Podchorążowie, którzy rozpoczęli powstanie listopadowe, zamiast wsparcia ze strony dowódców napotkali sprzeciw; elita nie wierzyła w niepodległość - mówił szef MON Antoni Macierewicz, w trakcie obchodów Dnia Podchorążego. Podkreślał, że do utrzymania niepodległości potrzebne jest silne wojsko.
"Patrzymy na was, jako na ich następców, jako na tych, którzy polską armię będą budowali w przyszłości jako armię wielką, sprawną, profesjonalną i skuteczną, taką, jaka się przed nikim nie ugnie i będzie zdolna zawsze zwyciężyć napadającego na Polskę wroga" - mówił do uczestników uroczystości szef MON.
Odnosząc się do powstania listopadowego powiedział, że miało dramatyczny przebieg "nie tylko dlatego, że nie zwyciężyło, a przede wszystkim dlatego, że młodzi podchorążowie, którzy marzyli o niepodległości, uczyli się na wielkich czynach swoich dowódców (...) zamiast wsparcia ze strony generałów napotkali ich sprzeciw".
Podobnie, jak przed rokiem Macierewicz podkreślił, że "marsz z Belwederu do Arsenału to był marsz nie tylko poprzez tłumy ludności Warszawy, która dołączała spontanicznie do młodych podoficerów dążących do niepodległości, ale także marsz poprzez generałów, którzy się im przeciwstawiali; pięciu z nich zostało zabitych przez podchorążych, wielu z nich opowiedziało się po stronie cara, a nie po stronie niepodległości".
"Młodzi żołnierze musieli przeciwstawić ducha niepodległości starszej kadrze, która w Polskę niepodległą nie wierzyła, która kiedyś, lata wcześniej wykazała się bohaterstwem, męstwem, olbrzymim profesjonalizmem, zapałem, ale po kilkunastu latach w służbie księcia Konstantego, cara Aleksandra, a później cara Mikołaja, wolała obrożę rosyjska od niepodległej Polski i, to był prawdziwy dramat powstania listopadowego" - mówił Macierewicz. Ocenił, że właśnie dlatego powstanie listopadowe, choć miało szansę na zwycięstwo, przegrało. "Dowództwo w to nie wierzyło, ówczesna elita w to nie wierzyła, ówczesna elita nie wyobrażała już sobie, że Polska może być niepodległa" - mówił.
Zwracając się do podchorążych powiedział: "To właśnie wasi poprzednicy mieli tyle odwagi, tyle determinacji, by wbrew wszystkiemu podnieść broń przeciwko caratowi i podnieść cały naród do walki. Dali w ten sposób początek długotrwałemu procesowi, który zakończył się zwycięstwem i odbudową niepodległego państwa".
List do uczestników uroczystości wystosował prezydent Andrzej Duda. "W 187. rocznicę powstania listopadowego gromadzimy się w miejscu, gdzie podchorążowie pod wodzą porucznika Piotra Wysockiego rozpoczęli swoją walkę o niepodległą Polskę" - napisał. "Kontynuujemy tym samym tradycję, która narodziła się w II Rzeczypospolitej, kiedy to podchorążowie, przyszli oficerowie polskiej armii, stawiali się na dziedzińcu Belwederu, by podkreślić swoją łączność ze zwierzchnikiem sił zbrojnych" – dodał w liście.
Także Duda zaznaczył, że "nie był to bój zwycięski, a na odzyskanie niepodległości trzeba było jeszcze czekać niemal trzy pokolenia".
"Nie możemy spocząć i nie spoczniemy w naszych staraniach o silną, sprawiedliwą i bezpieczną Polskę" – zapewnił prezydent. "Niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze. Sytuacja międzynarodowa zmusza nas, Polaków, do podjęcia wysiłku budowy nowoczesnego systemu bezpieczeństwa. To nie tylko profesjonalne, dobrze wyszkolone i wyposażone siły zbrojne, które są jego podstawą, ale cały system służb, bez których nie można mówić o bezpieczeństwie kraju. Tym bardziej cieszy fakt, że tradycje podchorążych kultywują także obecni podczas dzisiejszych obchodów strażacy" - dodał.
Dzień Podchorążego jest obchodzony w rocznicę wybuchu powstania listopadowego 29 listopada 1830 r. Tego dnia podoficerowie Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie zaatakowali Belweder - siedzibę rosyjskiego dowódcy Armii Polskiej wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa, brata cara Mikołaja I. Zamach się nie udał. Do wystąpienia przeciwko namiestnikowi cara przyłączyli się mieszkańcy Warszawy. W walce ze 115-tysięczną armią rosyjską uczestniczyło ok. 54 tys. polskich żołnierzy. Trwające przeszło rok powstanie zakończyło się klęską. Po upadku zrywu represjonowano jego uczestników i drastycznie ograniczono autonomię Królestwa Polskiego.(PAP)
autor: Jakub Borowski
brw/ pru/