Pamięć żołnierzy NSZ z oddziału kpt. Henryka Flamego „Bartka”, którzy walczyli w Beskidach, uczcili w poniedziałek mieszkańcy Żywca (Śląskie). W kościele Świętego Krzyża odprawiona została msza w ich intencji – powiedział rzecznik magistratu w Żywcu Tomasz Terteka.
„Uroczystości zostały zorganizowane w 70. rocznicę powstania Narodowych Sił Zbrojnych, która przypadnie 20 września, a także w 66. rocznicę mordu UB na 167 żołnierzach oddziału kapitana Flamego” – powiedział Terteka.
Po mszy w żywieckim Miejskim Centrum Kultury odbyła się okolicznościowa akademia, będąca hołdem dla żołnierzy "Bartka" zgładzonych we wrześniu 1946 roku przez komunistów. Władze miasta złożyły także kwiaty pod monumentem, który upamiętnia bohaterów z NSZ.
Oddział "Bartka" był największą grupą zbrojną antykomunistycznego podziemia na Górnym Śląsku i w Beskidach. Liczył kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników. Stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją NSZ na Podbeskidziu było zajęcie 3 maja 1946 roku Wisły.
Oddział "Bartka" był największą grupą zbrojną antykomunistycznego podziemia na Górnym Śląsku i w Beskidach. Liczył kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników. Stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją NSZ na Podbeskidziu było zajęcie 3 maja 1946 roku Wisły. Funkcjonariusze MO i UB byli tak zaskoczeni i przestraszeni, że zabarykadowali się posterunkach. Oddział "Bartka" przeprowadził w centrum miasta dwugodzinną defiladę.
Od lipca 1946 roku w oddziale działali agenci bezpieki. Ubecy podając się za przedstawicieli sztabu Obszaru Zachodniego NSZ zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na ziemie zachodnie, skąd żołnierze rzekomo mieli być przerzuceni do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Ostatni raz oddział widziano w 1946 roku w Szczyrku, a później w okolicy Baraniej Góry.
Komunistyczne władze, poprzez agenta "Lawinę", czyli byłego żołnierza AK Henryka Wendrowskiego, późniejszego ambasadora PRL w Danii, podstępem namówiły ludzi "Bartka" do wyjazdu z Beskidów. Według zapewnień "Lawiny" mieli zostać przewiezieni najpierw pod Jelenią Górę, a potem na Zachód. W rzeczywistości trafili na Opolszczyznę - na polanę Hubertus pod Barutem oraz w okolice Grodkowa i Łambinowic, gdzie w bestialski sposób zostali zamordowani: wysadzeni w powietrze podczas snu lub rozstrzelani.
Mimo starań dotychczas nie udało się ustalić miejsca, w którym znajdują się groby żołnierzy.
Zbrodnia, popełniona w pierwszej dekadzie września 1946, była szczegółowo zaplanowana przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Decyzję o niej podjął osobiście wiceminister MBP Roman Romkowski.
Henryk Flame zdołał uciec. Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się 11 marca 1947 roku w Cieszynie. 1 grudnia 1947 został zamordowany przez milicjanta Rudolfa Dudka w Zabrzegu, koło Czechowic-Dziedzic. Spoczął na czechowickim cmentarzu. (PAP)
szf/ abe/