Ugandyjski watażka Dominic Ongwen, najmłodszy zbrodniarz ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, dostał się do niewoli. Nie wiadomo jednak, czy stanie przed sądem, bo jest zarówno katem, jak i ofiarą.
Dominic Ongwen jest zastępcą Josepha Kony’ego, przywódcy zbrojnej sekty Boża Armia Oporu, która stała się jedną z najdłuższych afrykańskich rebelii, od ćwierć wieku terroryzując Ugandę, południe Sudanu, Kongo, a ostatnio także Republikę Środkowoafrykańską. W ciągu prawie ćwierćwiecza działalności Boża Armia wymordowała ponad 100 tys. ludzi, a ponad pół miliona uczyniła uchodźcami.
Ponad 50-letni dziś Kony założył swoją partyzantkę jeszcze pod koniec lat 80., by na czele ludu Acholi z północnej Ugandy walczyć przeciwko rządzącemu w Kampali prezydentowi Yoweriemu Museveniemu i wspierającym go ludom z ugandyjskiego południa.
Z partyzanckiego wojska Boża Armia przerodziła się w zbrodniczą sektę, a Kony w samozwańczego proroka utrzymującego, że rozmawia z duchami, które nakazały mu zaprowadzić w Ugandzie Królestwo Boże. Partyzantka Kony’ego zyskała złowrogą sławę, gdy zaczęła porywać wiejskie dzieci, aby w buszu zmuszać je do barbarzyńskich, inicjacyjnych mordów, a potem przemieniać ich w bezwzględnych rebeliantów. Ponad trzy czwarte partyzantów Kony’ego stanowili dawni nieletni jeńcy, pod przymusem wcieleni do partyzantki.
Jeńcem Kony’ego stał się też 10-letni Dominic Ongwen, porwany w 1986 roku, gdy ze swojej wioski szedł z braćmi do szkoły. Inne dzieci próbowały uciekać z buszu. Dominic zaś, uznając, że nie ma innego wyjścia, zaczął robić partyzancką karierę, a brawura i okrucieństwo, jakimi wykazał się w walce, sprawiły, że zaczął awansować. Nie skończył jeszcze 20 lat, gdy stał się jednym z najważniejszych komendantów Bożej Armii.
Dominic Ongwen jest zastępcą Josepha Kony’ego, przywódcy zbrojnej sekty Boża Armia Oporu, która stała się jedną z najdłuższych afrykańskich rebelii, od ćwierć wieku terroryzując Ugandę, południe Sudanu, Kongo, a ostatnio także Republikę Środkowoafrykańską. W ciągu prawie ćwierćwiecza działalności Boża Armia wymordowała ponad 100 tys. ludzi, a ponad pół miliona uczyniła uchodźcami.
Przez wiele lat działająca w północnej Ugandzie Boża Armia cieszyła się wsparciem władz Sudanu, pragnącego się zemścić na Kampali za udzielanie schronienia i poparcia partyzantom z sudańskiego południa. W 2005 roku Chartum i Kampala zawarły jednak rozejm i Kony ze swoim wojskiem przeniósł się najpierw na południe Sudanu (w 2011 roku Sudan Południowy oderwał się od reszty kraju i ogłosił niepodległość), a stamtąd do sąsiedniego Konga i wreszcie do Republiki Środkowoafrykańskiej.
W 2003 roku Uganda zwróciła się do nowo utworzonego Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, by osądził i ukarał przywódców Bożej Armii jako zbrodniarzy wojennych. Wśród pięciu rebelianckich komendantów, obok Kony’ego, znalazł się także Dominic Ongwen, który w ten sposób stał się najmłodszym zbrodniarzem ściganym międzynarodowymi listami gończymi za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Do obławy na Kony’ego włączyła się Unia Afrykańska, która posłała prawie 5 tys. żołnierzy, by ścigali w Kongu, Sudanie Południowym i Republice Środkowoafrykańskiej herszta Bożej Armii i jego komendantów. Kony umykał jednak pogoni, korzystając z bezdroży w dżunglach, bagnach i sawannach, a także z chaosu, jaki w ostatnich latach zapanował w pogrążonych w wojnach domowych Sudanie Południowym i Republice Środkowoafrykańskiej.
W 2011 roku do pościgu za Konym włączyli się Amerykanie. Prezydent Barack Obama posłał do afrykańskiej dżungli stu komandosów, a wiosną zeszłego roku podesłał im jeszcze nowoczesne samoloty pionowego startu i 250 żołnierzy wsparcia.
Ale to nie w ich ręce wpadł w tym tygodniu Dominic Ongwen – wytropili, pojmali, a następnie przekazali go Amerykanom (za głowę każdego z komendantów Bożej Armii Amerykanie wyznaczyli po 5 mln dolarów nagrody) muzułmańscy partyzanci z ugrupowania Seleka, walczący w Republice Środkowoafrykańskiej ze zdominowanym przez chrześcijan rządem. Według rządu z Kampali Amerykanie przekazali liczącego dziś 34 lata Ongwena ugandyjskiemu wojsku.
Poza Konym Ongwen jest jedynym żyjącym z pięciu ugandyjskich watażków ściganych przez MTK. Pozostali trzej zginęli w walkach. Nie wiadomo jednak, czy wzięty do niewoli Ongwen zostanie wydany przez Ugandę do Hagi. Museveni, niegdyś jeden z największych entuzjastów trybunału, należy dziś do jego najzawziętszych krytyków i wytyka mu, że zajmuje się wyłącznie Afrykanami.
Uganda może zechcieć sądzić Ongwena sama. Traktat Rzymski, powołujący do życia MTK, przewiduje taką możliwość. Na proces w Kampali muszą się jednak zgodzić sędziowie z Hagi, a nie uczynili tego wobec Libii, pragnącej sądzić syna Muammara Kadafiego, Saifa al-Islama, ani wobec Wybrzeża Kości Słoniowej, które samo chciało osądzić Simone Gbagbo, żonę byłego prezydenta Laurenta Gbagbo, czekającego w Hadze na swój proces.
Najmłodszy zbrodniarz może w ogóle nie ponieść kary, ponieważ obejmuje go amnestia ogłoszona przez władze Ugandy w 2000 roku, by zachęcić wszystkich rebeliantów do złożenia broni. Do tej pory skorzystało z niej prawie 30 tys. rozmaitych partyzantów.
Wielu polityków w Kampali uważa też, że rodzimy proces lub ewentualne ułaskawienie Ongwena posłuży za przykład dla pozostałych niedobitków Bożej Armii i przyspieszy jej ostateczny upadek. Przypadek Ongwena uosabia bowiem tragedię ugandyjskiej rebelii, w której był zarówno ofiarą, jak i katem.
Z zabójczej armii partyzanckiej Boża Armia upadła do rangi kilkusetosobowej, walczącej o przetrwanie bandy rabusiów i kłusowników, zajmujących się kontrabandą kości słoniowej, diamentów i złota. Jej herszt, schorowany i oderwany od rzeczywistości Joseph Kony, wiosną zeszłego roku swoim zastępcą i następcą mianował urodzonego w buszu 22-letniego syna Saleha Salima. Jego ostatnią bezpieczną kryjówką jest enklawa Kafia Kingi, kontrolowana przez żołnierzy z Sudanu, którego prezydent Omar el-Baszir sam także ścigany jest przez haski trybunał jako wojenny zbrodniarz.
Wojciech Jagielski (PAP)
wjg/ akl/ ap/