Żołnierze polskich formacji walczący na froncie wschodnim I wojny światowej starali się nawet w okopach podtrzymywać obyczaje wigilijne. Śpiewali kolędy tradycyjne i nowe, do których słowa powstawały na froncie i nawiązywały do aktualnej sytuacji.
Jedną z takich kolęd napisał Marian Szubert z 16. pułku piechoty Landwehry. Utwór ten śpiewany był na melodię „Wśród nocnej ciszy” i taki też ma tytuł. Jednak dalsze słowa, wśród których znalazły się także obce, pochodzenia np. rosyjskiego, czy niemieckiego, opisują już nie narodzenie Jezusa, ale starcie polskich i rosyjskich wojsk.
Wśród nocnej ciszy szmer nas nachodzi,
Moskal z okopów ku nam podchodzi.
Czym prędzej się formujemy,
na Moskala rukujemy
z bagnetem w ręku.
Poszli, znaleźli Moskala w lesie.
Moskal ze strachu portkami trzęsie.
Ruki w górę wyciągali, rużje, szaszki porzucali.
Nie strelaj bracie.
Inną wersję tej samej kolędy napisał Dominik Leopold Kronenberg.
Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi,
wstawaj żołnierzu, Moskal nadchodzi.
Czym prędzej się porywajcie
i Moskala powstrzymajcie,
ziemi swej brońcie.
Kolejne zwrotki poświęcone są działaniom poszczególnych pułków galicyjskich, w tym np. „trzynastki” krakowskiej, 40. pułku złożonego z mazurów, cieszyniaków, wadowiczan, i „trzydziestce” lwowskiej.
Jednak radosny nastrój świąt Bożego Narodzenia zdarzał się rzadko. Żołnierze I Brygady Legionów Polskich, oczekujący spokojnych świąt Bożego Narodzenia 1914 roku w okolicach Nowego Sącza, niepodziewanie dostali rozkazy wymarszu w okolice Tarnowa, gdzie Rosjanie przerwali linię frontu.
„Rosjanie obchodzą wigilię dwa tygodnie później i 24 grudnia ani myśleli świętować. Po prostu nacierali. W związku z tym 22 grudnia I Brygada pod dowództwem Kazimierza Sosnkowskiego została rzucona w sam środek bitwy” – mówił Tomasz Kuba Kozłowski z warszawskiego Domu Spotkań z Historią podczas wykładu w Rzeszowie.
Także i ci legioniści, którym przyszło spędzić wigilię w okopach pod Łowczówkiem, dotrzymali tradycji, i wspólnie śpiewali polskie kolędy. Do tego śpiewu przyłączyli się również Polacy, znajdujący się w okopach wroga.
Także i ci legioniści, którym przyszło spędzić wigilię w okopach pod Łowczówkiem, dotrzymali tradycji, i wspólnie śpiewali polskie kolędy. Do tego śpiewu przyłączyli się również Polacy, znajdujący się w okopach wroga.
Tak wspominał te dni jeden z uczestników walk pod Łowczówkiem Felicjan Sławoj Składkowski: „Strzelanina, która wybuchła przy odbieraniu okopów, ustała. Gęsta mgła spadła na całą okolicę. Przypominamy sobie, że to Wigilia. Zaczęliśmy śpiewać kolędy, gospodarz i gospodyni z nami. Ranni w brzuch domagali się wody, chociaż +w ten święty wieczór, jeżeliśmy chrześcijanie+. Trzeba było im odmówić. Biedacy z zazdrością patrzyli, jak jeniec, praporszczyk, pił kawę. (...) W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać Bóg się rodzi… I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów!
Gdy nasi po wspólnym odśpiewaniu kolęd krzyknęli: +Poddajcie się, tam, wy Polacy!+ nastała chwila ciszy, a później - już po rosyjsku: +Sibirskije striełki nie sdajutsia+. Straszna jest wojna bratobójcza. Podobno jeden z naszych młodych chłopców wziął do niewoli ojca swego, którego zabrali do wojska rosyjskiego” - wspominał późniejszy premier Sławoj Felicjan Składkowski („Moja służba w Brygadzie”, Warszawa 1990).
Święta upłynęły żołnierzom na walkach. Łącznie żołnierze I Brygady Legionów przeprowadzili w dniach 22 - 25 grudnia pięć ataków, skutecznie blokując postęp wojsk rosyjskich. Cena była wysoka: w krwawych walkach w okolicy Łowczówka zginęło 90 żołnierzy i 38 oficerów. Pochowano ich na cmentarzu na wzgórzu Kopaliny. 342 polskich żołnierzy odniosło rany. Do niewoli wzięto ok. 600 jeńców i zdobyto wiele uzbrojenia. Za męstwo wykazane w walce austriackie dowództwo przyznało Polakom sześć złotych oraz kilkadziesiąt srebrnych i brązowych medali.
