Msza św. odprawiona przy bloku 11. w byłym niemieckim obozie Auschwitz upamiętniła w poniedziałek 76. rocznicę męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbego, który oddał w tym miejscu życie za współwięźnia.
„Dla człowieka wierzącego postać św. Maksymiliana musi urzekać, skłaniać do refleksji, mobilizować do troski o gorliwe życie duchowe; ta postać może - i powinna – fascynować” – mówił w homilii biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej Piotr Greger, który przewodniczył poniedziałkowej Eucharystii.
Mszę na terenie byłego niemieckiego obozu, w której wzięło udział kilkaset osób, m.in. byli więźniowie Auschwitz, poprzedziło nabożeństwo w Centrum św. Maksymiliana w Harmężach. Wierni wysłuchali tam opisu męczeńskiej śmierci zakonnika, stworzonego na podstawie dokumentów, zeznań i świadectw. Później uczestnicy obchodów wyruszyli w pięciokilometrowy marsz do b. obozu Auschwitz, gdzie przy bloku 11 odprawiono mszę.
W homilii bp Greger przypomniał sylwetkę Rajmunda (w zakonie Maksymiliana) Kolbego – zakonnika, duszpasterza, wychowawcy, teologa, człowieka wielkiego intelektu. „To bez wątpienia osobowość niezwykła, tacy ludzie nie rodzą się na zawołanie (…). Maksymilian to również – a może przede wszystkim – niespotykana potęga ducha, mistyk, prorok przeczuwający swoją rychłą śmierć, bezgraniczne zaufanie wobec Niepokalanej” – mówił biskup, przypominając ewangelizacyjną pasję o. Maksymiliana.
„Ostatnią stacją ewangelizacji o. Maksymiliana okazał się obóz koncentracyjny Auschwitz, gdzie w wyniku zorganizowanego na sposób przemysłowy masowego mordu, motywowanego nienawiścią rasową i demonicznym nacjonalizmem, straciło życie wiele niewinnych ludzi. Zostali zamordowani nie za to, co zrobili, ale za to, kim byli” – powiedział bp Greger.
„Ostatnią stacją ewangelizacji o. Maksymiliana okazał się obóz koncentracyjny Auschwitz, gdzie w wyniku zorganizowanego na sposób przemysłowy masowego mordu, motywowanego nienawiścią rasową i demonicznym nacjonalizmem, straciło życie wiele niewinnych ludzi. Zostali zamordowani nie za to, co zrobili, ale za to, kim byli” – powiedział biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej Piotr Greger.
„We współczesnym świecie, tak bardzo zdezorientowanym w kwestiach dobra i zła, słowo Auschwitz, mimo wszystko, brzmi wyjątkowo i w sposób automatyczny przywołuje problem tajemnicy ludzkiej nieprawości (…). To miejsce przypomina całej ludzkości o głębi zła, jakiego mogą się dopuścić mężczyźni i kobiety. Podczas gdy dwudzieste pierwsze stulecie zdaje się ignorować ideę piekła lub przynajmniej je lekceważyć, lata poprzedzające ten czas okazały się rzeczywistością określaną mianem piekła na ziemi” – mówił biskup.
Hierarcha podkreślił, że niewiele jest na świecie takich miejsc, jak blok 11 na terenie Auschwitz. „To szczególny teren ludzkiej kaźni, gdzie więźniów poddawano wymyślnym torturom, z których każda była okrutniejsza od poprzedniej. Piwnica bloku 11 była zarezerwowana na szczególne okropieństwa - była tam tzw. cela do stania czy też ciemna cela” – powiedział.
W bloku 11 jest także cela nr 18 zwana bunkrem głodowym. W niej skazani na śmierć więźniowie pozostawieni byli bez pożywienia i wody tak długo, aż skonali. Niektórzy z nich umierali bardzo długo, co miało spotęgować ból i cierpienie. „Jednym z nich był Maksymilian Kolbe ze zgromadzenia franciszkanów konwentualnych. Cela 18 w bloku 11 jest żywym ołtarzem, na którym człowiek świadomie i dobrowolnie oddał życie za swojego współbrata” – przypomniał biskup.
Jak mówił, krocząc po żwirowych alejkach Auschwitz lub wzdłuż okrytych złą sławą torów kolejowych na terenie Birkenau, dochodzi się do wniosku, że w tym "nowoczesnym piekle" musiało działać coś więcej niż tylko sama ideologia.
„Przemieszczając się po miejscach, gdzie odbywała się selekcja ofiar, owa tajemnica ludzkiej nieprawości (…) przestaje być czymś abstrakcyjnym. Popełnione przez człowieka zło oraz związane z tym poczucie grzechu nie są tutaj teoretycznymi konstrukcjami, zgodnie z którymi zło jest postrzegane tylko jako brak dobra, a grzech bywa definiowany jako rozminięcie się z wolą bożą. Zło i grzech są tutaj bardzo realne i w najwyższym możliwym stopniu zabójcze” – wskazał bp Greger.
„Teren tutejszego obozu koncentracyjnego, i wszystkich innych podobnych miejsc na całym świecie, jest potwierdzeniem porażającego faktu, jak bardzo ludzkość może stać się nieludzka” – mówił biskup.
Po poniedziałkowej mszy św. wierni złożyli kwiaty przed Ścianą Straceń, przy której Niemcy rozstrzelali wiele tysięcy osób, w zdecydowanej większości Polaków, a także w celi śmierci Maksymiliana, znajdującej się w piwnicy bloku 11. Kwiaty złożono też na placu apelowym, gdzie zakonnik ofiarował życie za współwięźnia.
Rajmund Kolbe urodził się 8 października 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. wstąpił do zakonu, gdzie przyjął imię Maksymilian. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 r. założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Do Polski wrócił dwa lata później. W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów. Trzy lata później wyjechał do Japonii, skąd wrócił w 1936 r. Objął kierownictwo Niepokalanowa, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.
We wrześniu 1939 r. Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 r. Maksymiliana aresztowano po raz drugi. Trafił na Pawiak, a potem, 28 maja 1941 r., do Auschwitz. W obozie otrzymał numer 16670. Gdy pod koniec lipca z obozu uciekł więzień, za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek, za którego do celi śmierci dobrowolnie poszedł o. Kolbe. Gdy po dwóch tygodniach męki wciąż żył, 14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.
O. Kolbe został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Stał się pierwszym polskim męczennikiem podczas II wojny, który został wyniesiony na ołtarze. (PAP)
mab/ szf/ ozk/