Tablicę upamiętniającą tragiczne losy żołnierzy podziemia antykomunistycznego - ofiar NKWD i komunistycznych władz w Polsce po 1945 r. - odsłonięto we wtorek w Warszawie. "Pamięć potrzebuje materialnych śladów i miejsc" - podkreślił prezes IPN Łukasz Kamiński.
"Pamięć potrzebuje ludzi, którzy chcą ją kultywować, potrzebuje instytucji, które będą o nią dbały, ale potrzebuje także materialnych śladów i miejsc, które będą z nią związane" - podkreślił we wtorek podczas uroczystości Kamiński, zaznaczając także, że tablica upamiętnia bohaterów i patriotów, którzy za swoją wierność ojczyźnie zapłacili największą cenę.
Uroczystość odsłonięcia tablicy oraz złożenia wieńców m.in. w imieniu prezydenta Bronisława Komorowskiego odbyła się przy ul. Strzeleckiej 8 w Warszawie. W tym miejscu, w piwnicach budynku w okresie stalinowskim więziono, brutalnie przesłuchiwano i mordowano żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego. W latach 1944-45 mieściła się tutaj Kwatera Główna NKWD w Polsce, a w okresie 1945–1948 Areszt Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
"Pamięć potrzebuje ludzi, którzy chcą ją kultywować, potrzebuje instytucji, które będą o nią dbały, ale potrzebuje także materialnych śladów i miejsc, które będą z nią związane" - podkreślił we wtorek podczas uroczystości Kamiński, zaznaczając także, że tablica upamiętnia bohaterów i patriotów, którzy za swoją wierność ojczyźnie zapłacili największą cenę.
Wśród ofiar komunistycznej bezpieki na ul. Strzeleckiej był ppłk Lucjan Szymański "Janczar", którego postać przypomniał sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert. Szymański był żołnierzem wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1920, podczas II wojny światowej organizował struktury wojskowe Polskiego Państwa Podziemnego na Mazowszu i Podlasiu; był też ostatnim dowódcą Podokręgu Wschodniego Obszaru Warszawskiego AK. 5 marca 1945 r. wykonano na nim wyrok śmierci, na który 21 lutego 1945 r. skazał go Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie.
"21 lutego 1945 r. w Łodzi na łamach +Robotnika+ w artykule +Faszyzm przed sądem+ mogliśmy przeczytać: +Bohaterstwem oręża Armii Czerwonej i ludowego Wojska Polskiego otrzymał polski wymiar sprawiedliwości prawo osądzania i karania wszystkich przestępstw przeciwko państwu i narodowi (...). Polska racja stanu domaga się wymierzania sprawiedliwości wszystkim tym, którzy swym postępowaniem przyczyniali się do pogłębiania cierpień i mąk cierpiącego narodu+. Tego samego dnia w Warszawie skazano na karę śmierci podpułkownika Szymańskiego. Później wyroków śmierci było znacznie więcej" - mówił Kunert.
"Takie miejsca nigdy nie powinny być zapomniane" - podkreślił sekretarz Rady, nawiązując do umieszczonego na tablicy napisu, w którym zaznaczono, że ofiary reżimu komunistycznego były więzione, torturowane i mordowane początkowo przez NKWD, a następnie przez bezpiekę Polski Ludowej.
W uroczystości - poza prezesem IPN i sekretarzem ROPWiM - udział wzięli m.in. biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek, kombatanci Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, harcerze, młodzież i mieszkańcy Warszawy.
W wydanym w 2013 r. przez IPN albumie "Śladami zbrodni" - pierwszej po II wojnie światowej próbie skatalogowania miejsc zbrodni komunizmu w Polsce - można przeczytać meldunek jednej z siatek wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych o kryptonimie "Pralnia II", w której mowa jest o siedzibie komunistycznych władz przy ul. Strzeleckiej. "Dom jest na zewnątrz ogrodzony drutem kolczastym (...). Wieczorem budynek oświetlają cztery silne reflektory oraz strzegą wzmocnione straże zewnętrzne. Mieszkańcy sąsiednich domów opowiadają, że z budynku władz Bezpieczeństwa dochodzą stałe jęki, a nawet podobno odgłosy salw, związanych z wykonywaniem wyroków śmierci. Jest w każdym razie faktem, że w piwnicach budynku umierają ludzie na skutek bicia, podczas badania przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa" - czytamy w opublikowanym meldunku.
W zbiorach IPN zachowały się także wspomnienia jednego z więźniów aresztu Jerzego Skorupińskiego "Bema", który opowiadał o przesłuchaniach. "NKWD chciało się dowiedzieć, kim naprawdę jest pan Miński. Katowali go w nieludzki sposób, aby się przyznał do jakiej należy organizacji i po co przyjechał ze Śląska do Warszawy. Powiedziano mu, że dostanie 200 batów. Wymierzono mu karę wstępną 200 batów, miał sobie wybrać pałkę i tą pałą okładało go leżącego dwu bojców, inni stali mu na rękach i nogach. Dodatkowo nakazano mu liczyć, gdyż jak się pomyli mieli zacząć od nowa" - wspominał Skorupiński. (PAP)
nno/ mjs/ ls/