Na cmentarzu w Jarosławiu odbył się w czwartek pogrzeb Stanisławy Śledziejowskiej-Osiczko, więźniarki niemieckiego obozu koncentracyjnego w Ravensbrueck - ofiary przeprowadzanych tam eksperymentów medycznych. Miała 92 lata.
Syn zmarłej Krzysztof Osiczko powiedział PAP, że do 1959 r. mama często wracała do wspomnień z obozu. „Wracała do obozowych wspomnień, bo miała koszmarne sny. Przejawiało się to także sposobem wychowania dzieci, takim obozowym. Potem, po półrocznym pobycie w USA, gdzie leczyła się i fizycznie i psychicznie był zupełnie inny świat” - dodał.
Bliska przyjaciółka zmarłej, jej towarzyszka niedoli z niemieckiego obozu, prof. Wanda Półtawska, powiedziała na cmentarzu, że Osiczko była niezwykle dzielną kobietą, która mimo wielkiego cierpienia, jakiego doznawała w obozie, nie narzekała. Półtawska podkreśliła, że Osiczko może być dla współczesnych kobiet wzorem wierności. „Była kobietą wierną przede wszystkim swojemu mężowi, dzieciom, rodzinie” - dodała.
Ks. Marian Rajchel, który wygłosił homilię w trakcie mszy św. pogrzebowej, przypomniał najważniejsze etapy z życia zmarłej. Wspominał, że kiedy w Jarosławiu zakładał kuchnię św. Brata Alberta, Stanisława Osiczko była jedną z pierwszych osób, która się zgłosiła do pomocy.
„To było charakterystyczne – służba drugiemu człowiekowi, niezależnie jak ubranemu. I ta radość z życia do końca dni. Ci ludzie umieją cieszyć się życiem, znają jego wartość. Była radosna do końca, nawet przeżycia z obozu okraszała dowcipem. Dziękuję Bogu, że nie tylko znałem, ale zaprzyjaźniłem się z tym bożym diamentem” - powiedział ks. Rajchel.
Stanisława Śledziejowska-Osiczko urodziła się w listopadzie 1924 r. w Toruniu. W 1938 r. rodzina przeprowadziła się do Świdnika, gdzie ojciec, kpt. Stanisław Śledziejewski, organizował lotnisko.
Od wiosny 1940 r. należała do Związku Walki Zbrojnej, była łączniczką, kolporterką prasy podziemnej. Została aresztowana przez Gestapo 7 lutego 1941 r. Poddawana była torturom w siedzibie Gestapo „Pod Zegarem” i na Zamku Lubelskim. Ostatecznie została skazana na karę śmierci i we wrześniu 1941 r. przewieziona do obozu Ravensbrueck.
W obozie Śledziejowska była kilkakrotnie poddana eksperymentom medycznym, które miały służyć przede wszystkim skróceniu czasu leczenia ran żołnierzy. Kobiety okaleczano, a następnie do ran wprowadzano ciała obce, co miało imitować warunki frontowe. Okaleczenia często były trwałe, wiele ofiar nie przeżyło okrutnych doświadczeń.
Później została deportowana przez Niemców na zachód w kierunku Lubeki, gdzie przebywała do końca wojny. Powróciła do Świdnika, mieszkała także we Wrocławiu, Szczecinie i Jarosławiu. W tym ostatnim mieście w grudniu 1949 r. wyszła za mąż za Henryka Osiczko. Urodziła trzech synów: Krzysztofa, Jacka i Leszka. Ze względu na stan zdrowia krótko pracowała zawodowo; zajęła się wychowaniem synów.
Po badaniach lekarskich w 1958 r. w Akademii Medycznej w Warszawie przebywała na leczeniu w Stanach Zjednoczonych. Później otrzymała rentę specjalną. Ból operowanych nóg towarzyszył jej do końca życia. W Jarosławiu mieszkała blisko 70 lat.
Istniejący od 1939 roku obóz w Ravensbrueck w Brandenburgii był największym niemieckim obozem koncentracyjnym dla kobiet w III Rzeszy. Więziono w nim 132 tys. kobiet i 1 tys. dziewcząt z ponad 40 krajów Europy.
Kilkadziesiąt tysięcy z nich nie przeżyło obozu - ginęły w egzekucjach, wskutek głodu, chorób lub eksperymentów medycznych. Wśród więzionych w Ravensbrueck kobiet było 30-40 tys. Polek, z których wiele wysłano tam po upadku powstania warszawskiego; 17 tys. Polek zostało zamordowanych lub zmarło. W Ravensbrueck więziono też 20 tys. mężczyzn.
30 kwietnia 1945 r. oddziały Armii Czerwonej wkroczyły do obozu, w którym pozostało jedynie 2 tys. chorych więźniów.
(PAP)
huk/ pat/