, handel, jazdę tramwajami bez biletu, żebranie. Umieszczano w nim także dzieci pochodzące z rodzin, które odmówiły podpisania volkslisty, czy też osób zesłanych do obozów lub więzień, a także młodzież podejrzaną o uczestnictwo w ruchu oporu.
Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach i pracowały przy remontach i budowie baraków oraz wykonywały prace na potrzeby obozu i wojska wyrabiając m.in. kosze wiklinowe na amunicję i chlebaki.
Na młodych więźniach przeprowadzano badania rasowe, których efektem było przeznaczanie niektórych z nich do germanizacji i wywozu do Niemiec.
W jednym czasie przy Przemysłowej przebywało od 926 do 1086 dzieci. Jak podaje Ośrodek "Karta", dokładna liczba więźniów nie jest znana, ponieważ władze obozowe celowo fałszowały ewidencję, zaniżały liczby i przyczyny zgonów. Ok. 150 dziewczynek umieszczonych było dodatkowo w filii łódzkiego obozu w Dzierżąznej.
Z powodu wysokiej śmiertelności więzionych obóz nazywany był "Małym Oświęcimiem". Funkcjonował do końca okupacji niemieckiej w Łodzi, czyli do 19 stycznia 1945 r. Wówczas w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów. (PAP)
autor: Bartłomiej Pawlak
bap/ agz/