Szczególnie ważne - w ocenie wiceszefa PO Tomasza Siemoniaka - było niedzielne wystąpienie w Warszawie prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, który z jednej strony podkreślał odpowiedzialność swego kraju za wybuch II wojny światowej, z drugiej - wagę relacji transatlantyckich.
Podczas niedzielnych uroczystości na pl. Piłsudskiego w Warszawie głos zabrali: prezydenci Polski Andrzej Duda i Niemiec Frank-Walter Steinmeier oraz wiceprezydent USA Mike Pence.
Wiceszef PO ocenił, że w stolicy padły w niedzielę bardzo ważne słowa adresowane nie tylko do polskiej opinii publicznej, ale też do przywódców państw, którzy przyjechali do stolicy na obchody 80-lecia wybuchu II wojny światowej.
"Myślę, że bardzo mocne słowa padły z ust prezydenta Steinmeiera przypominające 1000-letnią historię polsko-niemieckich kontaktów, cesarza Ottona, którzy boso tu przybył jako pielgrzym i że on też teraz staje boso. Myślę, że w tym nurcie wielu wystąpień niemieckich, począwszy od kanclerza Willy'ego Brandta w 1970, to robiło wrażenie" - powiedział PAP Siemoniak.
Jak dodał, to pokolenie niemieckich polityków, które uosabiają prezydent Steinmeier i kanclerz Angela Merkel, bardzo mocno podkreśla niemiecką winę i odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej. "To są bardzo ważne słowa (Steinmeiera - PAP) i nigdy za mało tego rodzaju mocnych deklaracji" - uważa wiceszef PO.
Zwrócił ponadto uwagę, że prezydent Niemiec podkreślał też więzi transatlantyckie. "To było bardzo ważne, co powiedział Steinmeier, że nie ma Europy bez Stanów Zjednoczonych, że nie nigdy nie można budować siły Europy przeciwko USA. To ważne słowa, które też Amerykanie usłyszeli ze strony prezydenta największego kraju w Unii Europejskiej" - powiedział Siemoniak.
Według niego wiceprezydent Mike Pence znalazł się w niedzielę w trudnej sytuacji, ponieważ spodziewana była obecność w Warszawie prezydenta USA Donalda Trumpa. "On parokrotnie podkreślał, że mówi w imieniu prezydenta Donalda Trumpa. Sądzę, że te wszystkie jego słowa, które mówią o więziach polsko-amerykańskich, o tym, że Stany Zjednoczone mają szczególny stosunek do Polski, przywołanie osoby św. Jana Pawła II, który występował przecież na tym samym placu, to były daleko idące deklaracje, oczywiście ideowo-polityczne" - powiedział Siemoniak.
Jak dodał, nie należało się raczej spodziewać, że z ust Mike'a Pence'a padną deklaracje związane z polsko-amerykańskim sojuszem. "To jednak chyba musiałby być prezydent Trump. Stany Zjednoczone uznały, że jeśli występuje wiceprezydent, to wystąpienie powinno być historyczne, odnoszące się do bieżących czasów" - stwierdził Siemoniak.
"Wszystko co trzeba, co historyczne" zostało ujęte w wystąpieniu amerykańskiego wiceprezydenta. "Pewnie świat bardziej zwróciłby uwagę, gdyby był tutaj prezydent Trump. Walczymy o to, żeby w świadomości świata 1 września 1939 roku, napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę, był tym punktem początkowym II wojny światowej - Westerplatte, Wieluń" - zaznaczył wiceprzewodniczący PO.
W jego ocenie "wszystko co trzeba, co historyczne" zostało ujęte w wystąpieniu amerykańskiego wiceprezydenta. "Pewnie świat bardziej zwróciłby uwagę, gdyby był tutaj prezydent Trump. Walczymy o to, żeby w świadomości świata 1 września 1939 roku, napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę, był tym punktem początkowym II wojny światowej - Westerplatte, Wieluń" - zaznaczył wiceprzewodniczący PO.
Wyraził też żal, że główne uroczystości państwowe dla upamiętnienia 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej nie odbyły się na Westerplatte. "To jest silny symbol. Miałem okazję też uczestniczyć w 2009 r. na Westerplatte w uroczystości z okazji 70. rocznicy wybuchu wojny, to jednak to miejsce bardzo mocno oddziaływało na wszystkich, że to właśnie tam to się zaczęło" - powiedział Siemoniak.(PAP)
autor: Marta Rawicz
mkr/ mok/