Do legendy legionowej przeszło nie tylko zwycięstwo, ale także wigilijne wspólne śpiewanie kolęd w dwóch wrogich okopach. Wspominali je także w wydawanych w Rosji wspomnieniach żołnierze z syberyjskich pułków.
Inni polscy żołnierze mieli w święta więcej szczęścia i nie musieli walczyć. Jeden z takich wieczorów w swoim dzienniku z kampanii rosyjskiej opisał hr. August Krasicki, którego II Brygada pod dowództwem generała Karola Trzaski-Durskiego za cenę znacznych strat w ludziach powstrzymała na Huculszczyznie rosyjską ofensywę w kierunku południowym.
Por. Krasicki wspominał, ze w altanach zbudowanych przez żołnierzy, przy stołach udekorowanych gałązkami świerku, we wspólnej wigilii uczestniczyli oficerowie i żołnierze, którzy akurat w tym czasie nie mieli służby. Dzielili się opłatkiem przysłanym przez Naczelny Komitet Narodowy. Były nawet niektóre z tradycyjnych potraw wigilijnych, takie jak barszcz zabielany, ryba smażona, kompot ze śliwek, pierogi z kapustą. Były też jabłka i czekolada, również przysłana przez NKN.
Wśród tych mniej lub bardziej tradycyjnych sposobów obchodzenia świąt bywały też zaskakujące sytuacje, co opisywali legionowi pamiętnikarze. Np. komendant Józef Piłsudski wraz z oficerami przed Bożym Narodzeniem obchodzonym w 1915 roku na Wołyniu, w okolicach osady Legionowo, utworzonej właśnie dla Legionów Polskich, mieli wywoływać duchy. Piłsudskiemu podobno udało się wywołać ducha rosyjskiego generała Nikołaja Liniewicza, który miał przepowiedzieć atak rosyjski podczas świąt. Ale przepowiednia się nie spełniła.
Legioniści ubierali choinki w swoich kwaterach, a że nie mieli tradycyjnych ozdób, więc do zdobienia drzewek używali tego, co mieli pod ręką. A były to np. naboje karabinowe, zapalniki od pocisków, czy wata, wyproszona od sanitariuszy.
Żołnierze otrzymywali czasem paczki świąteczne, które później między sobą losowali. Legioniści ubierali choinki w swoich kwaterach, a że nie mieli tradycyjnych ozdób, więc do zdobienia drzewek używali tego, co mieli pod ręką. A były to np. naboje karabinowe, zapalniki od pocisków, czy wata, wyproszona od sanitariuszy.
Podczas wigilii w Legionowie w 1915 roku, w której wraz z oficerami uczestniczył biskup Władysław Bandurski, doszło do incydentu. Od jednej z lamp zapalił się mech, którym uszczelnione były baraki. W wyniku interwencji żołnierzy, którzy aby ugasić pożar, musieli wejść na strych, stół wigilijny został zasypany różnymi paprochami, które sypały się z tlącego się sufitu.
Dużo większe kłopoty sprawili ułani, a niektórzy byli tak wstawieni, że nie byli w stanie wsiąść na konia. Nadużywanie alkoholu podczas świąt było powszechne, bo żołnierzom w święta wydawano zwiększone porcje rumu, a poszczególnym oddziałom przydzielono beczułki z winem. „A co bardziej przedsiębiorczy żołnierze okradali niekiedy magazyny żywnościowe, zwłaszcza te, w których był alkohol” – dodał Kozłowski.
Tę obfitującą w niespodzianki wigilię udało się jednak zakończyć tradycyjną pasterką, którą przy świetle pochodni i reflektorów odprawił biskup Bandurski.
Ale już w kolejny świąteczny wieczór, podczas wspólnej kolacji, gdzie oprócz dań podawano także wódkę, oficerowie zamierzali upić księdza kapelana Kosmę Lenczowskiego. Ponadto - jak wynika z zapisków kapelana Lenczowskiego - pijani legioniści, którym wyczerpał się repertuar kolęd, zaczęli śpiewać nieprzyzwoite piosenki. W związku z tym kapelan wraz z biskupem tuż przed północą opuścili pijane towarzystwo.
* * *
Tomasz Kuba Kozłowski z Domu Spotkań z Historią w Warszawie jest pasjonatem i popularyzatorem historii, szczególnie dotyczącej Ziem Wschodnich I i II Rzeczypospolitej. Jest też autorem licznych publikacji dotyczących migracji i uchodźców, historii harcerstwa, I wojny światowej, dziedzictwa Kresów, a także kolekcjonerem pamiątek pochodzących z Kresów oraz autorem wystaw, organizatorem spotkań, wykładów poświęconych tym ziemiom.
Agnieszka Pipała (PAP)
api/