W środę w 64. rocznicę wybuchu pożaru w Zakładach Mechanicznych im. gen. Karola Świerczewskiego w Elblągu, pod tablicą pamiątkową ku czci ofiar stalinowskich prześladowań, mieszkańcy i władze miasta złożyli kwiaty. Hołd ofiarom oddał prezydent Elbląga Jerzy Wilk.
64 lata temu w elbląskich zakładach Zamech wybuchł pożar, po którym pod zarzutem sabotażu zatrzymano kilkudziesięciu elblążan, w tym repatriantów z Francji. Zapoczątkowało to wydarzenia nazywane później „sprawą elbląską”.
Nocą z 16 na 17 lipca 1949 roku spłonęła hala numer 20 Zakładów Mechanicznych, w którym produkowano m.in. elementy do turbin. Pod zarzutem sabotażu i pracy na rzecz obcego wywiadu aresztowano ponad 100 osób. W sfabrykowanym przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego śledztwie najbardziej ucierpieli osiedleni w Elblągu reemigranci z Francji, którym zarzucono utworzenie siatki szpiegowskiej.
Skazano kilkadziesiąt osób, w tym trzy na karę śmierci. Wielu z aresztowanych zmarło w czasie śledztwa lub wkrótce po jego zakończeniu. Odbywających kary wieloletniego więzienia, wypuszczono dopiero w 1956 roku.
Według historyków sfingowane śledztwo i proces były najsilniejszym ciosem wymierzony w mieszkańców Elbląga w czasach stalinowskich.
Wydarzenia sprzed 64 lat upamiętnia "Skwer Ofiar Sprawy Elbląskiej" oraz głaz z tablicą. Znajduje się on niedaleko elbląskiej starówki za Bramą Targową. (PAP)